16| Mój tyłek wcale nie jest opierzony

1.8K 170 54
                                    

Nie chcąc spóźnić się na autobus wiozący ich nad Jezioro Genewskie, Leon wstał na tyle wcześnie, żeby zdążyć, zrobić wszystko to, co powinien. I tak oto zjadł śniadanie, nakarmił oba kwami, umył się i ubrał, wyniósł odpady i sprawdził, czy wszystkie dodatkowe wejścia do domu są dokładnie zamknięte. Przecież miało ich nie być prawie dwa tygodnie w Paryżu. Nadal się martwił, jak miasto poradzi sobie bez Biedronki. Wprawdzie mieszkańców będzie strzegł Czarny Kot oraz ten nowy, ale pozostaje jeszcze kwestia Akum.

Oby tylko Señor Ciemek nie zaatakował, pomyślał.

Zniósł swoją walizkę na dół, odstawił obok drzwi i zerknął na zegarek.

- Jeszcze tylko pół godziny?! - wydarł się na cały dom. Popędził na górę, przeskakując po kilka stopni, wpadł z hukiem do pokoju dziewczyny i zaczął ją budzić. - Marinette, wstawaj! Zostało nam pół godziny. - niestety nic tym nie wskórał.

- Zapomnij, próbuję ją obudzić już od dobrych czterdziestu minut. - powiedziało kwami Biedronki, podlatując do twarzy chłopaka.

Ta dziewczyna jest niemożliwa.

Czasem myślał, czy aby na pewno są rodzeństwem. Niby bliźnięta, ale jednak coś było ewidentnie na rzeczy. Przecież oni są zupełnie różni, nie chodzi tylko o wygląd zewnętrzny. Były nawet takie sytuacje, kiedy myślał, że któreś z nich po prostu podmienili w szpitalu. Pozostawiając temat genetyki w spokoju, spojrzał na zegarek, gdy zorientował się, że zostało im już tylko dwadzieścia siedem minut, trochę spanikował. Rozejrzał się bezradnie po pokoju siostry i wtedy wpadł na pomysł, jak łatwo może ją obudzić.

- Marinette, Adrien przyszedł. - powiedział, pochylając się nad nią. I to był błąd.

- Co?! - wykrzyczała zaskoczona. Ciemnowłosa podniosła się szybko do pozycji siedzącej, uderzając czołem w nos brata. Szatyn złapał się za bolące miejsce. - Przepraszam, nic ci się nie stało?

Chłopak odsunął ręce od nosa, spojrzał na nie i nie zauważywszy na nich krwi, odetchnął z ulgą.

- Nic mi nie jest. - odpowiedział. Spojrzał kolejny raz na zegarek. - No już, rusz się z tego łóżka, jeśli nie wyjdziemy w ciągu siedmiu minut, to się spóźnimy.

Na ich szczęście poprzedniego wieczoru dziewczyna naszykowała wszystko to, co chciała ubrać i wziąć ze sobą, dlatego z szybkim wyszykowaniem się nie było problemu. Chłopak pomógł jej znieść bagaż i wyszli z domu, uprzednio dokładnie go zamykając. Biegli na złamanie karku i gdyby nie te ciężkie bagaże, to po prostu by się przemienili i byliby na miejscu w ciągu trzech minut.

- Myślisz, że Czarny Kot i Lis dadzą sobie sami radę? - zagadnęła dziewczyna.

Sam nie wiedział dlaczego, ale nie do końca ufał temu nowemu. Miał wrażenie, że coś złego się przez niego wydarzy. Jego ptasi instynkt zapalał mu w głowie czerwone światełko.

- Jeśli nie będzie Akumy, to tak. - odpowiedział po chwili. Znów spojrzał na zegarek. - Pospiesz się jeszcze tylko siedem minut. - ponaglił siostrę.

- No już, już. - mruknęła.

Zdążyli z zapasem aż czterech minut. Na miejscu byli już wszyscy. Chyba. Nie znali wszystkich, w końcu oprócz ich klasy jechało na tę wycieczkę jeszcze cztery inne, dlatego na szkolnym parkingu było tłoczniej niż zazwyczaj. Gdzieś w tłumie dostrzegli swoich przyjaciół.

- Hej wam. - cała piątka przywitała się jednocześnie, przez co chwilę później się zaśmiali.

- A wy co tak późno?-- zapytał blondyn.

- Nie mogłem obudzić tej śpiącej królewny, a że nie miałem akurat pod ręką żadnego księcia, żeby mnie w tym wyręczył, to trochę mi to zajęło. - odpowiedział z głupawym uśmiechem.

I w tym momencie dziękował Wszechświatowi za to, że jego siostra nie posiadła umiejętności mordowania samym wzrokiem. W zazwyczaj spokojnych i radosnych, fiołkowych oczach dało się dostrzec przeskakujące iskierki, dokładnie jak wtedy, gdy się ujawnił. Niemniej był wdzięczny, że jednak ta sztuka nie została przez nią opanowana, bo biedny już dawno leżałby dwa metry pod ziemią.

Głos nauczycielki nakazujący zajęcie miejsc w autobusie powstrzymał Marinette od dalszego ciskania gromami w Léona. Nie pozostało im nic innego, jak dostosować się do polecenia. Każde z nich zajęło miejsce. Wewnątrz już było słychać narzekania tej rozpuszczonej i rozpustnej blondyny odnośnie do ich mało luksusowego środka transportu. Marinette, puszczając to wszystko koło uszu, usiadła gdzieś w środkowej części pojazdu i nie zważając na nic, wyjęła z torebki odtwarzacz i zaczęła słuchać muzyki, przy okazji sprawdzając, jak się mają kwami. Ostre dźwięki gitary, mocne uderzania w perkusję, rytmiczne szarpanie grubych strun basu i kojący dźwięk głosu jej ulubionego wokalisty, skutecznie ukołysały ją do snu.

- Marinette? Marinette, wstawaj. - usłyszała damski głos i poczuła, jak ktoś szturcha ją w ramię.

Niemrawo otworzyła oczy i przetarła je i lekko zdezorientowana rozejrzała się wokoło. Autobus był prawie pusty.

- Co się dzieje? - zapytała, ziewając. - Dojechaliśmy już?

- Nie, jeszcze nie. - odpowiedziała jej przyjaciółka. - Jesteśmy w połowie drogi, mamy półgodzinny postój. Chodź rozprostować nogi.

Alya wyciągnęła w połowie przytomną Marinette z autobusu i zaciągnęła ją do łazienki. Po wyjściu odnalazły chłopców i do nich dołączyły.

- Widzę, że moja śpiąca królewna raczyła się obudzić. - powiedział Léon z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem.

Marinette uśmiechnęła się słodko, stanęła na palcach i szepnęła:

- Przysięgam, że kiedyś powyrywam ci wszystkie pióra z tyłka.

- Hej! Mój tyłek wcale nie jest opierzony. - odszepnął jej.

Te pół godziny wolności minęło szybko i znów musieli zająć swoje miejsca w autokarze. Do kresu tej podróży zostały niecałe trzy godziny i jakoś trzeba było je przetrwać. Dziewczęta zawzięcie o czymś plotkowały, a większość chłopców rzucała się papierowymi kulkami. Natomiast blondyn zastanawiał się co przez ten czas będzie robić jego Pani i jak da sobie radę bez swojego wiernego towarzysza. Przynajmniej nie została z tym wszystkim sama.

Już za tobą tęsknię, Księżniczko, rozmarzył się.

Léon już nie mógł wytrzymać, takie bezczynne siedzenie było dla niego niemiłosiernie męczące. Modlił się do wszystkich znanych mu bóstw, o to, żeby te męki szybko minęły. Nie miał nawet z kim słowa zamienić. Adrien był jakiś zamyślony, Nino słuchał muzyki, Marinette znów spała, a z Alyą nie mógł się jakoś specjalnie dogadać.

Kiedy dwie godziny później doszło do kresu jego mąk, nie zważając na nic, wybiegł z autobusu.

Okolica była bajeczna. Góry, lasy, woda i to cudowne, czyste powietrze, które wypełniało ich płuca. Było takie inne od tego zasyfionego związkami siarki, azotu i cholera tam wie czego jeszcze, paryskiego smogu. Wszędzie było zielono i czysto, a teren ośrodka, do którego zawitali, był akurat położony nad samym brzegiem jeziora.

Nauczycielka zarządziła zbiórkę i zwartą grupą udali się na obiad.

Po posiłku dostali klucze od domków i każdy poszedł w swoją stronę.

Nowi Bohaterowie ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz