Pierwszy wieczór na wycieczce nie zapowiadał się zbyt ciekawie, ale od czego ma się mało rozgarniętego brata i jego nad wyraz durne pomysły, prawda?
Po kolacji Marinette udała się do swojego domku, który dzieliła z Alyą i Alix. Dziewczęta powoli się rozpakowywały, rozmawiając o tym, co będą robić w wolnym czasie. Ośrodek, w którym się znajdowali, oferował wiele form aktywnego spędzania czasu, ale one i tak wolały leżeć bezczynnie plackiem na kocu i smażyć się w ostrych promieniach słońca, niczym kiełbaski na grillu. Marinette nigdy nie lubiła się opalać, zmarnowany na to czas wolała poświęcać na jakąś aktywność fizyczną. Wykładanie ciuchów z walizki przerwał jej krzyk dochodzący z zewnątrz.
- MARINETTE! - westchnęła tylko ciężko i po przerwaniu wykonywanej do tej pory czynności wyszła z domku na niewielką werandę.
- Mieszkasz pięć metrów dalej, musisz tak krzyczeć? - zirytowała się na brata stojącego na werandzie domku, który był naprzeciwko jej.
- Idziemy się przejść po okolicy! - nadal krzyczał. - Idziecie z nami?
Ciemnowłosa wróciła do swojego domku i zapytała się swoich współlokatorek czy idą z nimi się przejść po okolicy. Alya stwierdziła, że pójdzie spać, a Alix nie chciało się ruszać. Powiedziała, że skoro nie ma komu spuścić łomotu, to nawet nie ruszy się stamtąd na krok. Marinette jedynie wzruszyła ramionami i wyszła z domku, kierując się do tego, który zajmują chłopcy. Dziwny zbieg okoliczności przyczynił się do tego, że mieszkają naprzeciwko siebie. Fiołkowooka podreptała kilka kroków, weszła po trzech schodkach prowadzących na werandę i zapukała pewnie w drzwi. Poczekała chwilę, aż ktoś jej otworzy, a kiedy to nastąpiło, zamarła.
O mój... jasna jego mać... ja nie mogę..., pomyślała, gdy zobaczyła stojącego przed nią chłopaka.
Adrien Agreste. Stał tam bezczelnie perfekcyjny. Jego złote, niczym łan pszenicy, włosy były zaczesane delikatnie do tyłu. Na jego twarzy widniał tak niesamowity uśmiech, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziała. Promienie chylącego się ku zachodowi słońca załamywały się na jego nagim i idealnie wyrzeźbionym torsie. Tak, blondyn był bez koszulki. Greccy bogowie wymiękają przy nim.
Przestań się kretynko gapić na niego, skarciła się w myślach. Miałaś się w nim odkochać! Cholera, kiedy ja nie potrafię. Oj potrafisz, potrafisz. Może jeszcze zaczniesz się ślinić albo po prostu zrób zdjęcie, zostanie na dłużej. Pamiętaj, on kocha inną. No pięknie, jeszcze kłócę się sama ze sobą. Najwyższy czas na wizytę u specjalisty.
Dziewczyna stała i patrzyła się na niego jak w jakiś święty obrazek, nie mogąc wydusić z gardła głupiego cześć.
Ten jakże fascynujący wewnętrzny monolog przerwał głos modela.
- Hej, Marinette. - przywitał się. - Widzę, że już jesteś gotowa. My jak widzisz, jesteśmy jeszcze w totalnej rozsypce. Tylko ty będziesz? - otrząsnęła się z transu i przytaknęła głową. - Proszę, wejdź. - kulturalnie przepuścił ją w drzwiach.
- Cześć. - przywitała się z domownikami.
Przechodzący akurat obok niej Nino przywitał się i przybił z nią piątkę. Musiała przyznać, że uwielbiała tego chłopaka. Od dziecka się przyjaźnili i zawsze mogła na niego liczyć.
- Alyi nie będzie? - zapytał okularnik.
- Nie, poszła spać. - chłopak wyraźnie posmutniał na tę odpowiedź.
Léon przewalał ubrania w torbie, poszukując swojej ulubionej bluzy, ale zamiast niej chłopak znalazł walające się wszędzie puste opakowania po przysmaku dla swojego kwami. Jęknął bezradnie.
Niby takie to małe, a zjeść potrafi tyle, co cały pułk wojska, pomyślał.
- Marinette, musimy iść później do sklepu. - zwrócił się do dziewczyny. - Skończyło mi się, sama wiesz co. - przytaknęła głową.
- Podpaski ci się skończyły? - zaśmiał się Nino.
Stalowooki wycelował swoim trampkiem w mulata, ale ten się uchylił w rezultacie czego, but wylądował za otwartym oknem. Przekomarzali się tak dłuższą chwilę. Adrien się im dokładnie przyglądał. Widać było, że są bardzo dobrymi kumplami. Żałował jedynie, że on dopiero teraz tak naprawdę zaczyna żyć i zdobywać prawdziwych przyjaciół. Wcześniej przyjaźnił się tylko z Chloé, jeśli można tak nazwać ich relację. Od dziecka była w nim zakochana. Chociaż nie, od dziecka była zakochana w jego grubym portfelu i znanej buźce. Tak, te słowa dokładnie opisują to, co było między nimi.
- Możemy już iść? - zapytała dziewczyna, przerywając to fascynujące widowisko. Chłopcy skinęli tylko głowami. - Tak w ogóle, gdzie chcecie iść.
- Przejść się po okolicy i zobaczyć co tu mają ciekawego. - odpowiedział Adrien.
Było to niesamowite miejsce. Zewsząd otaczały ich Alpy i lasy. Czas jakby płynął tu wolniej. Wszędzie zielono i czysto, z dala od miejskiego zgiełku. Ptaki mimo tego, że powoli robi się szaro, nie przestawały wygwizdywać swoich unikalnych melodii. Krążyli po okolicy bez bliżej obranego celu. Nogi w końcu zaprowadziły ich nad brzeg jeziora. Usiedli nad samą wodą i podziwiali znikające za szczytami gór słońce.
- Pięknie tu. - wyszeptała Marinette.
- Prawda. - przytaknął Adrien.
Słońce już prawie się schowało, a oni spędzili na piasku jeszcze chwilę. Zrobiło się trochę chłodno, dlatego Marinette zaczęła drżeć, co nie umknęło uwadze blondyna. Szybko zdjął z siebie bluzę i nakrył nią ramiona dziewczyny. Zarumieniła się na ten gest i cicho podziękowała, na co chłopak uśmiechnął się do niej.
Zrobiło się już ciemno i trzeba było wracać do domków, ale zanim to zrobili, rodzeństwo poszło do sklepu po jedzenie dla swoich kwami. Po zakupach udali się jeszcze na leśną polanę, żeby tam nakarmić stworki. Musieli się z tym gdzieś ukryć, bo przecież nie zrobią tego w swoich domkach. Ktoś mógłby ich nakryć.
Księżyc zbliżał się do pełni, sunąc leniwie po niebie, oświetlał miejsce, w którym przebywali.
- Duusu, jakim cudem zjadłeś dwadzieścia siedem paczek w tak krótkim czasie? - zapytał chłopak, spoglądając karcąco na kwami. - Miało ci to starczyć na kilka dni, a nie kilka godzin.
- No bo ten... głodny byłem? - odpowiedziało z miną niewiniątka.
- Oj, daj spokój. - upomniała brata i złapała małego pawia w ręce. - Przecież musi mieć siłę, żebyś mógł się przemienić.
Léon westchnął tylko i podał Duusu żurawinę, a Marinette nakarmiła siedzącą ja jej ramieniu Tikki ulubionymi ciasteczkami z kawałkami czekolady.
Powoli zbliżała się godzina dwudziesta trzecia i trzeba było wracać. Szli nieśpiesznie leśną ścieżką, podziwiając niesamowite nocne niebo. Brak zanieczyszczenia sztucznym światłem sprawił, że wszystkie gwiazdy było widać bardzo dokładnie.
Idąc dalej z zadartymi do góry głowami, wpadli na Adriena, który też musiał spoglądać w górę. Jego oświetlona blaskiem Księżyca twarz wyrażała dezorientacje, a zielone oczy przeskakiwały z dziewczyny na chłopaka i z powrotem na dziewczynę.
- To tylko wy. - blondyn odetchnął z ulgą na widok przyjaciół. - Ale mnie wystraszyliście.
Podczas zderzenia zielonookiemu wypadło z rąk siedemnaście opakowań Camemberta. Kucnął pospiesznie i zaczął je zbierać.
- Adrien, po co ci aż tyle sera w środku lasu? - zapytał szatyn, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
- Em... bo lubię go wąchać przy blasku Księżyca. - odparł zakłopotany, podnosząc ostatni krążek.
Pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę.
- Dałeś popis, młody. - zaśmiało się czarne kwami Adriena, przełykając pierwszy kawałek sera.
- Siedź cicho, Plagg. - skarcił go blondyn.
CZYTASZ
Nowi Bohaterowie ||Miraculous|| ✔
FanfictionW Paryżu pojawiają się nowi bohaterowie, którzy pomagają Biedronce i Czarnemu Kotu w jego obronie. #84 w kategorii Fanfiction 15.11.2017r.