Rozdział 7

244 24 17
                                    

Zajęłam miejsce tuż obok starszego kierowcy, który natychmiast uraczył mnie obleśnym uśmieszkiem. Wywołał on u mnie uczucie drżenia, jednak przybierając dobrą minę do złej gry, odwzajemniłam jego gest. Wpuściłam do płuc większą dawkę powietrza, wstrzymując ją chwilowo, by następnie odetchnąć głęboko. Powtarzałam kilkukrotnie owy ciąg czynności w celu uspokojenia nerwowego kołatania serca, jak i również automatycznego strachu czającego się pod skórą. Posiadałam wiele obaw dotyczących skuteczności wysnutego przeze mnie planu, który nie był do końca przemyślany, co w moim przypadku było odstępstwem od reguły, gdyż dotychczas wszelkie moje działania musiały być dokładnie sprecyzowane oraz racjonalne. Dawniej nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym wpleść w życie nierozważne zamierzenia, lecz tym razem postanowiłam zaprzeczyć swoim zdroworozsądkowym wartościom.

- Dokąd mam panienkę podrzucić? - chrypliwy głos staruszka sprowadził mnie na ziemię.

- Do Amsterdamu - odparłam rzeczowo i poprawiłam materiał swojej bordowej spódnicy, unikając tym samym chociażby przelotnego kontaktu wzrokowego.

Zastanawiałam się, jak wielką pogardą darzył mnie Nathaniel, z którego perspektywy zaistniała sytuacja mogła być porównywalna do zdrady. Przypuszczałam, że właśnie w ten sposób odebrał mój niespodziewany wyczyn. Wyciągnął do mnie pomocną dłoń, zajął się mną, gdy tego potrzebowałam, a ja w podzięce pozostawiłam go na pastwę losu. Jednakże wbrew temu, jak jawił się powstały ewenement, rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Nigdy nie zamierzałam wykazywać się nielojalnością wobec niego. Zgodnie z moją obietnicą planowałam zobaczyć się z nim ponownie, a wszczęte przeze działania z założenia miały służyć nam obojgu. Dlatego zadecydowałam nie szczędzić większej ilości cennego czasu i podjąć stanowcze kroki.

- Przepraszam, ale czy miałby pan może jakieś miętówki? - spytałam z uprzejmym uśmiechem przylepionym do twarzy.

- Powinienem jeszcze jakieś mieć – odparł i sięgnął dłonią do kieszeni swojej obszernej kurtki, kolejno wyciągając z niej malutkie pudełeczko miętowych Tic Taców. – Proszę, panienko - rzekł, wręczając mi je do ręki.

- Dziękuję.

Otwarłam do połowy pełne pudełeczko, które lada chwila z hukiem uderzyło o posadzkę, a mnóstwo pastylek porozsypywało się po jej powierzchni.

- Przepraszam! - wyparowałam pospiesznie z udawanym przejęciem. – Zaraz to wszystko zbiorę! - Schyliłam się, by teoretycznie sprzątnąć porozrzucane wszędzie miętusy, choć w rzeczywistości wypatrywałam ciężkich przedmiotów skrytych pod fotelami, gdyż były mi one niezwykle potrzebne.

- Nic takiego się nie stało, spokojnie. Nie musisz tego zbierać - zapewnił mężczyzna. – Myślę, że mogłabyś mi to zrekompensować w inny sposób - dodał znacznie niższym tonem, w chwili gdy moje oczy napotkały niewielką gaśnicę, z której zamierzałam zrobić użytek odmienny od jej pierwotnego zastosowania.

Kiedy jego szorstkie palce spoczęły na moim karku, powodując, że wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz, zaczęłam czym prędzej wydostawać ją spod fotela. Starałam się zrobić to jak najszybciej, lecz z racji tego moje ruchy były wyjątkowo chaotyczne. Im dłużej przeszywał mnie jego dotyk, tym bardziej czułam się wytrącona z równowagi. Pragnęłam uporać się z tym wszystkim w błyskawicznym tempie bez jakichkolwiek skrupułów.

- Nie sądzę - parsknęłam, kończąc użerać się z nadzwyczaj ciężkim przedmiotem.

Przechodząc do wyprostowanej pozycji, uniosłam go z niemałym wysiłkiem, po czym zagwarantowałam mu bezpośrednie spotkanie ze starczą czaszką, co poskutkowało utratą przytomności przez odstręczającego mężczyznę. Nie szczędząc ani chwili, odłożyłam gaśnicę i przybliżyłam się do niego, by czym prędzej docisnąć hamulec. Kiedy samochód osiągnął niewielką prędkość, wcisnęłam również pedał sprzęgła, aż w końcu stanął w miejscu.

Czerwona LatarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz