*w tym samym czasie*
- W zasadzie jak wyglądało twoje pierwsze spotkanie z Audrey? Jak się poznaliście? - spytałem, zerkając z ukosa na Aidena, który jak zwykle palił cygaretkę.
Korzystając z faktu, że pogoda tamtejszego wieczoru okazała się być wyjątkowo sprzyjająca oraz nieobecności dziewcząt, zasiedliśmy na tarasie, gdzie w spokoju popijaliśmy ukochane whisky mojego krewnego. Z owej perspektywy posiadaliśmy doskonały widok na ogród. Pomimo tego, że jedynym źródłem światła była znajdująca się między nami świeczka o zapachu lawendy, potrafiłem zauważyć, że krzewy tworzące żywopłot były starannie przycięte, natomiast grządki kwiatów dokładnie wypielęgnowane. Nie dostrzegałem wśród nich jakichkolwiek chwastów. Najwyraźniej wujek wciąż nie szczędził pieniędzy na ogrodnika.
- Zgarnąłem ją z ulicy – powiedział, zwracając twarz w moją stronę. Kiedy uraczyłem go chwilowym spojrzeniem, pojawił się na niej satyryczny uśmieszek. - Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale tak właśnie było – dodał, wpuszczając truciznę do swoich płuc.
- Mógłbyś wypowiadać się konkretniej – mruknąłem pod nosem, co nie umknęło jego uwadze.
- Dobrze, skoro tego właśnie chcesz – odparł, poprawiając się w wiklinowym fotelu. - Był to dzień po sylwestrze. Wracałem od Antonia, który w końcu przestał żyć pod pantoflem. Rozwód bardzo dobrze mu zrobił. - Zaciągnął się po raz kolejny, po czym wypuścił ust kłąb dymu o nieprzyjemnej woni. - I można by powiedzieć, że nie było w tym niczego dziwnego, dopóki nie zastałem w pobliżu mojego domu młodej, białowłosej dziewczyny. Siedziała pod płotem, z głową opartą o niego. Natychmiast do niej podszedłem, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, gdyż na pierwszy rzut oka nie wyglądało to najlepiej. Jak się okazało, pierwsze wrażenie nie było mylne. Była wpół przytomna. Kiedy potrząsałem jej ramieniem słyszałem jedynie niewyraźne mruknięcia, zupełnie tak, jakby znajdowała się pod wpływem jakiegoś środka odurzającego...
- I co zrobiłeś? - dopytałem zaintrygowany, nachylając się ku niemu.
- Chwyciłem ją pod pachy i zaciągnąłem do swojego domu. Nie mogłem przecież zostawić jej w tak opłakanym stanie. To byłoby nieludzkie – odpowiedział, strzepując popiół do szklanej popielniczki. - Zajmowałem się nią, dopóki nie usnęła na kanapie w salonie. Chociaż nawet wtedy doglądałem jej co jakiś czas. Nazajutrz przeprowadziłem z nią rozmowę odnośnie zaistniałej sytuacji. Pytałem się, jak to się stało, że znalazła się wpółprzytomna pod moim płotem oraz co konkretnie zażyła i dlaczego. Początkowo unikała odpowiedzi, jednak po pewnym czasie przyznawała, że przedawkowała heroinę. Jednakże nie chciała zdradzić powodu, dla którego to zrobiła. - Sztachnął się powtórnie, zerkając na mnie kątek oka. - Zapytałem się, czy jej bliscy o tym wiedzą, na co ta spojrzała na mnie apatycznie wyznając, że nie ma bliskich ani domu...
- I od tamtego momentu to miejsce jest jej domem? - wtrąciłem, po czym zaczerpnąłem łyk mocnego trunku, który palącym strumieniem przemknął wzdłuż mojego przełyku. Kilka sekund później spotkałem się z wyraźnym przytaknięciem, obserwując jak kolejna dawka popiołu kończyła w popielniczce. – Jej historia jest naprawdę przykra. Miała ogromne szczęście, że znalazła się przy posesji tak dobrego człowieka jak ty – przyznałem, przenosząc wzrok na oczko wodne otoczone ozdobnymi kamieniami. Przez krótką chwilę zdawało mi się, że dostrzegłem malutką, skaczącą po nich żabkę. Lubiłem niewielkie płazy. Uchodziły za całkiem urocze.
- Ty również miałeś cholerne szczęście, gdy zostałeś przekazany pod moją opiekę – skwitował, natomiast jego ton uległ diametralnej zmianie. Wyzierał z niego chłód oraz uszczypliwość. - Wielka szkoda, że twoja przeszłość niczego cię nie nauczyła. Hazard był bezpośrednią przyczyną zguby twojego ojca i dobrze o tym wiesz.
- Wiem, ale...
- Nie ma żadnego „ale" - warknął zdenerwowany, zagrażając mi palcem wskazującym jak za dawnych czasów. - Twój ojciec odebrał sobie życie siedząc za kratami, a ty idziesz w jego ślady. Kompletnie nie potrafisz wyciągać wniosków z cudzych oraz własnych błędów – ciągnął dalej, najwyraźniej nie mając zamiaru zaprzestawać swojej moralizatorskiej przemowy. - Może i masz trzydzieści lat, ale wciąż zachowujesz się jak emocjonalny szczyl, który nie potrafi obejść się bez cudzej pomocy. - Szybkim ruchem zgasił papierosa. - Ta szrama na grzbiecie nosa i podbite oko, to pozostałości po bliskim spotkaniu z pracownikami kasyna, czyż nie? - Zmierzył mnie ciętym spojrzeniem, lecz nie byłem w stanie zebrać się na odwagę, by nawiązać z nim choćby przelotny kontakt wzrokowy.
- Jak zwykle wszystko wiesz – mruknąłem, w dalszym ciągu wpatrując się w niewielkie oczko wodne, z sekundowymi zerknięciami w bok. Krótkotrwałe spoglądnięcia były wszystkim na co było mnie stać. Zdawałem sobie sprawę z tego, że Aiden wrzał ze wściekłości, ponieważ ogromnie go zawiodłem. Z pewnością nie tego się po mnie spodziewał, dlatego rozumiałem targające nim emocje. Najgorsze jednak było to, że jego słowa nie mijały się z prawdą. Zaprzeczając im jedynie okłamywałbym samego siebie. Uznawałem to za całkowicie zbędne. Lepsza autentyczna gorycz niż fałszywa słodycz.
- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! - Podniósł głos, uderzając pięścią w stół, aż zabrzęczało wszelkie szkło, które się na nim znajdowało.
Niechętnie zwróciłem twarz w jego kierunku. Zaciskając usta w wąską linię, spojrzałem mu prosto w oczy, w których gościł gniew oraz niechęć wobec mojej bezmyślnej osoby. Odruchowo zacisnąłem pięści, wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni.
- Pomogę ci wyjść z tego gówna, ale tylko dlatego, że jesteś dla mnie jak syn – wysyczał. - Załatwię podrabiane paszporty dla ciebie i twojej panienki, dam wam tyle pieniędzy, żeby starczyło na przetrwanie pierwszego miesiąca, a następnie wypuszczę was z klatki niczym złote ptaszki. Reszta zależy od was.
- Złote ptaszki czy może pisklęta wyrzucone z gniazda? - spytałem z wyrzutem.
Niespodziewanie zbliżył do mnie swoją wykrzywioną w grymasie twarz na tyle blisko, że odczułem ciepłe powietrze wyzierające z jego szerokich nozdrzy.
- To bez różnicy, gdyż jesteś jedynie słabym pisklęciem w skórze dorodnego ptaka.
Słysząc jego uwłaszczające słowa, utraciłem panowanie nad sobą. Impulsywnie chwyciłem w dłoń w połowie pełną szklankę whisky, po czym chlusnąłem nią w facjatę mojego wuja. Nie przewidując mojego porywczego ruchu, odsunął się gwałtownie od stolika i automatycznie otarł rękawem swoją mokrą mordę. W ten czas wstałem z wiklinowego fotela, z kolei przyglądając mu się z wyższością.
- To pisklę stać na więcej niż myślisz – powiedziałem wyzywająco. - Zastanawia mnie tylko to, gdzie podział się człowiek, który niegdyś był dla niego wzorem - rzuciłem na odchodne, pozostawiając go całkiem samego w ogrodzie.
CZYTASZ
Czerwona Latarnia
Mystery / ThrillerCo zrobisz, gdy jeden niewłaściwy ruch zaważy na całej twojej przyszłości? Colette Lorrain, eks studentka literatury niderlandzkiej oraz angielskiej wynajmująca mieszkanie z infantylną współlokatorką niechętnie przystaje na prośby zastąpienia jej pr...