Day: 18

4.5K 394 46
                                    

Camila's POV

Kolejny tydzień dobiegał końca. Ten weekend jednak miał być okropny. Rodzice nie mogli przyjechać do domu, więc w planach miałam gadanie do ścian. Nienawidzę tego. Nie lubię być sama. Desperacko potrzebuję towarzystwa. Nie dlatego, że muszę być w jakimś centrum uwagi, ale samotność, to jedno z kilku uczyć, których nie potrafię znieść. Może wszystko przez to, że jako mała dziewczynka zostałam przyzwyczajona, że ciągle ktoś ze mną jest. Nigdy nie zostawałam sama w domu. Mama spędzała ze mną każdą możliwą chwilę, a tata niejednokrotnie rezygnował ze swoich planów, pracy, czy rozrywek, żeby tylko oglądnąć ze mną bajkę, albo poczytać mi przed snem. Z czasem jednak zaczęłam dorastać i towarzystwo rodziców zmieniło się na znajomych. Gdy zaczęłam szkołę średnią, postanowili poszerzyć horyzonty swojego biznesu. Wyjechali, a ja tak naprawdę zostałam sama. Znajomi nie mieli tyle czasu, żeby cięgle spędzać go ze mną. Tylko Dinah robiła wszystko, żeby dotrzymać mi towarzystwa, ale przecież ona również ma swoje życie. 

- Siedzimy w salonie? - zdziwiła się Hansen, gdy wpuściłam ją do domu i pokierowałam do pokoju na parterze. 

- Wygodniej. - odparłam, rzucając się na swój ulubiony fotel.

Niby każdy jest taki sam, ale ten konkretny jest moim ulubieńcem. 

- Wyżerka, jak na weselu. - zaśmiała się, kładąc swoją torbę obok kanapy, a następnie zajmując na niej miejsce. 

- Specjalnie dla ciebie. W ramach podziękowań za niańczenie mnie przez weekend. - uśmiechnęłam się wdzięcznie. 

- Nie ma za co, dziecko. - machnęła ręką. 

- Przypominam ci, że jestem starsza. - mruknęłam. 

- I mniejsza, więc to tak jakbyś była młodsza. - cmoknęła w moją stronę. - Twoja dziewczyna przychodzi, czy jesteśmy same? 

- Po pierwsze, Lauren nie jest moją dziewczyną i dobrze o tym wiesz.  

- Chanco... zrób coś dla mnie i przyznaj, że mogłabyś z nią być. 

- I dać ci satysfakcje? No chyba nie. - parsknęłam. 

- No dobra, a po drugie? 

-Już tu jest. Źle się poczuła, więc śpi u mnie. - wyjaśniłam. - Mani też powinna za chwilę dotrzeć. 

- Mani? - aż oczy jej zaświeciły. - Dobra, ten wieczór będzie mega!

- Zamknij się. - skarciłam ją. - Obudzisz Lauren. 

- Jakaś ty troskliwa. - zakpiła, podwijając nogi pod tyłek. - Mam wrażenie, że bardziej się nią przejmujesz, niż Chrisem. 

- To tylko udawanie, DJ. 

- Teraz też udajesz, hm? - przewróciła oczami. - No tak, przecież udajesz, ale sama przed sobą, że na nią nie lecisz. 

- Dinah Jane. - odwróciłam się bardziej w jej stronę. - To. Jest. Fake. - podkreśliłam każde słowo, aby na pewno dobrze zrozumiała. - Ma na celu zrobienie z Chrisa pośmiewiska. Lauren mi w tym pomaga, dlatego spędzamy ze sobą sporo czasu, przez co możesz odnosić mylne wrażenie, że mi się podoba. Pragnę cię zapewnić, że prywatnie jest tylko i wyłącznie moją koleżanką. 

- Na którą lecisz. - wyszczerzyła się głupkowato. 

- Jesteś taką... - urwałam, słysząc za plecami ciche stąpanie po panelach. - Lepiej się czujesz? - odwróciłam się i zmierzyłam brunetkę wzrokiem. 

Miała na sobie luźną koszulkę, którą jej dałam. Jej obcisłe jeansy i równie przylegająca do ciała koszula, to niezbyt wygodny zestaw do spania. Moje spodenki na jej tyłku opinały się bardziej, niż przystało, ale długi materiał bluzki zakrywał to i owo, więc swobodnie mogła siedzieć w takim stroju. 

- Dużo lepiej. Dziękuję. - uśmiechnęła się leniwie, siadając między moim fotelem, a Hansen.

- Mani napisała mi sms'a, że dotrze za piętnaście minut, bo jej pies... - nie zdążyła dokończyć, bo Lauren wcięła jej się w połowie zdania. 

- Czytaj, 'zasiedziałam się w wannie'. - parsknęła. - Mani nie ma psa. 

- Co za bezczelne kłamstwo! - oburzyła się, ale wyglądało to raczej zabawnie. 

Te kilkanaście minut do przyjścia dziewczyny spędziłyśmy na luźnej rozmowie o kilku nauczycielach. Lauren zdradziła nam kilka sekretów, które uprzednio przekazała jej starsza koleżanka. To zadziwiające, że tak mało wiemy o ludziach, z którymi spędzamy tyle czasu. 

- Dobra, jaki jest plan na wieczór? - zapytała Dinah, gdy byłyśmy już w komplecie. 

- Powinnyśmy się lepiej poznać. - odezwała się Normani. - Proponuję jakąś grę zapoznawczą. 

- Nigdy, przenigdy? - to pierwsze co przyszło mi do głowy. 

- Możesz pić? - zwróciłam się do Lauren, aby mieć pewność, że już dobrze się czuje. 

- Prawnie? - zaśmiała się cicho. - Mogę, mogę. 

- DJ, rusz dupsko. Piwo jest w lodówce. 

- A magiczne słowo? 

- Abrakadabra, czary-mary, zapierdalaj po browary. - machnęłam ręką, jakbym rzucała na nią zaklęcie. 

- Wygrałaś tym życie. - zaklaskała, po czym podniosła się z miejsca i ruszyła w kierunku kuchni. 

- Mani, też zostajesz na noc? - zagadnęłam dziewczynę. Proponowałam jej wcześniej, ale nie dała mi konkretnej odpowiedzi. 

- To zależy, czy bardzo mnie upijecie. 

- W takim razie śpisz ze mną. - odarła blondynka, wracając do salonu z dwoma czteropakami w rękach. - Spokojnie, to tak na dobry początek. - dodała, mając na myśli ilość alkoholu. 

Każda z nas wzięła jedną butelkę, po czym wymieniając się otwieraczem, pozbyłyśmy się kapsli. 

- Dinah, jesteś najmłodsza. Zaczynasz. - stwierdziła Lauren. 

- Okeeej. - mruknęła, myśląc nad pierwszym zdaniem. - Nigdy, przenigdy nie skłamałam, że mój pies, którego nie posiadam, ma srakę. - spojrzała z wyrzutem na Kordei, która lekko się pesząc, upiła pierwszego łyka z butelki. 

- Nigdy, przenigdy nie przespałam się z nikim o nazwisku Jauregui. - odparłam, chcąc dać do zrozumienia przyjaciółce, że kompletnie nic nie łączy mnie z Lauren. 

- Jeszcze. - mruknęła blondynka, za co zmierzyłam ją karcącym spojrzeniem. 

- Nigdy, przenigdy nie całowałam się z dziewczyną. - stwierdziła zielonooka. 

Trochę mnie to zdziwiło, ale nie skomentowałam tego w żaden sposób, tylko uniosłam szkło do ust, podobnie jak Hansen. 

Lauren zgodziła się na nasz układ bez zawahania, więc sądziłam, że jest przynajmniej biseksualna. Przecież gdyby nie była, nie poszłaby na coś takiego. Niby nasza umowa nie obejmowała żadnych pocałunków, ale jednak. 

- To się jeszcze może zmienić. - usłyszałam cichy szept Normani w kierunku brunetki.

Ta nic nie odpowiedziała, tylko dźgnęła ją łokciem w bok i uśmiechnęła się. 

Racja, to się może jeszcze zmienić.

Fake | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz