- Proszę pana? – W mojej głowie rozbrzmiewał echem słaby, męski głos. – Proszę pana? Wszystko w porządku? – dopytywał, dopóki nie rozwarłem powoli ociężałych powiek, a głęboka czerń nie ustąpiła jego twarzy.Starej, pomarszczonej oraz wyraźnie zniszczonej przez używki twarzy, na tle której odznaczała się siwa broda, z lekka pożółkła tuż nad górną wargą z powodu wieloletniego palenia papierosów. Jego zmęczony, prawie że wygasły wzrok przeszywał mnie na wskroś, jak gdyby chciał w ten sposób ocenić stan, w jakim się znajdowałem. Jednakże już na pierwszy rzut oka można być jasno stwierdzić, że nie było ze mną najlepiej. W dalszym ciągu czułem się obolały, przez co z trudem podniosłem się do siadu.
- Chce pan, żebym wezwał pomoc? – spytał zaniepokojony starzec, obserwując uważnie każdy mój żałosny ruch, lecz mimo jego dobrych chęci, pokręciłem przecząco głową.
- Nie ma takiej potrzeby – zapewniłem niemrawo, unosząc kącik ust, przy którym znajdowała się plama zaschniętej krwi.
Odgarnąłem w tył swoje długie, blond włosy, które pod wpływem potu przylegały gładko do mojej obitej twarzy. Następnie ostatkami sił stanąłem na równych nogach, choć nie obyło się bez podpierania rękoma o ścianę. Ruszyłem powoli wzdłuż niej z zamiarem odejścia w swoją stronę, by nie kłopotać zbędnie starszego mężczyzny, lecz ten wyraźnie uparł się, żeby pomóc mi w jakikolwiek sposób. Bardzo szybko odczułem, jak jego długie, szorstkie palce zacisnęły się na moim posiniaczonym nadgarstku, aby mnie zatrzymać.
- Proszę poczekać – poprosił, pod wpływem czego odwróciłem się w jego stronę. – Nie mogę pozwolić panu odejść, kiedy znajduje się pan w takim opłakanym stanie – rzekł troskliwie, co wywarło na mnie niemałe wrażenie i poniekąd ogromnie mnie zaskoczyło, gdyż rzadko zdarzało się, by ktokolwiek tak gorliwie pragnął zaopiekować się całkiem obcą osobą. – Proszę pójść ze mną. Mieszkam niedaleko. Chciałbym opatrzyć pańskie rany i dać panu coś na przebranie. – Wskazał sugestywnie na mój ubiór, na który poprzednio nie zwróciłem najmniejszej uwagi.
Spuściłem wzrok, by zorientować się o co konkretnie mu chodziło. Rzeczywiście mój strój nie prezentował się najlepiej. Moją jak dotąd jasną koszulę z delikatnego materiału pokrywał brud, gdzieniegdzie także krew. Jej rękawy były rozerwane w niektórych miejscach. Natomiast równie jasne, dopasowane jeansy też nie sprawiały przedniego wrażenia. Krótko ujmując, wyglądałem jak siedem nieszczęść.
- Niedaleko? – powtórzyłem w nadziei, że dookreśli położenie swojego mieszkania.
- W zasadzie to jakąś przecznicę stąd – odpowiedział, a na jego poczciwą twarz wstąpił spolegliwy uśmiech, który przekonał mnie do przystania na jego propozycję. Poza tym nie miałem niczego do stracenia. Jeżeli jego intencje były szczere, to mogłem jedynie zyskać.
- W porządku, chodźmy.
***
Odkąd moja stopa przekroczyła próg mieszkania starszego mężczyzny, nieprzyjemny zapach stęchlizny oraz tytoniu drażnił mój węch. Nigdy nie byłem zagorzałym przeciwnikiem palenia tytoniu, jednak wstrętna woń wisząca w powietrzu była wyjątkowo ciężka do zniesienia. Odniosłem wrażenie, że całe mieszkanie było bardzo rzadko wietrzone, gdyż panował w nim okropny zaduch. Zastanawiałem się, jak ten człowiek był w stanie mieszkać w tak zatęchłym miejscu.
- Przepraszam, ale czy mógłby pan otworzyć okno? – poprosiłem uprzejmie, ściągając i pozostawiając buty w przedpokoju.
- Ach tak, oczywiście – odpowiedział pospiesznie, udając się do salonu, a ja tuż za nim.
CZYTASZ
Czerwona Latarnia
Mystery / ThrillerCo zrobisz, gdy jeden niewłaściwy ruch zaważy na całej twojej przyszłości? Colette Lorrain, eks studentka literatury niderlandzkiej oraz angielskiej wynajmująca mieszkanie z infantylną współlokatorką niechętnie przystaje na prośby zastąpienia jej pr...