Lauren's POV
- Wyglądasz jakoś inaczej. - stwierdziłam, mierząc wzrokiem Camilę, gdy weszła przede mną do szkoły, ciągnąc mnie za sobą.
- Masz na myśli spięte włosy, wory pod oczami, których nie zakrywa nawet tona tynku, czy może chodzi ci o plamę z kawy na mojej ulubionej bluzce? - syknęła.
- Easy, mała. - zaśmiałam się, stając u jej boku przed rzędem metalowych szafek. - Co się stało?
- To naprawdę nie jest mój najlepszy dzień. - westchnęła, opierając plecy o swoje drzwiczki.
Pierwszy raz widziałam ją tak rozdrażnioną i bezbronną jednocześnie. To nie podobne do Camili Cebello. Przynajmniej nie do tej wersji jej, za jaką uchodzi wśród szkolnych przygłupów.
- Nie spałam całą noc, bo ujebało mi się, że ktoś chodzi po mieszkaniu, rano wstałam z szopą na głowie, z którą nie potrafiłam nic zrobić. - wskazała palcem na swoje włosy. - Dostałam okresu, wszystko mnie boli, a jakby tego było mało, w drodze do ciebie jakiś kretyn zajechał mi drogę i oblałam się kawą. - wyrecytowała na jednym wdechu.
- Łooo. - skrzywiłam się. - Masz rację, to nie jest twój najlepszy dzień.
- Co ty nie powiesz. - mruknęła zła. - Otwórz mi to! - uderzyła otwartą dłonią w metal.
- Spokojnie, księżniczko. - złapałam ją za oba nadgarstki i przyciągnęłam do siebie. - Przytul się i oddychaj. - oplotłam jej trzęsące się z nerwów ciało ramionami.
Nie jesteśmy aż tak blisko, żeby takowy gest był w normie, ale przecież w tym budynku jesteśmy parą i raczej nie zacznie mnie okładać za to pięściami, chociaż w jej obecnym stanie emocjonalnym wszystko jest możliwe. Podobno kobiety w trakcie okresu są nieobliczalne. Nie wiem, ile w tym prawdy, jednak chyba wolę nie sprawdzać tej teorii.
Po krótkiej chwili poczułam, jak opiera głowę o moją klatkę, więc chyba się poddała.
- Lepiej? - zapytałam łagodnie. - Camila? - odsunęłam się nieznacznie, nie uzyskując odpowiedzi. - Płaczesz?
- Tak. - pociągnęła nosem.
Wyglądała jak mała kupka nieszczęścia.
- Chris idzie. Nie odwracaj się. - szybko ułożyła dłoń na moim policzku, żebym przypadkiem odruchowo nie przekręciła głowy. - Pocałuj mnie. Ten jeden raz. - załkała, wpatrując się we mnie zaszklonymi oczami.
Na to się nie umawiałam i szczerze mówiąc, nie wiem, czy powinnam to robić. Zawahałam się. Przez setne sekundy, ale jednak. Może to przez widok jej smutnego spojrzenia. Mam słabość do szczeniaczków, ale ona w tym momencie przypomina je do złudzenia.
Uśmiechnęłam się i skromnie dotknęłam wargami jej ust. Trochę inaczej wyobrażałam sobie swój pierwszy pocałunek. W sumie, to drugi, ale ten w przedszkolu z Johnnym Queentinem chyba się nie liczy. Miałam sześć lat i w głowie telenowele, które moja mama w tamtym czasie oglądała wręcz nałogowo. Ledwo dotknęliśmy się ustami, a potem zaczęliśmy panicznie pluć. To dość zabawne, jeśli teraz sobie o tym przypominam.
Moja retrospekcja nie trwała zbyt długo, więc gdy wróciłam myślami do chwili obecnej, Camila nadal mnie całowała, a ja nieświadomie oddawałam każdy pocałunek. Muszę przyznać, że sposób, w jakim poruszała wargami na moich, był dość przyjemny. Nie nachalny, ani nie nazbyt delikatny. Odniosłam wrażenie, że nie robi tego po raz pierwszy i w sumie to jest prawdą. Przede mną całowała mnóstwo innych osób, w tym mojego brata.
- Poszedł już? - szepnęłam w jej usta.
- Yhm. - wymruczała, składając ostatni pocałunek na moich wargach. - Pierwszy pocałunek z dziewczyną masz z głowy. - zaśmiała się cicho.
Pierwszy z kimkolwiek. - pomyślałam.
- Cześć! - przywitałam się radośnie, gdy podeszły do nas dziewczyny.
Czasami mają idealne wyczucie czasu.
- Hej, hej. - Dinah machnęła niedbale ręką. - Mila, możemy zamienić słówko?
- Jasne, tygrysku. - zmarszczyła nos, szczerząc się do blondynki. - Mamy chyba jedną kwestię do omówienia.
- To my już pójdziemy. - Mani złapała mnie za łokieć i pociągnęła w głąb korytarza. - Co to miało być? - szepnęła ostro, gdy odeszłyśmy wystarczająco daleko, żeby nie mogły nas usłyszeć.
- Ale co? - udałam głupią, zatrzymując się przy swojej szafce.
- Lauren Michelle. - ostrzegła.
- O nie, Hamilton. Przesadziłaś. - szarpnęłam drzwiczkami, żeby się sprawnie otworzyły.
- Po nazwisku? - zmrużyła oczy, przez co naprawdę wyglądała groźnie. - Całowałaś się z nią.
- No i co? Przecież jest moją dziewczyną. - szepnęłam, robiąc w powietrzu cudzysłów.
- Mówiłaś mi, że tego nie ma w waszej umowie.
- Jak widać, było napisane drobnym druczkiem. - zakpiłam.
Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę o tym.
Na moje szczęście, zadzwonił dzwonek i śmiało mogłam uciec przed przyjaciółką.
Wbrew moim obawom, wszystkie lekcje, jak i przerwy minęły mi w spokoju. Normani nie drążyła tematu, Camila uporała się z huśtawkami nastrojów i nawet Chris nie wszedł mi w drogę. Dlatego lubię poniedziałki. Nie mam z tym kretynem ani jednej lekcji. Jest też sporo negatywów, bo to w końcu poniedziałki, ale po co się na nich skupiać.
- Do jutra. - pożegnała się Cabello, gdy zatrzymała samochód przed moim domem.
- Do jutra. - odparłam, po czym wyszłam z auta.
Zaraz po wejściu do domu zdjęłam buty i rzuciłam plecak obok szafki w przedsionku.
- Dobrze, że już jesteś! - zawołała moja mama. - Muszę podjechać do apteki, a nie chcę zostawiać Chrisa samego.
- Może i intelektem nie grzeszy, ale nie ma pięciu lat. - zaśmiałam się, wchodząc do kuchni.
- Masz rację, ale jest chory i nie powinien być sam. - mruknęła, pospiesznie mnie wymijając.
- Chory?
- Od rana zdycha biedak. Zamij się nim, proszę. Zaraz wrócę. - wyjaśniła szybko i zniknęła za frontowymi drzwiami.
- Od rana, hm? - mruknęłam już sama do siebie.
CZYTASZ
Fake | CAMREN |
FanfictionTrzy miesiące, miłe słówka, czułe gesty i nadzieja, że nikt się nie zorientuje. Korekta : @LonelyPsychosis