Belial powtórzył swoje pytanie z troszeczkę większym naciskiem niż było to konieczne. Tak naprawdę to wiedziałem od początku że ta kreatura nie odpuści dopóki nie otrzyma odpowiedzi twierdzącej. Moja mama płakała łzami wielkimi jak grochy. Spadały one na jej piękną żółtą sukienkę.
Czarnoskóry mężczyzna był coraz bardziej zdenerwowany i nie mógł doczekać się aż otrzyma odpowiedź. Nigdy nie sądziłem że tak łatwo wprawić go w zdenerwowanie. Ręce trzęsły mu się niczym z zimna ale twarz, mimo ciemnej skóry, przybrała niezdrowo czerwony kolor. Wzrok wymuszał uległość i miało się wrażenie że nie można mu się oprzeć.
Mama powoli ogarniała emocje i chyba dopiero załapała że musiała odpowiedzieć, wcześniej lub później. Zauważyła że wszyscy dookoła patrzą na nią i wyczekują z napięciem tego co powie. Każdy poza mną liczył na "Tak" ale mnie interesowała tylko reakcja w stylu "Po moim trupie" lub "Spadaj" albo cokolwiek innego byle tylko równało się z odmową.Mama na przemian otwierała i zamykała usta jakby docierały do niej plusy i minusy każdej odpowiedzi. Belial wzmocnił swój nacisk jaki wywierał wzrokiem. Kiedy tylko mocniejszy impuls dotarł do niej odpowiedziała:
- Oczywiście że tak, ale tak mnie tym zaskoczyłeś... - potwierdziła po czym podała swojemu, łee, narzeczonemu, obrzydliwe słowo w tym kontekście, rękę a ten założył na jej palec serdeczny pierścionek.
Był piękny. Wykonany z jakiegoś czarnego metalu którego nie byłem w stanie zidentyfikować. Obręcz przypominała idealną spiralę, troszkę taką jak nić DNA ale bez tych łączeń w środku. Na spiralach znajdowały się położone na sobie dwa kwadraty, delikatnie przekręcone tak aby powstało coś na kształt ośmioramiennej gwiazdy. Ozdobione były malutkimi czarnymi diamentami, idealnie wyszlifowanymi, ułożonymi gęsto obok siebie, było ich chyba z sto. Wewnątrz gwiazdy znajdował się matowy, czarny onyks w kształcie kwadratu. Przytrzymywały go cztery pazury, po jednym w każdym kącie.
Przez głowę przeszła mi myśl że na pewno kosztował fortunę i że byłoby mi przykro gdyby zupełnie "przypadkowo" zgubił się albo wpadł do kibla i ktoś zupełnie "przypadkiem" spuścił wodę. Oj taki "przypadek" byłby bardzo przykry. Nawet przez chwilkę pomyślałem że może coś takiego naprawdę się wydarzy, oczywiście tylko jeśli Belial da mi odpowiedni powód na który z niecierpliwością czekałem.
Szybko jednak wypchnąłem ze świadomości taką pierdółkę jaką był pierścionek i skupiłem się na takiej ważnej sprawie jaką była sztuka hipnozy bądź opętania jaką stosował ten diabeł na mojej mamie.
Od początku zdawałem sobie sprawę z tego że tak dobra i anielska kobieta jak Amelia nie mogłaby zakochać się w samym diable i dobrowolnie oddać się w szpony ciemności. Z jednej strony cieszyłem się z tego że jej dusza dalej jest do uratowania a z drugiej szukałem idealnego planu na spapranie życia tej kanalii do tego stopnia żeby sam zrezygnował z tego ślubu.
Postanowiłem zachować pozory że niczego się nie domyślam i rzuciłem oskarżycielskie spojrzenie w stronę matki a chwilę wcześniej zmierzyłem Beliala takim wzrokiem który, jak to się mówi, ciskał pioruny.
- Jak mogłaś?! - Krzyknąłem i emocje zaczęły się we mnie kołysać niczym wzburzone morze - Jak mogłaś?! - powtórzyłem z większym naciskiem i wyrzutem, łzy ciekły mi po policzkach
Zawsze lubiłem ukradkiem przyglądać się jak dziewczyny ćwiczyły na jasełka. Nauczyłem się przy tym kilku świetnych sztuczek między innymi jak się popłakać na zawołanie. Okazuje się że część dziewczyn wykształciło taką technikę obrony np. po to żeby uniknąć odpowiedzialności. Było to bardzo ciekawe i zarazem fascynujące. Przypomniała mi się Aurora i jej zagranie. Też leciutko zaszantażowała mnie płaczem ale dla mojego własnego dobra więc nie miałem o to pretensji. Czy wszystkie dziewczyny stosowały taką taktykę? Bo jeśli tak to znaczyło że powoli staję się dziewczyną. Nie byłoby to do końca złe w końcu nikt nie prześladowałby mnie za długie włosy, pomalowane paznokcie, apaszki, pstrokate stroje itd.
Taa. Pod względem rozgadania i roztargnienia też przewyższałem nie jedną dziewczynę a wy znowu nie przywołujecie mnie do porządku. Musicie mnie pionizować bo jeszcze zacznę mówić o jakichś sprawach na które czas przyjdzie dużo później. Tak w ogóle to czy wy mnie trochę lubicie? Bo ja was bardzo polubiłem, dlatego wracam do opowieści.
- No? Odpowiesz mi? - była wyraźnie zaskoczona moją reakcją ale podejrzewałem że to tylko zwykły impuls przesłany przez charakter wczepiony jej przez Beliala. Patrzyła na mnie swoimi lazurowymi oczami z czarnymi refleksami które pojawiły się po opętaniu - Nie? Tak myślałem... - To ostatnie zdanie dodałem już prawie szeptem ale z takim wyrzutem że nawet kamień ruszyłyby wyrzuty sumienia. Nawet pomyślałem wtedy że byłbym niezłym aktorem...
- Synku. Przecież wiesz że ja go kocham, a on mnie - taa jasne - Poza tym przecież ty potrzebujesz ojca... - nie no pałka się przegła, solidna awantura była konieczna żeby ten dzień nie był tak szczęśliwy jak miał być
- Dzięki już jednego miałem - wyglądało jakbym był na granicy histerii, poczerwieniałem i wymachiwałem rękami na lewo i prawo jak wariat - Co mi z tego przyszło? Już wolałem tamtego bo ten to diabeł w swoim ludzkim wcieleniu. Jeśli nie przejrzysz na oczy to już nigdy więcej mnie nie zobaczysz - na twarzach i mojej mamy i Beliala pojawiło się osłupienie - Oj tak ucieknę... - w tamtej chwili moja histeria przerodziła się w idealną maskę, bez uczuć, maskę pokerzysty, maskę szantażysty - Tak. Musisz wybrać albo ja... Albo ON - nie żartowałem, byłem śmiertelnie poważny, liczyłem na to że się opamięta i już miękła kiedy nagle usłyszałem ten głęboki głos pełen wściekłości i irytacji...
- Jak śmiesz się tak odzywać do matki? W tej sekundzie jedziemy do domu, potem masz zakaz wychodzenia ze swojego pokoju przez miesiąc, szlaban na wszystko... - Nie mogłem tego słuchać a moją jedyną bronią w tamtym momencie była bezczelność. Nie zamierzałem pozostawić jej biernej, wyrzuciłem ją z pełną mocą i postanowiłem użyć przeciw niemu prawdy pomieszanej z bezczelnością. Bombowa mieszanka
- Jeśli mówiąc szlaban na wszystko masz na myśli też widzenie ciebie to zgadzam się - byłem z siebie dumny jak nigdy bo z mojego życia zniknęło zwątpienie i wahanie które od tak dawna, po jednej stronie ze strachem, rządziły moim życiem ale to była już przeszłość.
- Nie pyskuj - Belial dostawał szału na myśl że mogłem wygrać tą dyskusję ale nie zamierzałem odpuszczać, dołożyłem mu z całej siły. A najlepsze w tym wszystkim było to że wszyscy goście restauracji patrzyli prosto na nasze starcie. Stanąłem przed nim i uderzyłem z grubej rury...
- Oddawaj moją skrzynkę ty ZŁODZIEJU - specjalnie ostatnie słowo wymówiłem wolno i wyraźnie żeby do wszystkich dotarło. Mina mojego przeciwnika była bezcenna mieszanina furii, zakłopotania, zagubienia i... strachu? Na wszelki wypadek powtórzyłem to zdanie kładąc na nie większy nacisk żeby idealnie weszło w umysł każdego kto nas słyszał - Oddawaj moją skrzynkę ZŁODZIEJU - każde słowo wymawiałem tak wolno że prawie literowałem
Wytrąciłem mu pałeczkę z rąk. Chyba nie wiedział co odpowiedzieć, jak się odgryźć. Dokładnie na to liczyłem, potrzebowałem zwycięstwa aby nie upaść moralnie i na duchu. Wiedziałem że moja zemsta będzie słodka. Nie zachowywałem się do końca po chrześcijańsku ale cóż... WSZYSTKO dla wyższego dobra. Prawda?
Calutka sala oczekiwała w napięciu jakiejś ciętej riposty, jakiegoś przekleństwa no czegokolwiek ze strony murzyna ale... nic się nie stało milczał. Chwilę potem dwie aż w końcu chyba dotarło do jego czaszki że jeśli ja wojuję prawdą to ja on może równie skutecznie atakować kłamstwem. Tfu.
Po milczeniu które naprawdę trwało tylko kilka sekund, a wydawało się że trwa całą wieczność, przyszedł czas na odzew. Belial zaczął się powoli śmiać najpierw subtelnie z wyniosłością parskał a potem na całe gardło. Sala natychmiast podchwyciła to i teraz wszyscy śmiali się... Niestety ze mnie. Wszyscy... Poza mamą. Ona płakała i bezgłośnie poruszała ustami jakby mówiąc wprost do mnie "Wstyd mi za ciebie". Serce mi pękło ale zanim opuściłem budynek spojrzałem jeszcze na diabła i syknąłem ze złością w stronę Beliala:
- To jeszcze nie koniec. Wiesz że ją znajdę i zabiorę - oczywiście mówiłem o skrzynce, moim podarku od Boga.
Wybiegłem i nie patrząc na nic i na nikogo wybiegłem prosto na ulicę. Kierowałem się instynktem. Błądząc po niewielkich Wrocławskich uliczkach szukałem miejsca gdzie mógłbym chociaż przez chwilę pozbierać własne myśli do kupy.
Byłem roztrzaskany jak kości po upadku z 30 piętra. Byłem taki żałośnie bezbronny. Wiedziałem że to co zrobiłem miało szansę powodzenia ale zaprzepaścili ją ludzie którzy stali dookoła. Tak Belial miał przewagę jeśli chodzi o działania w tłumie. Umiał skrzętnie manipulować wszystkimi poza mną. Dlaczego? Bo byłem jego synem czy posłańcem Boga?
W ojej głowie roiło się od myśli, od pytań na które ciągle nie znajdowałem odpowiedzi. Potrzebowałem odpowiedzi. Nie koniecznie chciałem je znać po prostu były mi potrzebne niczym tlen do oddychania. Kim byłem po pierwsze a kim po drugie? Po jakiej stronie bardziej opłaca mi się być? Czy to ma sens? Czy nie lepiej się zabić i skończyć ten bajzel jakim stało się moje życie przez te kilka ostatnich dni? Po jaką cholerę miałem to ciągnąć?
Kiedy szedłem tak przyciśnięty nawałnicą myśli nawet nie zwróciłem uwagi na to że skręciłem w jakąś ciemną i mroczną uliczkę i w dodatku o zgrozo była to ślepa uliczka...
W filmach zawsze takie sytuacje się źle kończą. Jednak życie to nie film. Chociaż po tym co widziałem przez ostatni tydzień byłem skłonny uwierzyć we wszystko nawet w uroczego klauna morderce mieszkającego w jakichś ściekach i mordującego dzieci. Usłyszałem za sobą trzask, chciałem się odwrócić ale nie mogłem. Uczucie które mnie zdominował, określić można jako mieszaninę lęku i stresu tak w proporcji 10:3.
Rozmowa która toczyła się za moimi plecami była tak niepokojąca że aż powietrze zgęstniało i utraciło swoje życiodajne zdolności. Słyszałem rozmowy dwóch mężczyzn, dałbym sobie rękę uciąć że były to osoby z marginesu społecznego.
- Ej Gałgan. Zobacz na tego elegancika... - głos był zachrypły i nienaturalnie podniecony
- NO widzę,na pewno ma przy sobie kasę. Kupimy sobie parę działek - na te słowa odwróciłem się i zanim zdążyłem coś powiedzieć oberwałem dosyć mocno czymś zimnym i twardym. Upadłem na ziemię.
Tym tajemniczym przedmiotem była klapa od metalowego śmietnika. To wyjaśniało ten fetor. Bolał mnie cały prawy policzek od zewnątrz i od środka bo chyba przygryzłem go sobie zębami. Patrzyło na mnie dwóch chłopaków niewiele starszych ode mnie. Zrobiło mi się ich szkoda. Patrzyłem na ich brudne ubrania, tłuste włosy i podkrążone oczy. Nie do końca pamiętam szczegóły ich wyglądu bo dalej szumiało mi w głowie od uderzenia.
- Dawaj kasę! Albo będzie źle - syczał jeden z narkomanów. Nie do końca wierzyłem w możliwość polubownego załatwienia sprawy ponieważ nie miałem przy sobie ani grosza. Postanowiłem odwołać się do wyższej instancji.
- W imię Boga odejdźcie w pokoju i wróćcie na ścieżkę światła a Pan przyjmie was z powrotem do swojego serca - Nie byłem pewien czy sens do nich dotarł bo kiwali się jak kaczki i patrzyli to na mnie to na siebie nawzajem
- Zamknij się - Chciałem wysunąć skrzydła i uciec gdzie pieprz rośnie ale było za późno, oberwałem znowu solidnie klapą od śmietnika a potem dostałem dwa solidne kopniaki, jeden w brzuch a drugi w klatkę piersiową. Zemdlałem z bólu który rozlał się po mnie jak sos pieczeniowy po kawałku steku.
CZYTASZ
O tym, jak wszystkie sprawy z tamtego świata, przeniosły się do mojego życia
Paranormal#26 W PARANORMALNE Będąc młodym chłopakiem z zagorzałego ateisty zmieniłem się w posłańca Boga na ziemi. Powoli popadając w obłęd ustąpiłem w końcu swojej mrocznej naturze. Po wielu wewnętrznych niepewnościach, stałem się spokojnym człowiekiem prowa...