Rozdział 32.

872 77 16
                                    

Gabriel
  Koda patrzył na mnie ze zdziwieniem. Cóż miałem wtedy powiedzieć? Kocham go. Kocham go całym sobą.

-Bądź ze mną, tak bardzo Cię potrzebuję-złapałem jego dłonie i spojrzałem w jego oczy.

-Masz już kogoś, nie jestem tu mile widziany-szepnął odwracając wzrok.

-Jesteś. On to... Jego wybrali moi rodzice nie ja, ja kocham Ciebie, ale ty chyba tego nie odwzajemniasz-odwróciłem wzrok zrezygnowany.

-Ja... Ja właściwie nie wiem, czy możemy być razem-zaczął.-Ja jestem aniołem, a ty demonem...

-Jeżeli tylko się kochamy to wszystko możemy zrobić-stwierdziłem patrząc mu w oczy.

W tamtej chwili chciałem tylko usłyszeć, że mnie kocha, że przez te wszystkie dni tęsknił za mną tak bardzo jak ja za nim. Każda sekunda ciszy z jego strony była jak igła wbijająca się w moją skórę.

-Ja.. Tęskniłem za Tobą...-wyszeptał.-Znaczy... Nie mogłem się spotkać ze względu na kontrolę, a gdy tu przyszedłem widziałem Ciebie i jego...

Moje serce ścisnęło się gdy to usłyszałem. Tęsknił. Tęsknił za mną. To mi wystarczyło, aby na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.

-On nie jest ważny, ty jesteś moją miłością-wyznałem całując jego policzek.

-To szalone, to... Nie powinniśmy się kochać. Nie dość, że jesteśmy z innych światów to jeszcze tej samej płci, to jest... To jest tak wielki grze-

-Nie chcesz grzeszyć dla mnie by być szczęśliwym?-przerwałem mu, spojrzałem na niego widząc zakłopotanie na jego twarzy.

-Chcę, ale...

-Ale? Zostań ze mną i żyj ze mną-mruknąłem i przewróciłem go na trawę zaczynając namiętny pocałunek.

Jego usta były tak miękkie i delikatne. Nie mogłem się powstrzymać. Niepewnie położył dłonie na moich biodrach. Poruszyłem ciałem, aby pobudzić go do dalszych poczynań chodź wiedziałem, że jemu będzie trudniej niż mnie. Oderwaliśmy się od siebie, dzieliła nas cienka nitka śliny. Oblizałem usta i dotknąłem jego policzka.

-Kochajmy się, tu i teraz-oznajmiłem.

-Zaraz, nie, nie, nie mogę-wydukał.

-Możesz, zapomnij o zasadach i poddaj się mnie, zrób coś o czym marzyłeś, wiem, że tego chcesz tak bardzo jak ja-mówiąc to patrzyłem mu głęboko w oczy.

Otworzył usta lecz nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Wiedział, że powiedziałem prawdę. Chciał tego, ale z przyzwyczajenia do reguł i zasad chciał z tego zrezygnować. Wstałem z jego ciała i podałem mu dłoń.

-Chodź ze mną-powiedziałem.

Koda i ja udaliśmy się go altany niedaleko mojego domu. Była zabudowana a w środku było wiele miejsca, czerwonych róż i poduszek. Z moją rodziną często, gdy byłem młodszy spędzaliśmy tu wieczory opowiadając straszne historie i wygłupiając się. Zamknąłem drzwi od altany. Zapaliłem za pomocą magii lampiony przez co zrobiło się tu jaśniej.

-Nie wiem czy to dobry pomysł, a jeśli ktoś tu wejdzie?-spojrzał na mnie i zaniemówił.

Ściągałem z siebie koszulę odsłaniając mój nagi tors i rzuciłem ją w kąt altany. Rozpiąłem spodnie i ściągnąłem je wraz z bielizną. Stałem teraz przez nim zupełnie nagi. Czułem się skrępowany, gdy patrzył na mnie w ten sposób. Nie podobam mu się? Może się brzydzi moim ciałem? Zakryłem dłońmi swoje krocze i obróciłem głowę w bok.

Potomkowie Ciemności /yaoi/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz