Rozdział 5- Winna

439 37 10
                                    

Magdalena POV.

Czekajcie... Strażnik? O co im chodzi? Przecież i tak nie zostanę tu długo. Ale ok. Niech mają pozory kontroli sytuacji. Poczekam na rozwój wydarzeń.

-Magdaleno. Opowiesz coś o sobie?- zapytał Prime. Szanuję go odrobinę, za ten spokój i opanowanie. Ogólnie te całe transformery dzielą się na cztery grupy: jedne są zaciekawione i pozytywnie nastawione, drugie nieufne, trzecie wręcz obrzydzone, a czwarte neutralne. Okej. Chcą informacji? I tak dostali dość dużo, poznali moje imię. Ale powiem im coś błachego. Np. Który kolor lubię. Nie zbliżą się do mnie. Nikt. Żadna istota nie może, nie pozwolę na to. Może zostanę dłużej... No z tydzień... Tak czy siak lepiej nie robić sobie wrogów, a medyk już patrzy na mnie nieufnie... Bardzo żadko przepraszam, ale zrobię ten jeden wyjątek. Na pierwszy rzut oka ma dość dobry charakter. Lubi skupić się na pracy, tak jak ja... A może... Nie. Nigdy. Wracając. Mój limit przeprosinowy wyczerpany do końca miesiąca.

-Wybacz mi Rachet'cie moje grubiańskie zachowanie. Nie powinnam była uciekać, bo to oznacza podważenie twojego autorytetu Medyka.- Boty, a szczególnie ten przepraszamy przezemnie spojrzały zdziwione i zdezoriętowanie. W końcu urzyłam oficjalnego tonu jakim zwracam się do poddanych. Hehehe, ich miny są serio zabawne. Jednak nie zwarzając na to kontynuowałam.- Jeśli chodzi o mnie, to mam na imię Magdalena, lubię grać na gitarze, oraz szkicować, malować farbami...

Tu moją wypowiedź przerwało wtargnięcie kogoś do changaru...

-GOODMORNING WSZYSTKIM!!!!!

Do pomieszczenia wbiegła dziewczyna, w moim wieku. Widocznie roztrzepana, wesoła, całkowite przeciwieństwo mnie. Ubrana była w czerwony T-shirt i czarne jeansy. Jednak nie jej krzykliwy charakter mnie zaskoczył. Wraz z jej wejściem tył mojej głowy nawiedziło dość przyjemne pulsowanie. Nie opowiadałam o tym wcześniej, ale gdy w pobliżu znajduje się demon to tak mam. Jednak nigdy tak mocno. Ona na sto procent nie pochodzi z mrocznego świata. Więc o co może chodzić? Muszę uważać. Napewno ostatnią rzeczą, którą zrobię, to przywiążę się. Nie mogę. Nigdy. Z wyglądu odrobinę podobna do mnie. Takie same czarne upięte w dwa francuzy włosy, rysy twarzy łagodniejsze od moich, posiadała dołeczki co świadczyło o częstym uśmiechaniu się. Sylwetka szczupła, zgrabna, po prostu ideał dla mężczyzn. Nie miała zbyt wielkiej masy mięśniowej. Pewnie jest hakerką, albo przez przypadek zobaczyła autoboty. Pewnie tak.

Tajemnicza dziewczyna zauważyła mnie. Pomachała wesoło i podbiegła do czerwonego mecha zwanego Saidswipe. Ten podsadził ją i stanęła tuż obok mnie na podeście dla ludzi. Gdy stanęła stabilnie powiedziała radosnym tonem:

-Hej! Jestem Martyna, a ty?

Martyna POV.

Weszłam do sali treningowej, jednak nikogo tam nie było. Cholera! Nawet w pokoju medycznym pusto! Gdzie wszystkie autoboty wywiało? Ktoś organizuje imprezę i mnie nie zaprosił! No to ma przewalone, bardzo. Nikt nie wie dlaczego, ale posiadam potężną moc telekinezy. Prawie nie ma granic! Podniosłam nią Hide'a! Co z tego, że na 30 sekund, a potem zemdlałam z przemęczenia i Ratchet się na mnie wkurzył, ale sam fakt o czymś świadczy.

W tym momencie zrobiłam sobie face-palma. Przecież to oczywiste, że są w głównym hangarze! Stanęłam przed drzwiami. A co mi szkodzi. Zrobię wejście smoka!

-GOODMORNING WSZYSTKIM!!!!- wrzasnęłam

Z wielkim uśmiechem na ustach weszłam w głąb pomieszczenia. Wszystkie boty otaczały platformę dla ludzi. Stał na niej dziewczyna! W moim wieku, super! Wreszcie się z kimś zaprzyjaźnię! Podeszłam do Saids'a, mojego strażnika. Ten rozumiejąc bez słów moja prośbę podsadził mnie na platformę. Wylądowałam obok czarnowłosej dziewczyny. Gdy tylko stanęłam stabilnie na nogach zapytałam:

-Hej! Jestem Martyna, a ty?
Ona z widocznym zmieszaniem na twarzy odpowiadziała.

-Jestem Magdalena.
O luudzie, nie mówcie, że ona też jest drętwa i poważna! Trzeba ją rozruszać!

Zaczęłam obmyślać plan, przybysza była bardzo nieufna. Przynajmniej na taką wyglądała. Może być ciężko się zaprzyjaźnić... A co mi tam!
Ja nie dam rady?! Ja?! Ja DAM RADĘ!!!!!
Moje knucie przerwał spokojny głos Optimusa. Zaczęłam słuchać.

-Jak już mówiłem Magdaleno, potrzebny ci strażnik. Zostanie nim...-Prime rozejrzał się po zebranych, a jego wzrok stanął na najmniej odpowiedniej do tego osoby...- Sunstreaker...-moje obawy się potwierdziły, biedna dziewczyna.
Wszyscy (pomijając Magdę) spojrzeli oniemiali na Optimusa, ponieważ rzeczą powszechnie znaną było, że Sunsteraker gardzi, ba! Wręcz nienawidzi ludzi! A on mu przydzielił, powieżył człowieka.... Na miejscu Mag, zaczęłabym już pisać testament. Nie zazdroszczę. Jako podopieczna Saids'a miałam okazję poznać teochę Sunstreaker'a. Każda nasza konfrontacja kończyła się obustronnie rzucanymi wyzwiskami. O cholera. Masakra.

Magdalena POV.
Po wiadomości Prima popatrzyłam na żółtego bota. On i Saidswipe różnili się tylko kolorami lakierów, bliźniacy. Sunstreaker, bo tak nazywał się mój strażnik spojrzał zszokowany na Prima, a potem z obrzydzeniem na mnie. Nie. O nie. Ja znam ten wzrok. Nie...

*Wspomnienie*
9-cio, a przepraszam, prawie 10-cio letnia dziewczynka z uśmiechem na ustach kończyła swój obrazek. Jak głosiły lekko koślawe podpisy ze strzałkami do patyczakowatych postaci, obrazek przedstawiał całą jej rodzinę w tym ową dziewczynkę. Madzię. Ostatni raz maźnęła niebieską kredką, kończąc tło i z uśmiechem na twarzy wraz z rysunkiem wyszła z pokoju, aby pokazać go tacie. Jednak gdy zbliżyła się do salonu, do jej noska trafił odór. Jako, że była bardzo pojętnym dzieckiem, odrazu rozpoznała alkohol. Niepewnie weszła do salonu. Zobaczyła mnóstwo butelek wódki, niektórych pełnych, a innych pustych, oraz leżące na stole strzykawki. Jedna już opróżniona, a druga wciąż z zawartością. W całym śeodku tego rozgardiaszu leżał jej ojciec. Jej tatuś. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Ojciec spojrzał na nią z odrazą, na do ta szybko odwróciła się i pobiegła do swojego pokoiku, lecz usłyszała jeszcze słowa:

-Ona nie żyje... Twoja wina...
*Koniec Wspomnienia*

Na tą myśl oczy odruchowo się zaszkliły, jednak równie szybko wyschły. Tego dnia straciłam matkę. To wtedy ojciec z nieznanego mi powodu mnie zniwnawidził. Jednak nie mogę okazać smutku. Nie będę słaba... nie jestem słaba...

Po tej krótkiej chwili słabości popatrzyłam zimnym wzrokiem na mojego pseudo strażnika i odwróciłam się do pozostałych.

-Jeśli to już koniec, Martyno, czy mogłabyś pokazać mi salę treningową, lub siłownię?-zapytałam siląc się na stosunkowo miły ton, jednak w środku drżała, ze złości spowodowanej przez żółtego idiotę. Muszę pamiętać, aby się nie przywiązać co przy tym zardzewiałym żółtym tosterze będzie łatwe.

-Okej, chodź!-Powiedziała i pokazała entuzjastycznie na czerwonego robota. Ja z niechęcią podeszłam do tej dwójki. Czerwony autobot mnie podniósł i posadził na prawym ramieniu. To samo zrobił z Martyną, tylko ona wylądowała na lewym. Coś mi za łatwo poszło.

Ruszyliśmy, przepraszam, Saidswipe ruszył korytarzem kierując się najprawdopodobniej w stronę siłowni.

Gdy byłam już na miejscu natychmiast powiesiłam worek i zaczęłam w niego uderzać. O tak. Tego mi było trzeba...
***
Hejka! Macie rozdział, przepraszam, że taka duża przerwa, ale Panienka_Haru dalej nie odpowiada. No trudno. Łapcie rozdział i się cieszcie! Pa!

Magda:D

Pani Mroku (TF-fanfic) ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz