Camila's POV
Podjechałam pod dom Jauregui punktualnie o ósmej trzydzieści. Umówiłam się z Lauren, że będziemy jeździć razem. To idealna okazja, żeby zdenerwować Chrisa. Gdy z nim byłam, kategorycznie odmawiałam wspólnej drogi do szkoły. Wolałam spędzić ten krótki czas z przyjaciółkami.
- Nie odjeżdżaj jeszcze. - odparła, wchodząc do mojego auta. - Za jakieś dwie minuty wyjdzie z domu.
- Musisz być na dwóch pierwszych lekcjach? - zapytałam, mierząc ją wzrokiem.
- Nieee. - przeciągnęła, nie mając pojęcia, co dlaczego pytam.
- Jedziemy do mnie. - odparłam pewnie. - Mała metamorfoza ci nie zaszkodzi.
Nim dziewczyna zdążyła coś odpowiedzieć, z jej domu wyszedł Chris. Zatrzymał się w pół kroku, zauważając mój samochód na podjeździe. Ze zdziwieniem wymalowany na twarzy się w nas wpatrywał.
- Nachyl się. - poleciłam, co Lauren wykonała bez sprzeciwu.
Wplotłam palce w jej ciemne włosy i przyciągnęłam bliżej. Ukryła twarz w zagłębieniu mojej szyi, co z perspektywy chłopaka wyglądało, jakby mnie całowała. Po chwili odsunęłyśmy się od siebie i odjechałam z chytrym uśmieszkiem. Coś czuję, że to będzie świetna zabawa.
- Wracając, jaka metamorfoza? - uniosła jedną brew.
- Okulary na kontakty, bluza na koszulę i odrobinka makijażu. - wyjaśniłam, wyjeżdżając z jej osiedla.
- To konieczne? - lekko się skrzywiła.
- Nie, ale uwierz, spodoba ci się. Jesteś śliczna, a nie potrafisz tego pokazać.
Kilka minut później zaparkowałam pod swoim domem. Mieszkamy stosunkowo blisko siebie, co jest znacznym ułatwieniem. Nie muszę wstawać nie wiadomo jak wcześnie, żeby po nią podjechać.
- Zamek wart królowej. - skomentowała, wychodząc z auta.
- Ma tyle komnat, że bez służby nie trawię do swojej. - zażartowałam. - Witaj w moich nieskromnych progach. - teatralnie się ukłoniłam, otwierając przed nią drzwi.
- Rodziców nie ma? - zapytała, wchodząc do środka.
- A co? Chcesz skonsumować nasz związek? - zaśmiałam się. - Przyjeżdżają na weekendy. A w międzyczasie zajmuję się sama sobą. Co dwa dni przychodzi gosposia. Sprząta i gotuje. W czwartki sytuację kontroluje mój korepetytor. Jest przyjacielem rodziny. - wyjaśniłam, prowadząc ją na górę.
- Chris był tu kiedyś? - zapytała, rozglądając się po piętrze.
- Raz, ale tylko na dole. Nawet nie zdążył ściągnąć butów. - parsknęłam. - Jak zobaczył mojego ojca, wyszedł szybciej, niż otworzył drzwi.
- Tchórzliwa ciota. - idealnie oceniła brata.
- Moja komnata. - uśmiechnęłam się, wchodząc do swojego pokoju.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Nie rozumiałam, co ją tak zaskoczyło. Przecież nie trzymam tu tygrysa ani nie hoduję zioła.
- Spodziewałam się łóżka z baldachimem i różowych ścian. - wyjaśniła.
Już zrozumiałam. Zamiast ogromnego łóżka mam wysoki materac z rogu pokoju ze sporą ilością poduszek i pluszaków. Ściany nie są różowe, a ciemnoszare. Garderoba ogranicza się do trzech stojaków na wieszaki i kilku szuflad na bieliznę. Biurko to zwykły blat, a książki ułożone są w stosik obok niego.
CZYTASZ
Fake | CAMREN |
FanfictionTrzy miesiące, miłe słówka, czułe gesty i nadzieja, że nikt się nie zorientuje. Korekta : @LonelyPsychosis