17| Ale odlot!

1.7K 162 46
                                    

On jeden nie pojechał na wycieczkę. Niby była obowiązkowa, ale wykręcił się z niej. Za kilka dni ma zawody, więc oczywistym było, że porządnie musi się do nich przygotować. I równie oczywiste było to, że są dla niego ważniejsze od jakiejś tam szkolnej wycieczki. Trochę żałował, że nie spędzi tego czasu z przyjaciółmi na wygłupach, albo na słodkim leniuchowaniu na łonie natury.

Ostatnio jego życie to jedna wielka monotonia. Szkoła, siłownia, trening, dom. I tak w kółko. Od poniedziałku do piątku. Czasu na spotkania z przyjaciółmi ma niewiele, każdą wolną chwilę poświęca na nadrobienie szkolnych zaległości, żeby chociaż wyjść na trzy.

Te zawody miały być dla niego najważniejszymi w jego dotychczasowej sportowej karierze. Miały to być mistrzostwa Francji juniorów, a wygranie juniorskiej imprezy zawsze prowadzi do sukcesów na większych sportowych wydarzeniach dla seniorów. Każdy od dawna powtarzał, że nie miał się o co martwić, bo startuje z najlepszym czasem i zapewne wygra. Oczywiście było mu bardzo miło, że wszyscy tak to widzą i wierzą w niego. Jednak wiadomo, jak to jest, pomimo osiągu najlepszych wyników nigdy nie wolno sobie odpuścić. Cały czas trzeba szlifować swoją pasję i talent, całe życie trzeba obierać sobie nowe cele. Nigdy nie wolno stać w miejscu.

Trochę żałował, że jego klasa wyjechała na tak długo, bo nawet nie ma z kim porozmawiać i nie będzie miał go kto dopingować. Mimo wszystkich różnic większość osób z klasy zawsze zasiadała na trybunach tuż przy bieżni. Zawsze byli przy nim. Jedynym plusem w tej chwili był brak lekcji przez prawie dwa tygodnie, co było zbawieniem dla tego młodego sportowca. Dzięki temu mógł trochę wyluzować i odstresować się przed nadchodzącymi mistrzostwami.

Ten dzień już od rana zapowiadał się tak samo, jak poprzednie. Lubił tę codzienną rutynę, ale tego dnia miał jej już po dziurki w nosie. Postanowił coś zmienić, dzięki temu, że nie ma szkoły, mógł sobie na to pozwolić. Do dużej, czarnej sportowej torby spakował buty i strój do biegania, jakiś napój uzupełniający elektrolity, portfel, klucze i resztę potrzebnych rzeczy. Rozgrzał każdą partię swoich mięśni i wyszedł z domu, uprzednio wkładając w uszy słuchawki ze swoją ulubioną muzyką. Muzyka była dodatkowym bodźcem pobudzającym go do większego wysiłku.

Truchtem ruszył w stronę wieży Eiffla. Dotarcie do celu zajęło mu trochę czasu, nie ma to, jak mieszkanie z dala od wszystkich ważnych punktów. Wszędzie daleko. Przystanął pod jednym z drzew, oparł się o nie, żeby trochę odpocząć. Wyjął słuchawki z uszu oraz napój z torby i zaczął pić, myśląc, co ciekawego robią teraz jego przyjaciele.

Plusk i nawoływanie o pomoc wytrąciły go z zamyślenia. Zdezorientowany rozejrzał się wokoło. Na pierwszy rzut oka niczego niepokojącego nie zauważył.

- Ratunku! - ktoś niewyraźnie krzyknął. Jego wzrok automatycznie podążył w tamtym kierunku. Zobaczył małego chłopca, który wpadł do fontanny i nie potrafił z niej wypłynąć. Rzucił torbę oraz picie na ziemię i bez namysłu pobiegł w stronę topiącego się malca. Szybko wskoczył do wody i zaczął w niej brodzić w stronę dziecka. Był wysoki, a mimo to woda dosięgała mu do pasa. Z brzegu dochodziło do jego uszu lamentowanie jakiejś kobiety.

Pewnie to jego matka, pomyślał.

Podszedł do chłopca, złapał go szybko za rękę i pociągnął ku górze. Na szczęście nie zdążył zachłysnąć się wodą. Wziął go delikatnie na ręce i przekazał zapłakanej matce.

- Dz-dzię-ku-kuję. - wyszlochała kobieta.

- Drobiazg. - uśmiechnął się miło i odszedł w stronę swoich wcześniej porzuconych rzeczy. Spakował wszystko i odszedł nieświadomy tego, że całej sytuacji przygląda się pewien starzec.

Nowi Bohaterowie ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz