Rozdział 26

283 30 6
                                    



- To dziwne, że rodzice nadal nie zajęli się twoim pokojem, Blue. Moim zdaniem, powinni coś z nim zrobić. Może dobrym pomysłem byłaby domowa siłownia? Albo mała biblioteczka, o tak, to byłoby wspaniałe.

Przechadzam się po pokoju Blue, przejeżdżając palcem po jej meblach. Zaskakujące, jak bardzo są czyste. Zastanawiam się, czy mama codziennie tu bywa i codziennie sprząta. Jeśli jest to prawdą, to cóż, to trochę niepokojące.

Podchodzę do zdjęć wiszących na tablicy korkowej. Nie mam pojęcia, który raz z kolei oglądam te fotografie. Nauczyłam się ich już praktycznie na pamięć. Mimo to oglądanie ich wprawia mnie w spokojny nastrój.

Omiatam jeszcze raz spojrzeniem pokój, mając silne wrażenie, że naprawdę czas na zmiany. Ten pokój jest dziecinny. A gdyby Blue żyła, byłaby teraz na jakiś studiach prawniczych. Mieszkałaby razem ze mną, nosiła zapewne jakieś okulary, oczywiście zerówki, bo zawsze miała doskonały wzrok, ale dla prawniczego wyglądu byłyby przecież wskazane. W prawej dłoni nosiłaby czarną teczkę, a na co dzień zakładała różnorodne spódnice. Swoje włosy zawsze by podkręcała.

Uśmiecham się smutno i wzdycham. To rzeczywistość, która nigdy się nie wydarzy. Blue... Odeszła ponad rok temu. Wcześniej nie zastanawiałam się, w co wierzę. W moim domu nigdy nie było wielkiego nacisku na religię. Jednak dziś, po wszystkim przez co przeszłam, chcę mieć nadzieję, że po drugiej stronie jest lepszy świat. Chcę mieć nadzieję, że tam, gdzie pójdziemy po śmierci, nie ma bólu i zła. Jest tylko wieczne szczęście ze wszystkimi bliskimi nam osobami. Kiedy myślę w ten sposób, łatwiej pogodzić mi się ze stratą siostry, łatwiej mi przyswoić to, że nie ma jej tutaj ze mną. Ta myśl mnie uspokaja.

Ostatni raz spoglądam na pokój, po czym wychodzę i zamykam za sobą drzwi. Powoli schodzę po schodach na dół, udając się do przedpokoju. Nie wiem, dlaczego tutaj przyszłam, dlaczego potrzebowałam znaleźć się w miejscu pełnym Blue. Bardzo możliwe, że to przez wczorajsze spotkanie z Mattem. Wiem, że minął dopiero jeden dzień, ale mam wrażenie, że naprawdę odpuścił. Inaczej, przecież szukałby kolejnych sposobów, żeby mnie zobaczyć, prawda?

Ale to już nieważne. Nie ma go, i nigdy nie było. Znowu mogę skupić się tylko na sobie, jak to było dotąd. Prawdopodobnie będę też musiała wyjaśnić Joe'emu, co się wczoraj wydarzyło. Chociaż po moim małym załamaniu o nic nie wypytywał, to wiem, że bardzo się martwi. I na swój sposób pewnie też łączy fakty.

- Sky? Nie wiedziałam, że nas dziś odwiedzisz.

Podskakuję przestraszona i piszczę. Odwracam się za siebie i dostrzegam Henriettę, która wyciera ręce w mokry fartuszek. Uśmiecha się do mnie szeroko i wyciąga ramiona w moją stronę. Ruszam jak najszybciej, by ją przytulić, ponieważ bardzo się za nią stęskniłam. Teraz, gdy nie mam jej na co dzień, jeszcze bardziej ją doceniam.

- Przepraszam, myślałam, że nikogo nie ma w domu – wyjaśniam, gdy się od niej odsuwam. – Chyba potrzebowałam... Po prostu...

Henrietta patrzy na mnie ze zrozumieniem, i kiwa głową.

- To nadal twój dom, Sky, zawsze jesteś tu mile widziana – odpowiada z uśmiechem. – To co, może masz ochotę na jakąś herbatę? A może zrobić ci jakieś ciasto? Mizernie wyglądasz, czy ty w ogóle coś jesz w tym swoim mieszkaniu?

Śmieję się serdecznie i jeszcze raz ją przytulam.

- Jak ja się za tobą stęskniłam – wyznaję. – Niczego nie potrzebuję, Henrietto. Na herbatkę bym chętnie została, ale umówiłam się już z dziewczynami. Wpadnę do was znów któregoś dnia, to posiedzimy razem z rodzicami.

Do JutraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz