Rozdział 24

136 17 19
                                    

- Dalej nie potrafię uwierzyć w to, że udało ci się przekonać dziewczyny do nagłego, nieplanowanego wyjazdu służbowego. Jak ty to zrobiłaś? - Olivier wciąż pozostawał pod wpływem ogromnego zachwytu, który pomimo upływu czasu wcale nie malał. Niestety, ale powoli stawało się to dla mnie męczące.

- Powtarzam ci po raz kolejny, że to nieistotne – odparłam z lekka zirytowana. - Mam swoje sposoby – ponowiłam swoje stałe stwierdzenie, po czym podparłam podbródek na otwartej dłoni.

Znużona oraz zniechęcona prowadzeniem dalszej rozmowy spoglądałam przez szybę, badając wzrokiem każdy element mijanego krajobrazu. Początkowo było to zajęcie na tyle ujmujące, że doskonale zajmowało mój umysł, jednak prędko okazało się nie być wystarczające. Na przekór mnie w mojej głowie skumulowała się mieszanka wszelakich wspomnień, wśród których wyróżniał się moment siedzenia w samochodzie tuż obok Nathaniela, zaraz po wspólnie spędzonej nocy w motelu.

Wówczas przypomniało mi się, jak przebywaliśmy w swoim towarzystwie w całkowitym milczeniu, aż w końcu zawarłam głos, uznając, że wszelkie dąsy mijają się z celem. Myślałam, że był zły o moje niemiłe zachowanie w obiekcie noclegowym, lecz chodziło o coś zupełnie innego. Mimo to było mi wstyd, że się na niego uniosłam. W trudnych chwilach nigdy nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Następnie złapaliśmy gumę, a później stopa, na skutek czego pozostawiłam go samego na poboczu, jednak spotkaliśmy się ponownie na stacji benzynowej. Sprawiał wtedy wrażenie naprawdę szczęśliwego. Ja również byłam szczęśliwa, że wszystko poszło zgodnie z planem i mogliśmy znów być swoimi towarzyszami. Chociaż nie znaliśmy się wtedy dobrze, a ja mimo wszystko starałam się zachować pewien dystans, to cieszyłam się, że nie zostałam całkiem sama w momencie, który zrujnował całe moje życie.

Jednakże to przeszłość i koniec końców zrobiłabym wszystko, żeby ją zmienić, chociaż to niemożliwe. Popełniłam wiele błędów, do których chciałabym nie dopuścić, a kluczowymi zdawały się być przystanie na prośbę mojej współlokatorki oraz zdanie się na łaskę Nathaniela, mimo że w chwili zabójstwa nie posiadałam lepszych możliwości. Ponadto byłam zbyt spanikowana i roztrzęsiona, aby myśleć racjonalnie. Jak wiadomo tonący brzytwy się chwyta, a przypadkowe spotkanie blondyna było nią i ostatecznie pozostawiło po sobie ogromne rany. Prawie utonęłam, lecz tym razem zamierzałam odbić się od dna, do którego zostałam przybita.

Myśli o dokonaniu zemsty na osobie, która bezpośrednio się do tego przyczyniła, niejako dodawały mi sił. Chciałam własnoręcznie przyspieszyć działanie karmy. Mimo to momentami nie byłam w stanie pogodzić się z tym, że może gdybym nie dała ponieść się lekkomyślnemu porywowi serca, to prawdopodobnie wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Jednakże im dłużej nad tym rozmyślałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to nieprawda. Jeżeli Nathaniel miał plan mnie wykorzystać, to zrobiłby to prędzej czy później. Poza tym gdybanie nad tym, co wydarzyłoby się, jeżeli bym czegoś nie zrobiła, nie miało najmniejszego sensu.

- Myślisz o nim? - Głos Oliviera natychmiast wyrwał mnie z zadumy.

Nieskwapliwie zwróciłam twarz w jego kierunku, a ten zerknął na mnie kątem oka. Trafił w sedno zupełnie tak, jakby czytał w moich myślach.

- Niestety – przyznałam niechętnie, z kolei raz jeszcze odwracając głowę w stronę szyby, ponieważ nie chciałam drążyć owego tematu.

Na całe szczęście zielonooki potrafiąc to uszanować, od razu zamilkł. Jednakże nie trwało to zbyt długo, gdyż po kilku minutach ponownie zawarł głos.

- Lubisz może meksykańskie jedzenie?

