"Bez związku..."

18 2 6
                                    

      Nie wiem na ile ten sojusz był z potrzeby serca czy z potrzeby obowiązku, a może z jeszcze jakiejś innej. Czułem się tak jakbym zerwał więzy krępujące mnie przez całe życie. Mogłem oddychać głębiej, śmiać się głośniej, ukrywać emocje lepiej, wiedzieć co myślą inni o mnie choć nie słyszałem ich myśli. Wyczuwałem napięcie w młodej policjantce którą prowadziłem do pokoju pielęgniarek. Najwidoczniej była zestresowana tym że widziała tę sytuacje między mną a Belialem. Podejrzewała że należymy do jakiejś sekty.
       Mało mnie to obchodziło dopóki według niej moje zeznania były wiarygodne i niepodważalne. Jedyne o czym marzyłem to o tym żeby ukarać Elę za winę. Należała jej się surowa kara chociaż miałem niejasne przeczucie że więzienie nie jest najwłaściwszą formą karania ludzi. 
       Pamiętałem jak zżerały mnie wyrzuty sumienia i że ta świadomość że zrobiło się coś złego była dla mnie większą karą niż konsekwencje które mogły mi za to grozić. Zdecydowanie perspektywa siedzenia w więzieniu była lepsza niż życie z wyrzutami gryzącymi cię od środka aż już nie będziesz mógł wytrzymać i ze sobą skończysz. 
       Z chwilą przypieczętowania paktu stałem się innym człowiekiem: potężnym, silnym. pewnym siebie, niepokonanym... Zapomniałem już przez te kilka minut co to znaczy się wahać. Emanowała ze mnie siła jakiej nigdy nie czułem. Podobał mi się ten stan. Jeśli to było to za co na początku nienawidziłem Beliala i przed czym się wstrzymywałem to byłem głupi...
       Zrozumiałem że odkryłem swoje powołanie. Pragnąłem karać ludzi za całe zło jakie wyrządzili. Nie chciałem ich namawiać do złego i się z tego cieszyć. Zbrodnia napawała mnie obrzydzeniem. Idąc korytarzem z łatwością mogłem wskazać ludzi mających coś na sumieniu. Dostrzegałem to od razu. Ta spuszczona brew u staruszki siedzącej na wózku inwalidzkim mówiła mi że niezłe z niej ziółko. Stojąca niedaleko dziewczynka przebierała palcami co oznaczało że przed chwilą zrobiła coś złego. 
       Dostrzegałem czasem jednak więcej niż bym chciał. Wchodząc do pokoju pielęgniarek czułem dochodzącą stamtąd rozpacz. Wylewała się przez otwarte drzwi dusząc mnie swoją głęboką szczerością. Była niczym dym powoli przenikający mnie i zostawiający na pastwę losu. Chciałem odejść ale nieporuszona niczym policjantka wskazała mi miejsce na kanapie siadając na krześle na przeciwko mnie. 
       Rozpacz była z tym miejscem tak związana jak dwie papużki nierozłączki. Siadając na kanapie przefrunęły mi przed oczami historie setek ludzi dowiadujących się o śmierci bliskich. Wszyscy siedzieli dokładnie tu gdzie ja. Było to smutne i przytłaczające. 
       Zrozumiałem że nie mogę przed tym uciec ale mogę postawić coś na kształt bariery oddzielającej mnie i tę czarną rozpacz. Wyobrażałem sobie że jestem w bańce na którą co chwila spada fala mroku, ale bańka zostaje nienaruszona. Starałem się utrzymać tą ochronę żeby mieć czysty umysł podczas składania zeznań.
- Jestem gotowy może pani pytać - patrzyłem w jej czarne oczy
- Opowiedz mi co się stało, jak znalazłeś tę kobietę - miała lekko nieobecny wzrok i przymknięte powieki a policzek podpierała prawą ręką. W drugiej zaś trzymała dyktafon.
       Powiedziałem wszystko co wiedziałem. Podzieliłem się wszystkimi swoimi spostrzeżeniami i podejrzeniami. Była bardzo dobra w swojej pracy. Tak manewrowała słowami że kilka razy prawie powiedziałem o sprawach tamtego świata. Jednak ja też dowiedziałem się o niej więcej niż było to potrzebne.
       Bardzo często powtarzała słowo "Więc..." oczekując że rozwinę coś o czym wcześniej wspominałem. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem a jednocześnie bardzo profesjonalnie. Szukała we nie jakiegokolwiek objawu kłamstwa czy ukrywania czegoś, jednak ku jej rozczarowaniu, niczego takiego nie przejawiałem. Ale to nie oznacza że tego nie robiłem.
- Czy Ela miała jakiś wspólników? - pytała z zapałem i zaciekawieniem które coraz trudniej jej było ukrywać
- Jej chłopak/narzeczony, ktoś taki, dostarczał jej trutkę - odsapnąłem myśląc że już skończyła swoje przedstawienie z powtarzaniem tych samych pytań
- Czy należysz do jakiejś sekty? - spytała przekręcając lekko głowę i wbijając we mnie wzrok jak szpilkę w laleczkę voodoo
- Tak... Yyy... Nie... Yyy... Co? - zatkało mnie i postanowiłem rżnąć głupa, tak na wszelki wypadek
- To pytanie jak każde inne, a ty zgodziłeś się odpowiadać na tę które ja zadałam - przyparła mnie do muru tą logiką aczkolwiek ja miałem na to swój sposób
     Wstałem i chwyciłem za klamkę drzwi. Popatrzyłem na nią i odparłem z niedbałością pierwsze co przyszło mi do głowy.
- To bez związku... - patrzyła na mnie z niewypowiedzianą złością za to że ośmielam się ignorować jej pytanie
- Jeszcze nie skończyłam! - rzuciła za mną kiedy otworzyłem drzwi
- Ale ja skończyłem! - krzyknąłem na pół korytarza
     Wtedy moja bańka ochronna pękła a ja upadłem na podłogę powalony przez wszechobecną rozpacz chcącą pociąć moją duszę na kawałeczki...

xxxxxx

Przepraszam że tak krótko ale jestem chora i nie czuję się na siłach żeby pisać postaram się jednak dla was. Jak podoba wam się zmiana z dobrego Justina w Justina diabła?

O tym, jak wszystkie sprawy z tamtego świata, przeniosły się do mojego życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz