Rozdział 12

296 35 7
                                    


Kolejne dni minęły tak szybko, że... dziś mamy trzydziestego pierwszego października. Ten miesiąc minął mi, jak pstryknięcie palcem. Szkoła w końcu rozpoczęła się na dobre, nauczyciele jak szaleni zaczęli zadawać nam prace domowe. Jednak cieszę się, że mam tak dużo roboty. I na szczęście udaje mi się pogodzić szkołę z pracą w księgarni, co mnie niezmiernie raduje. Joe i jego książki zakradły się do mojego serca, a ja nie mogłabym ich tak po prostu z niego wyrzucić.

Z moją szkolną paczką bardzo się zżyłam. Nora stała się moją najlepszą przyjaciółką, dzięki niej w końcu coś ciekawego dzieje się w moim życiu. Wprowadziła mnie w świat swój, Cindy, Mindy, Arnolda i Jonatana. Nie wiem, jak miałabym dalej czuć się swobodnie w tej szkole bez nich.

Nasz mały eksperyment, mój i Nory, odnośnie Cindy i Arnolda się nie powiódł. Parę razy specjalnie zostawiałyśmy ich samych, albo rzucałyśmy aluzje czekając na jakiekolwiek reakcje. Nic takiego nie otrzymałyśmy, więc po czasie się poddałyśmy. Widocznie źle podejrzewałyśmy, że tych dwoje ma się ku sobie.

Jeśli chodzi o Jonatana, co do niego nie jestem do końca pewna. Bardzo go lubię, jest wspaniałym kumplem. Od czasu imprezy nie próbował w jakiś sposób mnie poderwać, dzięki czemu bardzo mi ulżyło. Nie chciałabym zepsuć relacji między nami. Choć czasami przyłapuję go na długich spojrzeniach, które mi posyła, póki co nie robi nic więcej, więc nie mam czym się przejmować.

Claudia natomiast odpuściła, przynajmniej na razie. Skutecznie omija mnie i swoją dawną paczkę w szkole. Nie mam z nią żadnych lekcji, więc nie mogę ocenić, czy jej choroba psychiczna postępuje, czy nie.

Natomiast Matt... jest po prostu Mattem. Nie mogliśmy się powstrzymać, i oprócz weekendów daliśmy sobie jeszcze jeden dzień w tygodniu. Zauważyłam, że rozmowy z nim mnie uzależniły, czuję się jak naćpana, kiedy z nim piszę czy konwersuję. Czasami jest tak, że mi się śni. Zazwyczaj w tych snach dochodzi do naszych spotkań, a potem, gdy się budzę, rzeczywistość dociera do mojego zamroczonego snem umysłu. Pojawia się wtedy smutek i rozczarowanie, ponieważ możliwe jest, że nigdy go nie spotkam. Boję się go nawet zapytać, kim dla siebie jesteśmy. Nazywa mnie Małą, ostatnio coraz częściej też zwraca się do mnie "Kochanie". Ale co to tak naprawdę oznacza? Czy jest to zwykłe droczenie się, czy może coś więcej?

Gdybym miała dłużej się nad tym zastanawiać, moja głowa na pewno by wybuchła.

A dziś, trzydziestego pierwszego października, obchodzę swoje osiemnaste urodziny. Niesamowite, jak ten czas szybko leci. Jeszcze niedawno byłam małą dziewczynką, którą tata uczył jeździć na różowym rowerku. Teraz, jestem prawie dorosłą kobietą. Wszystko się zmieniło, i na pewno jeszcze zmieni. Chociaż podświadomie nie jestem na to gotowa, dumnie unoszę głowę i wyobrażam sobie, że każdą przeszkodę, którą napotkam na swojej drodze, rozjadę po prostu walcem drogowym.

Ta myśl powoduje, że się uśmiecham.

- A dziewuszka jak zwykle zamyślona – odzywa się Joe i unosi jedną brew.

Odkąd przyszłam dziś do pracy, nie mogę przestać się z niego śmiać. Na Halloween przebrał się za pirata. Na jednym oku ma czarną opaskę, do lewej dłoni jakimś cudem doczepił sobie wystający złoty hak. Czerwony frak wypożyczył prawdopodobnie z jakiejś wypożyczalni strojów. Wygląda bardzo zabawnie, chociaż usilnie robi straszne miny, próbując być przerażającym.

- Nie zamyśliłam się – próbuję się bronić. – Zastanawiam się tylko, czy mój strój na dzisiejszą imprezę będzie odpowiedni.

Joe ocenia mnie wzrokiem.

Do JutraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz