Rozdział 6

330 25 8
                                    

Poranek nazajutrz przebiegł w prawie że niezmąconej ciszy pomiędzy mną a Nathanielem. Żadne z nas nie odzywało się do siebie, jeżeli nie było akurat takowej potrzeby. Po wymeldowaniu się z zatęchłego motelu, w którym przyszło spędzić nam pełną napięcia noc, udaliśmy się w dalszą podróż, podczas której w całkowitym milczeniu wypatrywałam widoków za szybą. Pomimo swojego niezaprzeczalnego piękna, po dłuższym czasie zdawały się być wyjątkowo nużące. Nie potrafiłam przez nieskończenie wiele minut cieszyć oczu ich widokiem, choć był naprawdę urokliwy. Podziwianie krajobrazów nie należało do moich głównych zainteresowań.

- Daleko jeszcze? – spytałam, zakłócając panujący w samochodzie bezgłos, jednak nie doczekawszy się jakiejkolwiek odpowiedzi, ponowiłam pytanie. Nadaremno. Nathaniel nijak reagował na moje słowa, najwyraźniej posiadając je w głębokim poważaniu.

Westchnęłam z niezadowoleniem, odchyliwszy głowę w tył. Atmosfera pomiędzy nami była na tyle gęsta, że można było kroić ją nożem. W przeciwwadze do wcześniejszego, zobojętniałego nastawienia względem zaistniałej sytuacji, zaczęłam odczuwać swego rodzaju frustrację.  Zdecydowanie chciałam temu zaprzestać. Dąsanie się w nieskończoność odbiegało od celu. Tak czy inaczej byliśmy na siebie skazani.

- Gniewasz się za wczoraj? – Objęłam go spojrzeniem swoich piwnych oczu.

- Nie, nie gniewam się – odparł beznamiętnie, lecz jego cierpki wyraz twarzy zdradzał, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej.

- Kłamiesz – zareagowałam z zarzutem, jednocześnie prostując szyję. – Słuchaj, przepraszam cię za moje wczorajsze zachowanie. Ja po prostu...

- Nie radzisz sobie w nowej sytuacji. Jesteś zagubiona, sfrustrowana, bla bla bla bla... - wtrącił zgryźliwym tonem. – Ja to wszystko wiem. Po prostu miałem kiepski sen, a poza tym łóżko również nie należało do najwygodniejszych. Spanie na brudnej podłodze z pewnością byłoby lepsze.

- Podłoga cały czas była wolna, więc mogłeś z tego skorzystać – mruknęłam pod nosem, po czym poprawiłam się na fotelu, jednocześnie wypatrując jego reakcji. Sprowadziła się ona do gorzkiego półuśmieszku, który niezbyt do niego pasował. Wolałam, gdy jego uśmiech przepełniało ciepło oraz życzliwość, o których w tamtej chwili mogłam wyłącznie pomarzyć.

- Co ci się śniło? – dopytałam, usiłując zmienić temat, jednak jego odpowiedź nie była tą, której oczekiwałam.

- Nie chcę o tym mówić.

Z moich ust nie padło już ani jedno słowo. Rezygnując z dalszych prób polepszenia atmosfery, zaczęłam rozmyślać o Rose. Całkowicie pogrążyłam się w myślach krążących wokół mojej współlokatorki oraz jej pracodawczyni, w której zakładzie doszło do okropnego przestępstwa. Oczami wyobraźni widziałam jej przerażoną minę po zastaniu w nim niespodzianki, jaką był martwy mężczyzna skąpany we własnej krwi. Wyobrażałam sobie jej rozdygotaną sylwetkę z trudem podążającą w stronę telefonu stacjonarnego, by móc poinformować policję o zaistniałej sytuacji. Podejrzewałam, że z powodu fali szoku, która niewątpliwie uderzyła w nią z przepastną siłą, głos uwiązł jej w gardle. Rozpaczliwy obraz majaczący przed jej oczami z pewnością przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Nikt bowiem nie przypuszczałby, że zastępstwo „chorej" pracownicy mogłoby mieć tak tragiczny finisz. Zastanawiałam się, czy Rose odbyła już rozmowę z policjantami, a jeżeli tak, to jak wyglądała jej reakcja, gdy zjawili się u jej drzwi z obwieszczeniem, że jej współlokatorka popełniła straszną zbrodnię. Jej porządna, poważna i sztywno trzymająca się ustalonych reguł współlokatorka pozbawiła życia obcego człowieka. Może i niezamierzenie, ale nie miało to większego znaczenia. Wcale nie umniejszało to mojej winy, ani nie stawiało w o wiele lepszym świetle.

Czerwona LatarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz