"One są po to żeby je łamać..." Część 3

16 2 4
                                    

- Nie prawda - odpowiedziałem pół szeptem, przecież nie mogłem się przyznać że sprawiało mi to przyjemność. Dodałem też hardo - Nie jestem taki jak ty!
- Masz rację... Nie jesteś... - próbowałem przejrzeć jego myśli, do czego dążył - Jesteś jak matka - powiedział to z rozczuleniem w głosie - Jesteś... Uparty, nieokiełznany i... - parsknął, tak czule, z uśmiechem - taki ludzki.
- Z perspektywy twojej sprawy to chyba nie jest zbyt korzystne - zdziwiło mnie to że odnosił się d mnie z pobłażliwością(?) - Jestem tylko słabym człowiekiem. Nie poprowadzę armii demonów na wojnę o przejęcie Ziemi... - powiedziałem to ze wstydem, że jest coś czego nie potrafię zrobić
- Ale ja tego od ciebie nie wymagam - podniósł mi brodę do góry tak żebym patrzył w jego oczy - W pierwszej kolejności jesteś moim synem, potem dziedzicem piekielnego tronu a dopiero na końcu Piewcą Śmierci... - nie miałem powodu żeby mu nie wierzyć, brzmiał tak szczerze

- Że kim jestem? To ostatnie jest dla mnie niezrozumiałe - nie podobało mi się to że mam objąć jeszcze jakąś fuchę do której absolutnie się nie garnę
- Piewca Śmierci - mówił rozmarzonym głosem - Jest to wielki dar. Piewca Śmierci ma w sobie Tchnienie. Potrafi on rozpoznać ważne rzeczy, ale tylko te które go dotyczą. Ty musisz rozpoznać pozostałych Jeźdźców Apokalipsy - widząc moją kwaśną minę ciągnął dalej - Masz na to jeszcze wiele lat. Mnóstwo rzeczy jeszcze przed tobą. Ale muszę wiedzieć... Czy pozwolisz bym cię uczył wszystkiego co będzie ci potrzebne po skończeniu czasu? Czy przyłączysz się do naszej, słusznej, strony? - te ostatnie dwa pytania były wypowiedziane delikatnie ale z mocą
- Jaaa... - chciałem odwrócić wzrok, tylko że on cały czas trzymał mnie za brodę - Potrzebuję czasu... - grałem na zwłokę - Muszę to rozważyć - skończyłem już pewniej
- Ale tu nie ma nic do rozważania. Masz to we krwi - mówiąc to odciągnął mnie na bok i wyciągnął z kieszeni mały nożyk - Daj rękę!
Byłem po prostu ... ze strachu. Bałem się, mimo to wyciągnąłem nadgarstek przed siebie. Chciałem się modlić tylko że w tamtej chwili nie widziałem w tym sensu. Poczułem lekkie nacięcie przez środek mojej dłoni. Nie powiem żeby bardzo bolało, raczej piekło. Krew lała się ciurkiem. Patrzyłem to na ranę to na Beliala. Po chwili ojciec też naciął swoją dłoń i schował nożyk.
- Wiem że masz różaniec przy sobie. Wyciągnij go! - nie znosił sprzeciwu
Szybciutko sięgnąłem nienaruszoną ręką do kieszeni i wyciągnąłem sznur pięknych białych koralików z małym ozdobnym krzyżykiem. Położyłem go na parapecie znajdującym się kawałek dale. Belial upuścił kilka kropel krwi na święty symbol. Płyn po dotknięciu święconego przedmiotu zaczął skwierczeć i parować zostawiając nieprzyjemny odór. Uchyliliśmy okno dla pozbycia się dowodów w śmierdzącej postaci.
Belial kiwnął głową pokazując że teraz moja kolej. Wziąłem głęboki oddech, pomimo smrodu, i zrobiłem to samo co mój poprzednik. Nim krople spadły minęła cała wieczność a przynajmniej dla mnie. Jednak kiedy po zetknięciu się krwi i różańca nastąpiła ta sama reakcja co wcześniej, byłem zdruzgotany.
Patrzyłem i nie wierzyłem własnym oczom. Symbol Maryi,matki Chrystusa skwierczał jak olej na patelni po kontakcie z moją AB rh-. Szok i niedowierzanie. To znaczyło... No właśnie nie wiedziałem co to znaczyło.
- Co z tego wnika? - zapytałem martwym, wyzutym z emocji głosem - Jaki z tego wniosek?
- Och - westchnął i popatrzył na mnie z politowaniem - To znaczy że nie jesteś ulubieńcem Boga, nie jesteś wybrańcem niebios. Liczyłeś na to że On da ci wieczne szczęście a tymczasem od samego początku jest ci pisane być diabłem i po śmierci wstąpić do piekła w chwale jako możliwy "Piąty Książę Piekielny"... - patrzyłem na niego jak na wariata, mimo że docierała do mnie prawda zawarta gdzieś w jego słowach - Czy Bóg dał ci chociaż jedną wskazówkę? - wniosek z mojej miny nasuwał się jednoznaczny - Tak myślałem...
- Kim są Piekielni Książęta? - skupiałem się na zrozumieniu tego co było mi obce
- Na tę opowieść przyjdzie jeszcze czas podczas nauki. Oczywiście jeśli się zdecydujesz - położył mi rękę na ramieniu, czułem się tak jakby chciał przeniknąć wszystkie moje myśli - Nauczę cię czytać w ludzkich myślach ukrywając swoje własne, znikać i pojawiać się niepostrzeżenie, widzieć innych będąc niewidocznym, chronić swoje dobro, być niezniszczalnym i niepokonanym... - kusił, oj kusił i naprawdę miałem ochotę ulec jego namowom - Więc jak? - wyciągnął do mnie rękę
Miałem ochotę ją pochwycić a potem przytulić się do niego. Z drugiej zaś strony pamiętałem o tym jak Bóg powierzył mi pieczę nad skrzynką i kluczem. W ostatniej chwili wycofałem rękę i złapałem za kluczyk bezpiecznie tkwiący na mojej szyi.
- A co z moją obietnicą? - spytałem z zawahaniem
- One są po to żeby je łamać... - powiedział i uśmiechnął się szelmowsko
Też się uśmiechnąłem. Był taki przekonujący. Czy każdy diabeł miał w sobie taki magnetyzm? Jeśli tak, to podobała mi się ta perspektywa. Ale ja nie byłem pełnym diabłem, moja mama to człowiek. W dodatku nie miałem w sobie tyle odwagi ile chciałbym mieć.
- Nie jestem taki jak ty. Sam to powiedziałeś. Nie jestem i nigdy nie będę diabłem. Jestem w połowie człowiekiem - nie wiem czemu to wyznałem, może jeszcze resztką serca liczyłem na to że się na mnie obrazi i wyjdzie, jednak liczyłem na pełną akceptację i dobre słowo od ojca
- Ależ jesteś! - szybko mnie zapewnił - Krew anioła czy światła czy cienia zawsze będzie dominowała nad krwią człowieka, szczególnie nad krwią człowieka. Jesteś tak samo prawdziwym czartem jak ja - chyba się skrzywiłem, chociaż nie mogę tego powiedzieć na pewno
Już chciałem uścisnąć mu dłoń i powiedzieć że chcę być jego uczniem, że wzywa mnie dziedzictwo zapisane w mojej krwi. Powstrzymało mnie wkroczenie na oddział policji.
Dwóch mężczyzn dość słusznej postury. Obaj niscy i na wpół łysi, zapadnięte oczy, mundur rozmiaru XXL ledwo dopięty. Szli po dwóch bokach drobnej pani podkomisarz. Szeptała coś do aspiranta po swojej lewej i posterunkowego po prawej. Obaj szli patrząc na nią jak w obrazek.
Nie dziwiłem się, było na co popatrzeć. Kobietka miała szerokie biodra i zgrabne nogi, co było widać nawet pod dość luźnymi spodniami służbowymi. Kołysała się delikatnie, świadoma że wszyscy bacznie ją obserwują. Zza skośnej rudej grzywki wyłapywała każdy szczegół. Ścięta była nietypowo. Miała włosy dłuższe po prawej stronie, sięgały do ramienia, a po lewej ledwo zakrywały ucho. Cięcie było delikatne, płynne i nadawało jej jeszcze więcej kobiecości. Jej wielkie czarne oczy z najgęstszymi rzęsami jakie w życiu widziałem upodobały sobie mnie na cel.
Zostawiła w tyle swoich podwładnych którzy szybko skierowali się w stronę leżącej na ławce Eli i stojącego obok mężczyzny. Nadal nie wierzyłem że wziął mnie za kobietę.
Podeszła kołysząc biodrami z kamienną twarzą a usta, pociągnięte cielistą szminką, rozpoczęły wypowiadanie ciągu słów aksamitnym i melodyjnym głosem pozbawionym najlżejszych uczuć.
- Podkomisarz Ariana Daniel. Mam kilka pytań - spoglądała to na mnie to na Beliala - Czy jest tu jakieś ustronne miejsce gdzie mogłabym przesłuchać syna? - rzuciła, zdawałoby się, od niechcenia
- Może mnie najpierw pani przesłucha, zapewniam byłoby to dla pani niezapomniane doświadczenie - uśmiechnął się i zbladł widząc że kobieta jest odporna na jego urok
- Pan mnie w tej chwili nie interesuje. Muszę przesłuchać... - patrzyła na mnie oczekując że się przedstawię
- Justin Lorenz. W pokoju pielęgniarek jest spokojnie. Mogę panią zaprowadzić tam złożyć zeznania - pokiwała głową i machnęła ręką żebym prowadził, jednak Belial wtrącił swoje trzy grosze
- Nie zgadzam się na to żeby przesłuchiwać mojego syna! - usłyszałem za plecami
- Bo?! - z tym samym zimnym tonem spytała policjantka
- Tato! Pozwól mi! Wtedy się zgodzę żebyś mnie uczył - postanowiłem zaatakować jego własną bronią, szantarzem
- A co z twoją obietnicą? - otrzymałem odpowiedź na którą już miałem przyszykowany kontratak
- One są po to żeby je łamać... - uśmiechnąłem się szelmowsko odtwarzając sytuację jaka miała między nami miejsce kilka minut wcześniej, on też się uśmiechnął
Położył mi rękę na ramieniu i usłyszałem w głowie "Pierwsza lekcja zaliczona, jestem z ciebie dumny". Ja też położyłem mu rękę na ramieniu i próbowałem mu przekazać "Jestem pojętnym uczniem", po jego minie mogłem się domyślać że udało mi się przesłać wiadomość. Dostałem na to też odpowiedź " Właśnie widzę".
Uśmiechaliśmy się teraz obaj. Patrzyliśmy sobie w oczy i wymienialiśmy uśmiechy. Na koniec uścisnęliśmy sobie dłonie pieczętując nasz sojusz. Sojusz który miał mnie wprowadzić w tajniki tamtego świata...

xxxxxxxx

Mam nadzieję że nie macie do mnie pretensji za to że ten sojusz ma miejsce. Chciałabym wiedzieć co według was się dalej stanie. Piszcie swoje odpowiedzi w komentarzach, jestem ciekawa co rodzi się wam teraz w głowach. Jeśli rozdział był wystarczająco dobry i wam się podobał dajcie gwiazdkę żebym mogła ułożyć sobie z nich mój własny kosmos :-)

O tym, jak wszystkie sprawy z tamtego świata, przeniosły się do mojego życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz