Rozdział 1

935 46 6
                                    

W pewnym momencie swojego życia uświadomiłem sobie, że uczenie się na błędach nie było moją domeną. Z każdym następnym dniem, tygodniem, przybywało ich coraz więcej, a każdy kolejny był uderzająco podobny do poprzedniego. Mimo to nie raczyłem wyciągnąć z nich jakiejkolwiek lekcji. W dalszym ciągu pozostawałem jednakowo lekkomyślny. Hazard był moją porażką pod przebraniem, natomiast ja jego marną ofiarą. Wszystko wyglądało tak, jakbym sam podpalał lont, z kolei stając na jego drodze. Samoistnie ściągałem na siebie zgubę, nieudolnie próbując odmienić los. Jednakże ziarno uzależnienia, które wykiełkowało w moim wnętrzu miało wobec mnie odmienne plany. Z każdą następną próbą pogrążałem się coraz bardziej, lecz mimo pełnej świadomości swojej sytuacji, brnąłem w to bez końca. Wmawiałem sobie, że tym razem będzie inaczej, tym razem wygram i odbiję się od dna. Oszukiwałem samego siebie. W rzeczywistości działałem na swoją niekorzyść. Dług, który zaciągnąłem w kasynie stawał się coraz większy i większy. Całkowicie przekraczał moje możliwości finansowe. Dlatego znów naiwnie spróbowałem zakończyć tę farsę. 

- Przegrałeś, Nathanielu – obwieścił dumnie Roger, rozkładając przede mną swoje karty. – Znowu – dodał z naciskiem, z wyższością unosząc głowę. 

Omiotłem je wzrokiem, nie dowierzając temu, że ponownie posiadł najwyższy układ. Zacząłem się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, że wygrana przychodziła mu z taką łatwością w tym czasie, kiedy ja produkowałem się i wysilałem wszystkie swoje szare komórki, by wymyślić strategię, która umożliwiłaby mi jego pokonanie. Tymczasem on uśmiechał się kpiąco, szczycąc się wygraną, jak i również spoglądał na mnie z triumfem goszczącym w jego szyderczym spojrzeniu. 

Zerknąłem na siedzącego obok niego mężczyznę, który spasował w połowie rozgrywki, zupełnie tak, jakbym oczekiwał od niego pomocy. Jednakże ten widząc mój błagalny wzrok, puścił go mimochodem. Wzruszył beznamiętnie ramionami, kolejno odwracając głowę w bok i krzyżując ręce na szerokiej klatce piersiowej. Ewidentnie nie chciał mieć nic wspólnego z tą sprawą. Mimo to wpatrywałem się w niego jeszcze przez dłuższą chwilę, zaciskając w pięści dłonie znajdujące się pod stołem. Z trudem przełknąłem ślinę. Miałem przeczucie, że wkrótce wydarzy się coś złego. Kłopoty wisiały w powietrzu, przez co zdawały się być niemal nieuniknione. 

- Mam nadzieję, że wiesz co to oznacza. – Do moich uszu dotarł zachrypły głos zwycięzcy, a gdy zwróciłem twarz w jego kierunku dostrzegłem, jak nachylał się w moją stronę, podpierając się łokciami o drewnianą powierzchnię okrągłego stołu. 

- Wiem – skinąwszy głową, odparłem zgodnie z prawdą. Z powodu przegranej mój dług zwiększył się o niemałą stawkę. – Mimo to chciałbym... 

- Dość mam twoich zachcianek – uciął krótko Roger, marszcząc swoje krzaczaste brwi. – Albo teraz oddasz pieniądze, które jesteś nam winien od dłuższego czasu albo załatwimy to inaczej. Więc jak będzie? 

Słysząc postawione przez niego ultimatum zacisnąłem dłonie jeszcze mocniej, do tego stopnia, że paznokcie boleśnie wbijały się w ich wewnętrzną część. Kolejna dawka śliny z trudem przemknęła przez moje zaciśnięte gardło. Świadomy presji, jaką na mnie wywierano, błądziłem wzrokiem po całym pomieszczeniu, łudząc się, że dam radę szybko wymyślić plan działania. Omiotłem nim każdy kąt, każdy przedmiot oraz każdego obecnego w nim człowieka, próbując uporządkować strzępki myśli, które błądziły w mojej głowie, nie potrafiąc odnaleźć swojego miejsca. W tamtej chwili panował w niej najprawdziwszy chaos. 

- Nathanielu? – upomniał się 40-latek, wyrywając mnie z zadumy. Wydawał się być wyraźnie zniecierpliwiony i zirytowany moją zwłoczną postawą. Odniosłem wrażenie, że jego szare oczy pociemniały ze złości, przez co swoją barwą przypominały popiół. 

Czerwona LatarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz