Day: 21 (1/3)

4.5K 389 47
                                    

Lauren's POV

- Wyglądasz jakoś inaczej. - stwierdziłam, mierząc wzrokiem Camilę, gdy weszła przede mną do szkoły, ciągnąc mnie za sobą. 

- Masz na myśli spięte włosy, wory pod oczami, których nie zakrywa nawet tona tynku, czy może chodzi ci o plamę z kawy na mojej ulubionej bluzce? - syknęła. 

- Easy, mała. - zaśmiałam się, stając u jej boku przed rzędem metalowych szafek. - Co się stało? 

- To naprawdę nie jest mój najlepszy dzień. - westchnęła, opierając plecy o swoje drzwiczki. 

Pierwszy raz widziałam ją tak rozdrażnioną i bezbronną jednocześnie. To nie podobne do Camili Cebello. Przynajmniej nie do tej wersji jej, za jaką uchodzi wśród szkolnych przygłupów. 

- Nie spałam całą noc, bo ujebało mi się, że ktoś chodzi po mieszkaniu, rano wstałam z szopą na głowie, z którą nie potrafiłam nic zrobić. - wskazała palcem na swoje włosy. - Dostałam okresu, wszystko mnie boli, a jakby tego było mało, w drodze do ciebie jakiś kretyn zajechał mi drogę i oblałam się kawą. - wyrecytowała na jednym wdechu. 

- Łooo. - skrzywiłam się. - Masz rację, to nie jest twój najlepszy dzień. 

- Co ty nie powiesz. - mruknęła zła. - Otwórz mi to! - uderzyła otwartą dłonią w metal. 

- Spokojnie, księżniczko. - złapałam ją za oba nadgarstki i przyciągnęłam do siebie. - Przytul się i oddychaj. - oplotłam jej trzęsące się z nerwów ciało ramionami. 

Nie jesteśmy aż tak blisko, żeby takowy gest był w normie, ale przecież w tym budynku jesteśmy parą i raczej nie zacznie mnie okładać za to pięściami, chociaż w jej obecnym stanie emocjonalnym wszystko jest możliwe. Podobno kobiety w trakcie okresu są nieobliczalne. Nie wiem, ile w tym prawdy, jednak chyba wolę nie sprawdzać tej teorii. 

Po krótkiej chwili poczułam, jak opiera głowę o moją klatkę, więc chyba się poddała. 

- Lepiej? - zapytałam łagodnie. - Camila? - odsunęłam się nieznacznie, nie uzyskując odpowiedzi. - Płaczesz? 

- Tak. - pociągnęła nosem. 

Wyglądała jak mała kupka nieszczęścia. 

- Chris idzie. Nie odwracaj się. - szybko ułożyła dłoń na moim policzku, żebym przypadkiem odruchowo nie przekręciła głowy. - Pocałuj mnie. Ten jeden raz. - załkała, wpatrując się we mnie zaszklonymi oczami. 

Na to się nie umawiałam i szczerze mówiąc, nie wiem, czy powinnam to robić. Zawahałam się. Przez setne sekundy, ale jednak. Może to przez widok jej smutnego spojrzenia. Mam słabość do szczeniaczków, ale ona w tym momencie przypomina je do złudzenia. 

Uśmiechnęłam się i skromnie dotknęłam wargami jej ust. Trochę inaczej wyobrażałam sobie swój pierwszy pocałunek. W sumie, to drugi, ale ten w przedszkolu z Johnnym Queentinem chyba się nie liczy. Miałam sześć lat i w głowie telenowele, które moja mama w tamtym czasie oglądała wręcz nałogowo. Ledwo dotknęliśmy się ustami, a potem zaczęliśmy panicznie pluć. To dość zabawne, jeśli teraz sobie o tym przypominam.

Moja retrospekcja nie trwała zbyt długo, więc gdy wróciłam myślami do chwili obecnej, Camila nadal mnie całowała, a ja nieświadomie oddawałam każdy pocałunek. Muszę przyznać, że sposób, w jakim poruszała wargami na moich, był dość przyjemny. Nie nachalny, ani nie nazbyt delikatny. Odniosłam wrażenie, że nie robi tego po raz pierwszy i w sumie to jest prawdą. Przede mną całowała mnóstwo innych osób, w tym mojego brata. 

- Poszedł już? - szepnęłam w jej usta. 

- Yhm. - wymruczała, składając ostatni pocałunek na moich wargach. - Pierwszy pocałunek z dziewczyną masz z głowy. - zaśmiała się cicho. 

Pierwszy z kimkolwiek. - pomyślałam. 

- Cześć! - przywitałam się radośnie, gdy podeszły do nas dziewczyny.

Czasami mają idealne wyczucie czasu. 

- Hej, hej. - Dinah machnęła niedbale ręką. - Mila, możemy zamienić słówko? 

- Jasne, tygrysku. - zmarszczyła nos, szczerząc się do blondynki. - Mamy chyba jedną kwestię do omówienia. 

- To my już pójdziemy. - Mani złapała mnie za łokieć i pociągnęła w głąb korytarza. - Co to miało być? - szepnęła ostro, gdy odeszłyśmy wystarczająco daleko, żeby nie mogły nas usłyszeć. 

- Ale co? - udałam głupią, zatrzymując się przy swojej szafce. 

- Lauren Michelle. - ostrzegła. 

- O nie, Hamilton. Przesadziłaś. - szarpnęłam drzwiczkami, żeby się sprawnie otworzyły. 

- Po nazwisku? - zmrużyła oczy, przez co naprawdę wyglądała groźnie. - Całowałaś się z nią. 

- No i co? Przecież jest moją dziewczyną. - szepnęłam, robiąc w powietrzu cudzysłów. 

- Mówiłaś mi, że tego nie ma w waszej umowie. 

- Jak widać, było napisane drobnym druczkiem. - zakpiłam.

Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę o tym. 

Na moje szczęście, zadzwonił dzwonek i śmiało mogłam uciec przed przyjaciółką. 

Wbrew moim obawom, wszystkie lekcje, jak i przerwy minęły mi w spokoju. Normani nie drążyła tematu, Camila uporała się z huśtawkami nastrojów i nawet Chris nie wszedł mi w drogę. Dlatego lubię poniedziałki. Nie mam z tym kretynem ani jednej lekcji. Jest też sporo negatywów, bo to w końcu poniedziałki, ale po co się na nich skupiać. 

- Do jutra. - pożegnała się Cabello, gdy zatrzymała samochód przed moim domem.  

- Do jutra. - odparłam, po czym wyszłam z auta. 

Zaraz po wejściu do domu zdjęłam buty i rzuciłam plecak obok szafki w przedsionku. 

- Dobrze, że już jesteś! - zawołała moja mama. - Muszę podjechać do apteki, a nie chcę zostawiać Chrisa samego. 

- Może i intelektem nie grzeszy, ale nie ma pięciu lat. - zaśmiałam się, wchodząc do kuchni. 

- Masz rację, ale jest chory i nie powinien być sam. - mruknęła, pospiesznie mnie wymijając. 

- Chory? 

- Od rana zdycha biedak. Zamij się nim, proszę. Zaraz wrócę. - wyjaśniła szybko i zniknęła za frontowymi drzwiami. 

- Od rana, hm? - mruknęłam już sama do siebie. 

Fake | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz