Trochę to trwało, zanim zdobył się na odwagę, by ją przeprosić. Stał właśnie na jej balkonie, ubrany w kocie fatałaszki z pokaźnym bukietem fioletowych tulipanów, zdobył się nawet na kilkukrotne przejechanie swojej bujnej i niesfornej blond czupryny grzebieniem. Wziął kilka głębokich wdechów i delikatnie zapukał w szklaną powierzchnię drzwi balkonowych. Niestety dla niego, wszystkie okna od pokoju dziewczyny zasłonięte zostały ciemnofioletowymi zasłonami, przez co nawet nie wiedział, czy jest w środku. Mógł się jedynie domyślać.
Usłyszawszy stukanie dochodzące od strony okna, Marinette oderwała się od szkicowania i podążyła do źródła tego nieustającego i wkurzającego dźwięku, domyślając się po drodze, kto może za tym stać. Bo kto inny mógł się wdrapać na umieszczony na piętrze balkon?
Odsunęła zasłonę i tak jak myślała, po drugiej stronie okna stał Czarny Kot. Uśmiechnęła się pod nosem i wpuściła bohatera do pokoju. Kocur wszedł do środka i ukłonił się nisko jak to miał w zwyczaju.
- Witaj, Marinette. - na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Cześć, Kocie. - powitała go. - Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałem cię przeprosić za tamto. - wyjął zza pleców bukiet tulipanów i wręczył je dziewczynie. - To dla ciebie.
- Dziękuję, nie musiałeś, niemniej miło z twojej strony. - przybliżyła kwiaty do nosa i zaciągnęła się ich słodkim zapachem. - Moje ulubione, skąd wiedziałeś? - w odpowiedzi uśmiechnął się czarująco - Biedronka pewnie dała ci popalić, co? - zaśmiała się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - spuścił głowę. - Trochę nas poniosło.
- Was? - zapytała, podnosząc jedną brew.
- Mnie i Pawia. - wyjaśnił. - Dawno się nie widzieliśmy, Marinette, ostatni raz chyba wtedy jak ratowałem świat przed twoim kochasiem. - wyszczerzył się w typowym dla siebie uśmiechu.
- Grabisz sobie, Kotku. - ostrzegła go.
I w tym momencie do ich uszu dotarło pikanie sygnalizujące, że bohaterowi kończy się czas. Blondyn niechętnie pożegnał się z dziewczyną i wyskoczył przez jej okno.
Następnego dnia słońce od rana leniwie sunęło po bezchmurnym niebie. Nic nie zapowiadało tego, że pogoda ulegnie zmianie. A jednak.
Korzystając z ciepłego, wolnego przedpołudnia Marinette umówiła się z Alyą na wrotki. Jeździły dobrych kilka godzin slalomem między podstawami wieży Eiffla, a kiedy się zmęczyły, poszły na lody.
W drodze do domu Marinette zastał deszcz. Z nieba lało się niemiłosiernie, w ciągu kilku sekund dziewczyna przemokła całkowicie. Nie był to letni, ciepły deszczyk, padający nieraz o tej porze roku, ale typowo jesienny: zimny i ulewny. Widoczność była bardzo ograniczona, ale mimo wszystko szła szybkim krokiem naprzód, chciała być czym prędzej w domu, bo wiedziała, że to się dla niej źle skończy. Jej odporność na choroby nie należała do najsilniejszych.
Przekroczyła próg domu i od razu skierowała się do łazienki, po drodze napotykając rozbawione spojrzenie stalowych tęczówek brata. Zdjęła z siebie mokre ubranie i od razu weszła do wanny z gorącą wodą. Taka kąpiel zawsze działa na nią odprężająco. Tikki przysiadła na wystającym ponad cieczą kolanie podopiecznej i patrzyła na nią z troską.
- Tikki, nie patrz tak na mnie, po raz siódmy mówię ci, że nic mi nie będzie. - pogłaskała kwami po główce. - Lepiej leć do pokoju i zjedz coś. Rano na szafce nocnej zostawiłam kilka ciastek.
Mała biedroneczka posłuchała. Szybko poderwała się z kolana dziewczyny i przeniknęła przez drzwi, zostawiając Marinette samą.
Wyszła z łazienki opatulona w zielony szlafrok, weszła do garderoby i pomimo tego, że w domu było ciepło, wyciągnęła grube dresy i ciepły, wełniany sweter koloru czarnego i w takim stroju wpakowała się do łóżka.
CZYTASZ
Nowi Bohaterowie ||Miraculous|| ✔
FanfictionW Paryżu pojawiają się nowi bohaterowie, którzy pomagają Biedronce i Czarnemu Kotu w jego obronie. #84 w kategorii Fanfiction 15.11.2017r.