Rozdział 17

187 18 35
                                    

Niewiarygodnie ostre targnięcie spowodowało, że natychmiast wpadłam do przyrożnego pokoju pełniącego funkcję biura mętnego starca, przez którego zostałam wylicytowana. Nie szczędząc ani chwili, zlecił swojemu osiłkowi pilnowanie prowadzących do niego drzwi, aby żadna niepowołana osoba nie przekroczyła ich progu. Z kolei zatrzasnął je z niemożliwie głośnym hukiem, na wskutek czego wzdrygnęłam się zauważalnie. Przełknęłam ciężko ślinę, rozglądając się nerwowo po przesłoniętym turkusem pomieszczeniu w celu odnalezienia przedmiotu, który mógłby posłużyć do samoobrony. Z uwagi na to, że pozostałam na osobności ze starszym mężczyzną, niezaprzeczalnie kipiącym pragnieniem zemsty za moje ostatnie posunięcie, które pozostawiło u niego ślad w postaci bandaża obwiązanego wokół głowy, intuicja podpowiadała mi, że będzie on niezbędny. Kłopoty zdawały się wchodzić w skład powietrza, stając się zgoła nieuchronne. Niechybnie utwierdzały mnie w przekonaniu o moim beznadziejnym położeniu.  

- Nie wódź wzrokiem, ponieważ tak czy inaczej nie znajdziesz tutaj żadnej gaśnicy – powiedział nad wyraz cynicznym tonem.

Mierząc mnie bezwzględnym spojrzeniem, wykonał powłóczysty krok w moim kierunku, a zaraz za nim następny. Jednakże z każdym kolejnym, cofałam się instynktownie, czując, jak mój żołądek otulają rozległe ciernie, zagłębiające się boleśnie w jego powłoce, co prowokowało nadejście niepożądanych torsji. 

- Myślisz, że możesz mi umknąć, a kompletnie pomijasz fakt, że stałaś się moją własnością – dodał ewidentnie przekonany o autentyczności własnych słów, w dalszym ciągu zmierzając w moją stronę.

Mimo to nie odstępowałam od swoich posunięć, zarazem chłonąc piwnymi oczami wszelkie mankamenty biura, z których mogłabym zrobić odpowiedni użytek. Niestety żaden z nich nie zdawał się być szczególnie funkcjonalny. Na domiar złego moje plecy prędko napotkały ścianę, spowitą przez grubą warstwę farby o intensywnej barwie turkusu. 

- Jesteś moja – wycedził z satysfakcją. Natychmiast wybił się ku mnie, na wskutek czego zaciśnięty do granic możliwości żołądek podszedł do mojego zmożonego przez suchość gardła. - Moja – powtórzył, z kolei kładąc swoje pomarszczone dłonie na moich kościstych ramionach – i pogódź się z tym.

Zadziałał na nie straszliwą siłą, w związku z czym upadłam bezładnie na kolana, które zapiekły przeokropnie, gdy ich naskórek starł się na skutek gwałtownego spotkania z niebywale szorstką wykładziną. Impulsywnie przygryzłam dolną wargę, próbując stłumić w sobie dokuczliwe uczucie bólu, który bynajmniej nie zamierzał ustąpić. W połączeniu z nasilającymi się mdłościami odgrywał rolę iście dramatycznej mieszanki. 

Jednakże nie stanowiła ona najtragiczniejszej części składowej tamtejszego wieczoru. Pozbawiona jakichkolwiek perspektyw ucieczki usiłowałam nie zatrwożyć się doszczętnie, jednak nadaremno. Mój stan zarówno fizyczny, jak i psychicznych, pozostawiał wiele do życzenia. Opadałam z sił wykończona ogromem nieokiełznanych emocji przemieniających w zgliszcza każdą, choćby najmniejszą cząstkę mojego lichego ciała. Pod wpływem wydarzeń mających miejsce w przeciągu ostatniego tygodnia, moja nędzna osoba była przyrównywana do wraku człowieka, którego nikt i nic nie było w stanie uratować. Zwłaszcza wtedy, gdy odpychający mężczyzna machinalnym ruchem rozpiął pasek, a następnie rozporek swoich spodni, z kolei dobywając zawartość swojej bielizny. 

Z niewiarygodnym wręcz odstręczeniem odwróciłam głowę w bok, aby nie mieć z nią jakiejkolwiek styczności, po czym desperacko spróbowałam wydostać się z pułapki, jaką na mnie zastawił. Bezskutecznie. Starzec pochwycił gwałtownie garść moich ciemnobrązowych włosów i szarpnąwszy wściekle za ich końcówki, zmusił mnie do znalezienie się twarzą tuż przy jego odrażającej męskości. Mimo to nie dawałam za wygraną. Nieopanowanie szamotałam się na wszystkie strony, lecz każde miotnięcie wzmagało jedynie okropny ból, który zalewał mnie od środka, odnajdując ujście w kącikach oczu. Krople słonej wody spływały po moich pobladłych policzkach, przeradzając się w wartki, niepowstrzymany strumień skapujący na moje poranione kolana.  

Czerwona LatarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz