Bolało mnie wszystko począwszy od czubka nosa a kończąc na palcach u stóp. Myślałem że zaraz się popłaczę. Zacisnąłem zęby i wbiłem paznokcie w podłogę jednocześnie je łamiąc. Bolało gorzej niż uderzenie głową o chodnik ale mniej niż ta kaźń targająca mną od środka. Nie był to może ból czysto fizyczny, ale z pewnością mu towarzyszył. Każda komórka mojego ciała była bombardowana przez rozpacz, żal i wszystkie negatywne emocje jakie tylko potrafię nazwać...
Nie wiem czy byłem świadomy czy zemdlałem. Wszystko przed oczami mi się rozlewało. Spod połamanych paznokci leciała krew a łzy zalewały mi pół twarzy. Całe zło jakie w życiu wyrządziłem wracało do mnie z mocą milion razy większą. Jedyne o czym marzyłem to żeby to się już skończyło.
Przez głowę przewijały mi się historie ludzi których nigdy nie widziałem. Doświadczałem też ich emocji. Wszystkie były potwornie bolesne i wycieńczające. Wolałem umrzeć niż znosić to jeszcze choć przez sekundkę. Jednak koniec nie przychodził.
Przypomniałem sobie o tych wszystkich ludziach otaczających mnie przez całe moje życie. O tym gościu, o mamie, o byłych kolegach, o starym dyrektorze i jego żonie, o Belialu... Nikt kto mnie znał nie miał łatwo. Jednych dopadało szaleństwo za życia, inni kończyli swój żywot za wcześnie. Może ja też miałem podzielić ich los, może to były oznaki szaleństwa? Różne myśli nękały moją głowę, jednak żadna nie mogła mi sprawić więcej bólu.
Żyjąc w świecie w którym nikomu nie można było ufać bezgranicznie zrozumiałem że sam byłem złym człowiekiem. Ja też miałem swoje za uszami, jak każdy. Dałem sobie solenną obietnicę że jeśli ta kaźń się kiedyś skończy to się zmienię. Jednak końca nie było widać ani słychać. Moją ostatnią myślą było to że pewnie już nigdy nie zobaczę Aurory, przez mój wybór i przez to że chyba miałem tam leżeć aż do końca świata. Jedyne czego potrzebowałem w życiu to jej obecności...
W tym momencie wszystko ustało. Moje ciało pozostawało bezbronne i umęczone. Ledwo łapałem oddech. Czułem się bardzo otumaniony i tak szczęśliwy ponieważ ta męka się w końcu skończyła. Położyłem się na wznak i patrzyłem przed siebie. Gwiazdy migotały jasnym światłem a trawa delikatnie gładziła moje zbolałe dłonie i szyję.
Ale zaraz, trawa? Gwiazdy? Wytrwały czytelnik zaraz zauważy że przecież wszystko zaczęło się w szpitalnym korytarzu a nie na jakimś polu w środku nocy po północy. Otóż obudziłem się w krainie którą widziałem wcześniej tylko dwa razy. Za pierwszym razem kiedy poznałem Aurorę a za drugim kiedy uczyła mnie jak walczyć...
Wiedziałem że choć za każdym razem budziłem się w innym miejscu tej krainy to dalej w niej byłem. Znowu chciało mi się płakać kiedy ogarnęły mnie wspomnienia wcześniejszych spotkań i pocałunków za którymi tak tęskniłem. Pragnąłem jej widoku tak jak głodny pies pragnie kawałka mięsa. Zawsze znajdowałem ją kiedy chodziłem po okolicy, a może to ona mnie znajdywała?...
Wstałem i spojrzałem na piękny księżyc w pełni. Dodał mi otuchy. Ruszyłem przed siebie przez sad pełen jabłek. Drzewa były zadbane i aż uginały się od zdrowych różowych owoców. Patrzyłem na nie z podziwem i chciałem rozkoszować się ich smakiem, ale przypomniała mi się historia Adama i Ewy. Ja nie wiedziałem co te jabłka mają w sobie złowieszczego więc nie chciałem ryzykować mimo że ich zapach kusił mnie bez przerwy.
Doszedłem do piaszczystej plaży. Fale biły o brzeg a z morza wystawały owalne głazy. Niebo odbijało się w tafli wody i lekko je zniekształcało. Byłem zauroczony tym co widziałem. Słone powietrze leczyło moje zbolałe płuca a twarz przyjemnie się odświeżyła gdy zderzyła się z morską bryzą. Chciałem zdjąć kapcie i pochodzić wzdłuż brzegu, jednak moja wyobraźnia jak zwykle mnie zaskoczyła.
Na nogach miałem czarne glany. Ubrany byłem w czarny, długi prochowiec i jeansy rurki. Moje włosy wcześniej misternie splecione w warkocz, teraz były rozpuszczone i leciały swobodnie razem z wiatrem. Nie był to mój styl. Czasem myślałem że może po prostu to moje skryte myśli się urzeczywistniają.
Obserwowałem przypływ z nieukrywaną przyjemnością. Moje dotychczasowe troski odeszły na drugi plan i zmieniły się w smutną pieśń przeszłości. Wtedy moim największym problemem było to czy ją spotkam. Myślałem o niej całym sercem i całą duszą, nie wiedziałem czy zaakceptuje mnie jako Piewcę Śmierci, jako diabła i jako nowego odważnego mnie.
Mimo że moje myśli były całkowicie skierowane ku niej to usłyszenie smutnego, melodyjnego głosu za moimi plecami wystraszyło mnie.
CZYTASZ
O tym, jak wszystkie sprawy z tamtego świata, przeniosły się do mojego życia
Paranormal#26 W PARANORMALNE Będąc młodym chłopakiem z zagorzałego ateisty zmieniłem się w posłańca Boga na ziemi. Powoli popadając w obłęd ustąpiłem w końcu swojej mrocznej naturze. Po wielu wewnętrznych niepewnościach, stałem się spokojnym człowiekiem prowa...