Wypuściłam ciężko powietrze, po czym odpowiedziałam, nie racząc go chociażby przelotnym spojrzeniem:

- Nie wiem, nigdy nie miałam okazji do jego spróbowania.

- W takim razie może pójdziemy razem na kolacje, kiedy będzie już po wszystkim? - zapytał, ewidentnie wyobrażając sobie o wiele za dużo w związku z naszym tymczasowym towarzystwem. - Naprzeciwko mojego domu znajduje się świetna meksykańska restauracja, więc pomyślałem, że mógłbym cię tam zabrać. Serwują tam naprawdę wspaniałe dania. W zasadzie moimi ulubionymi są enchiladas oraz chilli con carne. Ostre potrawy to coś cudownego. Sądzę, że mogłyby ci...

- Cholera jasna, zamknij mordę – warknęłam zirytowana jego namolnym gadaniem. – Nigdzie z tobą nie pójdę – dodałam, akcentując wyraźnie każde słowo.

Zapadła głucha cisza, w trakcie której próbowałam opanować swoje emocje, jednak jego powtórne odezwanie się sprawiło, że moje starania spełzły na niczym.

- To może wolisz kuchnię azjatycką?

Ukryłam twarz w dłoniach, zaczynając się obawiać o to, czy dojedziemy na miejsce w nienaruszonym składzie. Miałam wrażenie, że lada moment przestanę za siebie ręczyć, a Nathaniel nie będzie jedyną ofiarą tamtejszego wieczoru.

***

Colette zdawała się być w nie najlepszym nastroju. W ogóle nie chciała odpowiadać na zadawane przeze mnie pytania, a tylko siedziała z twarzą skrytą w dłoniach. Nie miałem pojęcia co robiłem nie tak, gdyż chciałem wyłącznie być miły i zbliżyć się do niej, kiedy będzie już po wszystkim. Nie widziałem w tym niczego złego. Zwłaszcza, że nie miałem wobec niej niewłaściwych zamiarów. Nie planowałem skrzywdzić jej w jakikolwiek sposób. Pragnąłem jedynie stać się dla niej kimś ważnym, tak samo jak ona stała się dla mnie. Byłem przekonany, że pod tą ogromną warstwą lodu czaiło się serce, które byłoby zdolne obdarzyć gorącym uczuciem kogoś takiego jak ja. Naprawdę głęboko w to wierzyłem i nie chciałem nawet wyobrażać sobie, że po tej całej sytuacji nasze drogi mogłyby się rozejść. Uznawałem to za niemożliwe.

Zapewne było to prawdziwym szaleństwem, ale czułem, że Colette była tą jedyną. To musiało być przeznaczenie, które pchnęło nas w swoje ramiona, chociaż jeszcze nie zamknąłem w nich jej pięknej, drobnej sylwetki. Jednakże wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, nim w pełni odwzajemni moje uczucia, całkowicie się w nich zatracając. Mimo to zdawałem sobie sprawę z tego, że nie powinienem pozostawać bezczynny. Dlatego też gwałtownie zatrzymałem samochód, co nie obyło się bez pisku opon, który przeszył powietrze, sprawiając, że Colette skrzywiła się zauważalnie.

- Pocałuj mnie – powiedziałem, zwracając się w jej stronę. Momentalnie dostrzegłem zaskoczenie wymalowane na jej twarzy.

- Że co proszę? - wyrzuciła z siebie jakby z trudem, najwyraźniej nie dowierzając temu, co usłyszała.

- Pocałuj mnie – powtórzyłem, lecz tym razem mój ton przybrał na stanowczości. Pomimo tego dziewczyna w dalszym ciągu wpatrywała się we mnie kompletnie oniemiała. - Jako przyszły ojciec twoich dzieci chcę, żebyś mnie pocałowała.

Następnie zbliżyłem się do niej powoli, lecz nie wszystko poszło po mojej myśli. W okamgnieniu poczułem, jak jej pięść zderzyła się gwałtownie z moim policzkiem, przez co poczułem jego niewyobrażalny ból. Na skutek tego skuliłem się natychmiastowo, po czym zakasłałem, spluwając krwią na swoją dłoń. Nigdy nie sądziłem, że tak niepozorna osoba będzie dysponować tak wielką siłą.

- Lepiej jedź dalej, zanim przyczynię się do twojej bezpłodności.

Czerwona LatarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz