Już trochę zdrowsza siedziała na kanapie w salonie, szczelnie opatulona kocem, a w ręku trzymała kubek z gorącą herbatą. Na zgiętych w kolanach nogach ułożyła tablet, na którym podczas tych czterech dni choroby, w kółko oglądała poczynania swojego brata w roli Biedronki i co niespełna kwadrans odbierała telefon od zmartwionej jej stanem Sabine. Niby nagranie widziała już dziesiątki, jak nie setki razy, jednak za każdym razem śmiała się w głos. Musiała przyznać, że chłopcy sprawnie sobie poradzili, a Czarny Kot jednak potrafi dobrze dowodzić.
- Możesz puścić to jeszcze raz? - zapytało kwami Pawia.
Duusu siedział na ramieniu Marinette i razem z nią oglądał ten filmik. I również jak ona, był rozbawiony całą tą sytuacją. Śmiali się w najlepsze, kiedy z kuchni odezwał się Leon.
- Możecie przestać? To wcale nie jest śmieszne. - jęknął zirytowany.
- Jest, nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedzieli chórem.
- Lepiej chodź na obiad. - mruknął niezadowolony.
Marinette niechętnie wstała z kanapy, nakryła plecy kocem i poszła zjeść obiad, który o dziwo okazał się lepszy, niż przypuszczała. Spojrzała podejrzliwie na brata.
- Gdzie zamówiłeś obiad? - zapytała, nie wierząc, że sam to zrobił.
- Ugotowałem to własnymi rękoma. - bronił się. - Tikki może to potwierdzić. Tikki! - przywołał kwami do siebie. - Potwierdzisz, że sam wszystko zrobiłem?
- Potwierdzam. - przytaknęła mała biedroneczka i uśmiechnęła się słodko, a na jej twarzyczce były widoczne okruszki. - I wcale a wcale nie przekupił mnie ciastkami.
Marinette westchnęła i pozostawiła to bez komentarza.
Po posiłku wzięła odpowiednią dawkę swoich leków i postanowiła się zdrzemnąć na chwilę.
Stałam przed lustrem w samej bieliźnie i przyglądałam się odbiciu. Niby to byłam ja, ale wydawało mi się, że byłam o te kilka lat starsza. Miałam większe piersi, bardziej zaokrąglone biodra i pośladki, nawet uda nabrały bardziej obfitych kształtów, a włosy były obcięte bardzo krótko. Oglądałam siebie z każdej strony bardzo dokładnie i nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Moje spojrzenie powędrowało na mój brzuch. Niby brzuch jak brzuch, pomyślałam, a wtedy zaczęło się z nim dziać coś dziwnego. Rósł sam z siebie. To wyglądało tak, jakby ktoś wsadził mi pompkę w pępek i zaczął pompować. Co jest grane? Brzuch dalej się powiększał, a ja nadal nie potrafiłam ogarnąć sytuacji. Kiedy już osiągnął odpowiedni rozmiar, znów obejrzałam się dokładnie z każdej strony. To wyglądało tak, jakbym była w ciąży. No cholera... jak to w ciąży?! Kto?! Gdzie?! Z kim?! Jak?! Nie... Co? I wtedy poczułam na swoim brzuchu dwie zaplatające się dłonie, a do moich pleców przylgnęło jakieś inne ciało. Spuściłam wzrok i zobaczyłam dwie dłonie w czarnych rękawicach zakończone pazurami. Przełknęłam ślinę i niepewnie podniosłam wzrok. W lustrzanym odbiciu dostrzegłam dwa rozbawione, kocie ślepia wyglądające ponad moim ramieniem. I ponownie: co tu się u diabła dzieje?
- Kochanie, pięknie wyglądasz w tej bieliźnie, ale ubierz na siebie coś jeszcze, bo się przeziębisz, a to może źle wpłynąć na Huga. - mruknął mi do ucha Czarny Kot.
- Kto to jest Hugo? - zapytałam głupio. Nadal nic nie kumałam.
- Głuptasie. - zaśmiał się blondyn. - Hugo to nasz synek. - pogładził mnie po moim ogromnym brzuchu.
Obudziła się cała zlana potem. Jeszcze nigdy w życiu nie przeraziła się tak bardzo. Zaczęła dotykać się po całym ciele.
Małe piersi, szczupłe nogi i przede wszystkim płaski brzuch. Głupi sen i głupi kot, pomyślała i odetchnęła z ulgą.
Rozejrzała się dookoła i zauważyła, że zaraz będzie ciemno, czyli tak jak zwykle jej piętnastominutowa drzemka trwała kilka godzin. Zeszła z łóżka i wyjrzała przez okno. Słońce dopiero co zaszło, pozostawiając na niebie delikatne smugi w różnych odcieniach żółci, pomarańczy i czerwieni. Wzięła leżący do tej pory na krześle czarny koc i okryła się nim. Wolnym i nieco chwiejnym krokiem wyszła na balkon. Oparła się o barierkę i odetchnęła pełną piersią. Powietrze o tej porze roku wydawało się bardziej czyste niż zazwyczaj.
Wpatrzyła się w niebo, obserwowała, jak powoli pojawiają się pierwsze gwiazdy, a zabarwiony na pomarańczowo Księżyc wschodzi, zastępując znikające powoli za horyzontem Słońce.
Kiedy zapadł już zmrok, podparła głowę na ręce i uważnie wpatrywała się w sferę niebieską w poszukiwaniu październikowych gwiazdozbiorów, co nie zajęło jej zbyt wiele czasu. Aldebaran z konstelacji Barana zdawał się błyszczeć na nocnym niebie jaśniej niż Księżyc. Majestatyczny Smok wił się po nieboskłonie, rozdzielając swoim ogonem dwie Niedźwiedzice. Pegaz jaśniał w całej swojej krasie, a Cygnus zdawał się podrywać do lotu, rozpościerając dumnie swoje piękne skrzydła. Natomiast Psy Gończe wiernie warowały nieopodal Wielkiego Wozu. Niestety więcej nie udało jej się dostrzec, ponieważ okolica, w której mieszkała była intensywnie oświetlona, przez co tych mniejszych gwiazd zwyczajnie nie było widać.
- Witaj, Marinette. - usłyszała za sobą znajomy głos.
Dziewczyna pisnęła i odwróciła się do chłopaka, który ją odwiedził.
- Wystraszyłeś mnie! - oburzyła się i złapała za lewą pierś, sprawdzając, czy pod żebrami nadal ma serce. - A ciebie, po co tu przyniosło?
Chłopak zmieszał się, słysząc jej nieco oziębły i lekko zachrypnięty ton, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Już dawno chciałem ci to powiedzieć. Kocham cię, Marinette. - wyznał i wyciągnął herbacianą różę w kierunku dziewczyny.
🔺🔻🔺
Dla Adriena to był pierwszy spokojny wieczór, odkąd dostał Miraculum. Cieszył się, że bohaterów teraz jest więcej i w rezultacie czego ma trochę czasu dla siebie, bo teraz nie patroluje miasta co wieczór. Podzielili się na dwie grupy, dzięki czemu co drugi wieczór ma wolny.
Wyszedł właśnie spod prysznica i owinął biodra bordowym ręcznikiem, a zielonym wycierał włosy. Przy zgaszonym w pokoju świetle podszedł do okna. Spoglądał na Księżyc, myśląc o swojej Pani. Miał szczerą nadzieję, że jej choroba to nic poważnego. Co prawda Paw go jedynie w tym utwierdzał, mówiąc, że to tylko zwykłe przeziębienie, ale Adrien nie mógł znieść tego, że jego Księżniczka w jakikolwiek sposób cierpi. Tęsknił za nią, choć nie widział jej niecały tydzień.
Kątem oka zarejestrował ruch na balkonie w domu naprzeciwko. Marinette stała oparta o barierkę i wpatrywała się w niebo. Musiał przyznać, że przy blasku Księżyca wyglądała pięknie. Po chwili do dziewczyny dołączył Lis, z tego, co zauważył, ciemnowłosa nie była tym zachwycona. Widział, jak chłopak wyciąga w jej stronę jakiś jasny kwiat, a po chwili Mari zamaszyście gestykuluje rękoma. Bohater posmutniał i spuścił głowę. Postał w takiej pozycji chwilę, aż wyjął zza pleców flet, a do uszu blondyna dotarła stłumiona melodia wydobywająca się z broni Lisa. Po chwili tuż obok niego zmaterializowała się pomarańczowa chmurka, na którą wskoczył i odleciał.
Adrien założył czerwone bokserki w czarne kropki i poszedł spać.
CZYTASZ
Nowi Bohaterowie ||Miraculous|| ✔
FanfictionW Paryżu pojawiają się nowi bohaterowie, którzy pomagają Biedronce i Czarnemu Kotu w jego obronie. #84 w kategorii Fanfiction 15.11.2017r.