Rozdział 6

280 29 1
                                    


Następnego dnia wszystko mnie irytuje. Nie mogę sobie znaleźć miejsca w domu, nie mam ochoty nic namalować. Chodzę sfrustrowana i smutna, bo wczorajsza rozmowa ciągle pojawia się w mojej głowie.

Co ja narobiłam?

Nie miałam prawa się wściekać. Zareagowałam zbyt emocjonalnie, pozwoliłam by owładnęła mną jakaś głupia...zazdrość? Choć wstydzę się to przyznać, taka jest prawda. Poczułam się zazdrosna, a to przecież chore i nienormalne. Nie miałam podstaw, by być zazdrosną. Nawet nie powinnam mieć powodu.

Wzdycham i odchylam głowę na krześle. Nie mam co dzisiaj ze sobą zrobić. W księgarni mam wolne, w domu wszystko jest posprzątane przez Henriettę. Rodziców jak zwykle nie ma. Siedząc tak dociera do mnie, jaka jestem żałosna. Nie mam przyjaciół, znajomych. Odcięłam się od wszystkich po ostatnim wydarzeniu. Tak samo, jak nie mam rodziny, tyle że ona sama odcięła się ode mnie.

Siadam prosto i kładę dłonie na udach. Co mogę zrobić? Gdzie iść?

Spacer. Spacer jest zawsze najlepszym lekarstwem na wszystkie problemy.

Zakładam czarny sweter, zbieram włosy w wysokiego kucyka i wychodzę z pokoju. Zbiegam po schodach, kieruję się do przedpokoju i zakładam buty. Przeglądam się w lustrze wiszącym na frontowej ścianie i delikatnie się uśmiecham.

- Idziesz na randkę?

Podskakuję i wrzeszczę przerażona. Spoglądam w bok i zauważam swojego ojca. Kładę dłoń na klatce piersiowej i próbuję złapać oddech.

- Zwariowałeś? Przestraszyłeś mnie – mamroczę.

Ojciec wydaje się niewzruszony moimi słowami. Spogląda na mnie wyczekująco jakby mając nadzieję, że mu odpowiem. Wzruszam ramionami i poprawiam dalej włosy. Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona jego obecnością. Myślałam, że jak zwykle jest w pracy.

- Odpowiesz mi? – pyta zbyt spokojnie.

Wzdycham i patrzę na niego przeciągle.

- Idę na spacer.

- Z kim?

Marszczę brwi. Teraz nagle zaczął się mną przejmować?

- Sama – odpowiadam i biorę torebkę, gotowa wyjść.

Gdy kładę dłoń na klamce od drzwi, ojciec chwyta mnie za łokieć. Przez chwilę czuję niepokój, jednak zaraz powraca obojętność. Nie ruszy mnie już nic, co powie albo zrobi.

- Sky... - zaczyna, ale urywa. Wzdycha przeciągle i puszcza mój łokieć. – Uważaj na siebie.

Mrugam szybko powiekami nie chcąc, by pojawiły się łzy. Nie odwracam się w jego stronę, tylko otwieram drzwi, by wyjść na zewnątrz.

Czasami zepsutych relacji nie da się odbudować jednym słowem, albo gestem. Na to potrzeba bardzo wiele czasu pełnego poświęcenia, a nawet cierpienia. Jednak, mało kto potrafi w tym wytrwać. Większość poddaje się zaledwie na starcie.

Już wiem, do której grupy należy mój ojciec.





Spacer działa na mnie uspokajająco. Przez naprawdę długi czas udaje mi się nie myśleć praktycznie o niczym. Czasem tylko powracam do Matta... No dobra, nie czasem, a co chwilę. Nic nie poradzę na to, że tak mnie to dręczy. Chciałabym z nim to jak najszybciej wyjaśnić. Zrozumieć. Dowiedzieć się więcej. Bo zdecydowanie powinnam zapytać go o pewne rzeczy. Jak widać, potrafimy rozmawiać o wszystkim, a podstawowych rzeczy o sobie nie wiemy.

Do JutraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz