Rozdział 5

345 27 10
                                    

Stałam obok Nathaniela czekając, aż ten dokona rezerwacji. W tym czasie mój wzrok badał każdy zakątek pomieszczenia, które nie należało do najprzytulniejszych. Prawdę mówiąc śmiało mogłam zaliczyć je do najobskurniejszych miejsc w jakich miałam okazję przebywać. Nie dość, że nie grzeszyło swoją powierzchnią, to jego wystrój również pozostawiał wiele do życzenia. Wszystkie cztery ściany pokryte były wypłowiałą, oliwkową farbą, natomiast brudne kafelki tworzyły wzór szaro-zielonej szachownicy. Wisząca nad nami podłużna, stara lampa, dawała naprawdę znikomą ilość światła, lecz najwyraźniej wystarczającą, by stojący za ladą mężczyzna mógł swobodnie przeglądać magazyny z roznegliżowanymi kobietami na okładce.

- Niestety, ale pozostał nam jedynie ostatni pokój dwuosobowy. Wszystkie inne są już zajęte – poinformował wyraźnie znudzonym tonem.

Nathaniel skierował twarz w moją stronę, jak gdyby oczekiwał przyzwolenia na zameldowanie w nim. Stojąc z założonymi rękoma, skinęłam nieznacznie głową, ponieważ nic innego nam nie pozostawało.

- W porządku, bierzemy – powiedział bezpośrednio do osowiałego mężczyzny, który od razu wręczył mu klucze wyjęte spod lady.

- Pokój 115. Za pobyt zapłaci pan jutro rano przy wymeldowaniu. Życzę miłego wieczoru. – Po czym powrócił do przeglądania swojego tandetnego magazynu.

- Dziękuję.

***

Po przekroczeniu progu szarawego pokoju, w którym roznosiła się woń leśnych odświeżaczy powietrza, niemalże natychmiastowo padłam na dwuosobowe łóżko, posiadając w głębokim poważaniu to, co pomyśli o tym mój „wybawca". Skryłam twarz w dłoniach, uświadamiając sobie, że nieszczęśliwy incydent, jaki miał miejsce w zakładzie fryzjerskim całkowicie zaburzył moją poukładaną egzystencję. Stanowił on początek nowej drogi, którą chcąc nie chcąc byłam zmuszona podążać. Wszelkie starania oraz dążenia do celu zostały zaprzepaszczone przez jeden, niekontrolowany ruch. Zniszczyłam swoje życie, jednocześnie pozbawiając go obcego mężczyznę. Nie potrafiłam sobie tego wybaczyć. Przez moją głowę przelatywało milion burzliwych myśli, które siały w niej okropny zamęt, tym samym pogrążając mnie w rozpaczy. Sprawiały, że pod moimi powiekami zaczęły wzbierać się łzy, które wbrew mojej woli znajdowały ujście, spływając pojedynczo po moich policzkach. Po pewnym czasie nie próbowałam już nawet ich powstrzymywać, gdyż było to bezskuteczne. Pozwalałam im cieknąć z moich oczu, jak gdyby ktoś odkręcił w nich kurek. Płakałam. Po raz pierwszy od dłuższego czasu płakałam niczym pokrzywdzone dziecko, przeklinając w duchu przykry los, jaki mnie spotkał. Ogromnie żałowałam, że nie byłam w stanie cofnąć czasu, zapobiec temu wszystkiemu.

Niespodziewanie poczułam duże męskie dłonie na swoim mizernym ciele, które lada chwila zostało zamknięte w opiekuńczym uścisku.

- Spokojnie Colette, wszystko się ułoży. Zaufaj mi - usłyszałam tuż przy swoim uchu czuły szept Nathaniela, po czym odruchowo wtuliłam twarz w jego ramię, tym samym napawając się jego ciepłem.

- Jak mam ci zaufać, skoro cię nie znam? – spytałam przez łzy, niedługo potem zanosząc się szlochem.

- Spróbuj – odparł, przyciskając mnie mocniej do siebie. – To wszystko jest przejściowe. Z czasem będzie lepiej – dodał troskliwym tonem, jednocześnie gładząc mnie po plecach. – Wiem, że teraz jest ci ciężko i nie możesz sobie wybaczyć, ale to minie.

- Zabiłam człowieka - wydukałam z trudem, ponownie rozbrzmiewając stłumionym łkaniem. – Zniszczyłam swoje życie i...

- Poukładasz je na nowo – przerwał mi w połowie zdania. - Nadasz mu nowy kierunek. Przejdziesz przez to bagno razem ze mną i staniesz się silniejsza. Dlatego proszę, nie płacz już...

Czerwona LatarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz