Kiedy Lucyfer kiwał głową odleciały ode mnie wszelkie nadzieję na ocalenie. W oku zakręciła mi się łza. Czas się zatrzymał, ja płakałem a moje serce ścisnęło się w żalu. Przegrałem nie tylko życie, ale i duszę. Nie docierało to do mnie. Rzuciłem mu się do stóp, ryczałem jak tylko mogłem najgłośniej. Cały żal wypływał ze mnie w postaci łez.
- Błagam - szeptałem zasmarkany - Ja nie chcę umierać
Lucyfer patrzył na mnie swoimi krwistoczerwonymi oczami. Patrzył ze zrozumieniem. Podniósł mnie strzelił mi z całej siły po twarzy i próbował zebrać mnie do kupy. Uspokoiłem się i popatrzyłem na niego liczyłem na pomoc, jakąkolwiek. Westchnął i zrobił się blady jak ściana.
- Niczego ci nie obiecuję - złapał mnie za obie ręce i zaczął coś szeptać
Dookoła nas utworzył się kokon z cieni wypływających z jego oczu, ust, nosa i uszu. Kiedy się rozpłynął byliśmy w innym miejscu. Ze wszystkich stron otaczał nas kamień, czarny i piękny. Nie dałbym sobie uciąć ręki ale stawiałem że to obsydian. Ściany, podłoga, sufit wszystko było perfekcyjnie oszlifowane. Nie było tam ani jednego pęknięcia, że o wyjściu nie wspomnę. W powietrzu unosiły się małe ogniki oświetlające zamknięcie.
- Tutaj czas płynie wolniej - stanął na środku usypanego z soli i węgla pentagramu - Mamy jakieś trzydzieści minut, kładź się - wskazał pentagram
Od razu wykonałem polecenie. Moja głowa, ręce i nogi doskonale wpasowały się w ramiona pięcioramiennej gwiazdy. Cienie wypuszczone z dłoni Lucyfera przygwoździły mnie do podłogi. Z ołtarza stojącego obok wziął wielką czarę. Wrzucał do niej zioła i wlewał miksturki. W pewnym momencie jego palce zapłonęły żywym ogniem który następne wrzucił do naczynia niczym kawałek mięsa. Zawartość płonęła unosząc w powietrzu zapach szałwii i mięty. Jedna ze wstążek wypuszczonych przez diabła obcięła jeden z jego ślicznych, blond loczków i wrzuciła go do ognia.
Płomień buchnął wysoko w górę i zrobił się niebieski niczym najjaśniejsze niebo. Patrzyłem na to wszystko z coraz większym niepokojem. Wujek zabrał płonące naczynie i stanął przede mną. Kolejna z jego wstążek zakneblowała mnie. Zacząłem panikować. Oczy Lucyfera wywinęły się na drugą stronę. Z jego ust płynęła krew kapiąca do ognia przybierającego na intensywności koloru.
Rzucałem się, jednak wicie były silniejsze. Chciałem krzyczeć, jednak wydobywały się ze mnie tylko nie artykułowane dźwięki. Byłem na skraju wytrzymałości psychicznej. Ryczałem i próbowałem walczyć z więzami na które sam tak chętnie się zgodziłem
- "O mroku nocy świecący jaśniej od blasku dnia,
Przyzywam cię przez ten przeklęty ogień, abyś
Posłuszny woli Pierwszej Gwiazdy Dnia,
Uwolnił duszę z ciała. Niech przejdzie próbę
Ognia i zaufania by rozstrzygnęła się wola niebios
By ciemność nigdy nie zdominowała jasności,
Ale pozostała z nią w równowadze do końca czasu.
Wtedy to rozstrzygnie się los obu w walce ostatecznej,
A ta która przegra zniknie, a wygrana pozostanie.
Pozwól tej duszy odciąć się od Cieni, lekceważących
Twoją boską niemal chwałę... Niech się dokona..."
Wtedy "wylał" ogień przed siebie. Sól i węgiel zapaliła się i pentagram się rozżarzył. Poczułem piekielny ból i swąd palonego ciała. Nie czułem się tak jeszcze nigdy. Moja dusza płonęła. Nie umiałem sobie poradzić z tym wszystkim. Chciałem krzyczeć, myślałem że to przyniesie mi ulgę...
Lucyfer stanął nade mną z czarnym sztyletem w dłoni. Nachylił się i płynnym ruchem przeciął mój tors przez szerokość mostka. To był pikuś w porównaniu z narastającym bólem spowodowanym paleniem żywcem. Diabeł otworzył ranę na mojej piersi i wlał do niej resztę ognia z czary.
Moja dusza oddzieliła się od ciała i powędrowała w górę, chciała uciekać, ale nie miała dokąd. Szybko zostałem pochwycony przez czarne taśmy sterowane przez Księcia Piekła. Moja dusza była porośnięta przez Cienie. Wegetowały sobie na niej w najlepsze. Lucyfer podszedł do mnie i powoli zaczął odcinać czarnym sztyletem pojedyncze fragmenty pasożytów. Nie mogłem nic zrobić. Moja dusza cierpiała niewyobrażalne katusze.
Ból rozpływał się docierając wszędzie i ogarniając mnie, oślepiając i doprowadzając do szaleństwa - utraty zmysłów. Pragnąłem śmierci, tej samej której jeszcze kilka minut temu tak bardzo się bałem. Teraz wydawała mi się czymś w rodzaju raju, ukojenia. Jednak nie mogłem jej dostąpić. Wybrałem drogę życia, czyli drogę pełną bólu i nienawiści. Drogę trudnych decyzji i niepewności.
Czułem każde cięcie. Cienie zrosły się ze mną, przygotowywały się do stworzenia jedności. Czarny sztylet darł je na strzępy, niestety moja dusza również była jakby obdzierana ze skóry. Widziałem cały ten morderczy proces. Lucyfer wrzucał zrzynki do tej samej czary. Każdy z nich płonął w zetknięciu z popiołem. Miałem nadzieję że to skończy się jak najszybciej. Jednak czas mijał a Cieni nie ubywało.
Nie umiałem się opanować, z każdą chwilą byłem coraz bardziej otumaniony przez ból i strach. Największy celebryta wśród diabłów stał przede mną i patrzył na mnie samymi białkami oczu. Nigdy nie spotkałem bardziej przerażającego widoku.
Byłem przygotowany na kolejne cięcie, jednak ono nie nastąpiło. Otworzyłem oczy i zobaczyłem okropny widok. Demon powstały z ognia spalonych Cieni formował się w kącie pomieszczenia. Wicie Lucyfera położyły moją duszę z powrotem w ciele. Minęła sekunda czegoś co można by określić mianem niebytu.
Gwałtownie zaczerpnąłem powietrza. Było przesiąknięte dymem i wonią spalenizny. Moje nadgarstki zostały przepalone aż do mięśni, to samo nadgarstki. O plecach wolałem nawet nie myśleć. A moje włosy? Aż ciarki przeszły mnie na myśl o tym co się z nimi stało. Plus był taki że ogień uszkodził moje nerwy tak mocno że ból był w zasadzie znikomy w porównaniu z odrywaniem cieni.
Płomienie zmieniały się powoli w postać przypominającą człowieka. Była wysoka, nabierała kształtów i kolorów. Można było już rozróżnić sylwetkę mężczyzny. Formowała się twarz, fryzura i ubranie. Ogień powoli dogasał pozostawiając pozornie zwykłego człowieka. Ta postać, to byłem ja...
Wybałuszyłem oczy i usiadłem podpierając się na obolałych, poparzonych dłoniach. Mimowolnie dotknąłem rany na piersi. Była całkowicie zasklepiona, pozostała tylko osmalona blizna. Twór przyglądał mi się, a ja przyglądałem się jemu.
Nie umiałem znaleźć żadnej różnicy w wyglądzie, ubiorze, sposobie poruszania się czy mimice. Miałem dziwne przeczucie że musi być jakaś, coś co czyni mnie mną a jego tylko nędzną podróbką. Nie wiedziałem co to jest, ale musiało coś takiego być.
- Hej Luci - podchodził powoli do diabła - Miło cię widzieć stary druhu - uśmiechał się niepokojąco
- Bez wzajemności - syknął - Miałem nadzieję że nie będziemy musieli się więcej oglądać
- Tak, moja ostatnia wizyta skończyła się przecież tak zabawnie - chodził pełen wyższości - Pamiętasz ją? Może ją przypomnę... Jak miała na imię...? - w tym momencie Cień został przyparty do ściany a sztylet znajdował się niepokojąco blisko jego szyi
- A może ja ci przypomnę że mogę cię zabić? - teraz to Lucyfer był górą, emanowała od niego złość i chęć zemsty
- Miała na imię Delfina prawda? To było takie smutne, ty siedziałeś sobie w Piekle skuty w najgłębszej otchłani i mogłeś tylko patrzeć jak zabieram jej duszę dla siebie - drwił
Lucyfer puścił "Justina" i odwrócił się. Ciężko westchnął i wykonał szybki obrót na pięcie. W prawej ręce dalej trzymał ostrze, które zrobiło głęboką bruzdę w policzku Cienia. Ze sztyletu kapała czarna, lepka ciecz.
- Nie prowokuj mnie - wycedził przez zęby nożownik
- Zmieniłeś się, niestety na gorsze, staruszku - cmoknął prowokująco Cień
- Odejdź - syczał
- Oddaj mi moją duszę! - wskazywał na mnie kościstym palcem
- Nie jest twoja! - wydarł się na niego diabeł
- JEST! - ryknął grubym, demonicznym głosem - Jest 3:00. Moja godzina, godzina w której mam prawo odebrać moją własność. Tak mówi pakt - odsłonił ostre zęby i wlepił wzrok w moje umęczone ciało
- Żądam Próby Labiryntu - przyszpilił go ręką do ściany Lucyfer
"Justin" zrobił się blady jak śmierć. Dolna warga drżała mu niepokojąco a wzrok wbił się w podłogę. Cień spiął się jak nie wiem co. Odrzucił włosy do tyłu jednym płynnym ruchem głowy a oczy wpatrywały się w blondyna z furią
- NIE! - ryknął nie robiąc na napastniku żadnego wrażenia - Nie masz prawa ty...
- Oh, zamknij się - obrócił sztylet w dłoni, dzięki czemu broń zmieniła się w czarny, zdobiony kamieniami miecz - Chyba zapomniałeś kto ma władzę w Czarnej Sali. Tutaj nie masz żadnych mocy, a ja ŻĄDAM próby - jego ton nie znosił sprzeciwu
- Zgoda - syknął
Lucyfer puścił mojego klona i powoli ruszył w moją stronę. Ukucnął obok mnie i z przepraszającym wzrokiem chwycił mnie za rękę. Patrzyłem na niego z niewypowiedzianym strachem. Nie wiedziałem co się dzieję, jak to się skończy ani co się ze mną zaraz stanie.
- Justin. Musisz znaleźć wyjście. Przejdziesz przez trzy próby i dostaniesz trzy kamienie. Użyj ich żeby otworzyć portal i wrócić - pokazał na kluczyk na mojej szyi - Trzy kamienie, portal. Wróć do żywych. Przepraszam - usłyszałem
Chciałem zapytać co to znaczy "wróć do żywych", jednak nie zdążyłem. Silne ręce diabła chwyciły mnie za głowę i bez najmniejszego problemu skręciły mi kark. Umarłem z rąk tego kto obiecał mnie przed tą śmiercią uchronić...
CZYTASZ
O tym, jak wszystkie sprawy z tamtego świata, przeniosły się do mojego życia
Paranormal#26 W PARANORMALNE Będąc młodym chłopakiem z zagorzałego ateisty zmieniłem się w posłańca Boga na ziemi. Powoli popadając w obłęd ustąpiłem w końcu swojej mrocznej naturze. Po wielu wewnętrznych niepewnościach, stałem się spokojnym człowiekiem prowa...