Lauren's POV
- Piątek, piąteczek, piątunio! - zawołała uradowana Dinah, gdy całą czwórką wyszłyśmy ze szkoły. - Nie marnujmy tego pięknego dnia w domach!
- Co proponujesz?
- Może bilard? - odezwała się Normani.
- Mam nogę w gipsie, jakbyś nie zauważyła. - mruknęła Hansen.
- Nogę, nie rękę. Dasz radę zagrać. - odparłam, przekonana do tego pomysłu.
- Co ty na to, Mila? - Kordei szturchnęła ją ramieniem.
- Co? - zapytała, jakby wyrwana z zamyślenia.
Zauważyłam, że od kilku dni jest strasznie cicha. Zwykle przepełnia ją energia i krąży wokół niej ta cała aura pozytywizmu. Teraz jednak prawie wcale się nie odzywa. Przytakuje tylko, albo odpowiada półsłówkami.
- Bilard. - powtórzyłam.
- Jasne. - uśmiechnęła się, ale jej wzrok nadal był nieobecny.
- Mila, może ja poprowadzę? - zaoferowała się Mani, gdy podeszłyśmy do samochodu Camili.
- Yhm. - przytaknęła, podając jej kluczyki.
Dinah wpakowała się na miejsce obok kierowcy, a ja i brunetka usiadłyśmy z tyłu. Przyznam, że jej zachowanie jest odrobinę niepokojące. Mam nadzieję, że wróci do normy, gdy zaczną się wakacje.
Dotarłyśmy na miejsce dość szybko. To niewielki club przy centrum. W soboty odbywają się tu spore imprezy, ale w dni robocze to bardzo ciche i przyjemne miejsce. Można w spokoju zagrać w bilarda lub lotki, albo napić się piwa. Niestety właściciel bardzo ceni sobie prawo, więc bez dowodu zakup alkoholu jest niemożliwy. Ale w sumie to dobrze. Przynajmniej to miejsce nie zeszło jeszcze na psy.
- Nektar bananowy, cola light i dwa soki pomarańczowe. - złożyłam zamówienie, a dziewczyny zajęły lożę najbliżej stołu bilardowego.
- Dziesięć dolarów i numer telefonu. - odpowiedział młody chłopak za barem.
- Obejdzie się. - lekko się uśmiechnęłam, podając mu pieniądze.
- To może kolacja? - nie odpuszczał.
- A może jednak zrealizujesz moje zamówienie, a ja dołączę do przyjaciółek i dziewczyny? - troszeczkę minęłam się z prawdą, ale wolałam skłamać co do Camili, niż użerać się z jego zalotami.
- Oczywiście. - uśmiech od razu zniknął z jego twarzy.
Chwilę później postawił cztery szklanki na okrągłej tacy. Położyłam obok nich cztery słomki, chwyciłam ją i ostrożnym krokiem ruszyłam w kierunku dziewczyn.
- Właśnie rozmawiałyśmy o tej imprezie pożegnalnej. - odezwała się Mani, gdy usiadłam na miejscu.
- Kiedy to jest? - dopytałam, zerkając na Camilę, która zaczęła bawić się słomką.
- W środę. Czwartek zostaje na kaca, a w piątek zakończenie.
- Chcę się tam wbić. - stwierdziła z entuzjazmem Dinah.
- Nie ma mowy. - zaprotestowała. - To impreza dla nas. - wskazała palcem na siebie i na mnie.
- Jesteś okropna. - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Nie wiem, czy pójdę. - stwierdziłam, upijając łyk soku.
- A to niby dlaczego?
- W środę rodzice wydają jakąś kolację. Mają przyjść jacyś ludzie, z którymi pracuje tata. Zabiją mnie, jak wrócę nawalona do domu.
- Możesz spać u mnie. - odezwała się Camila.
- Nie sądzę... - nie skończyłam, bo wtrąciła się Mani.
- To świetny pomysł. - kopnęła mnie pod stołem. - A ty mnie przenocujesz? - wyszczerzyła się do Hansen.
- Jak mi kupisz pudełko ciastek.
- Pijesz dietetyczną cole i chcesz pudełko ciastek? - parsknęłam śmiechem.
- Masz rację. Skoro cola jest dietetyczna, to poproszę dwa pudełka.
- Taniej mnie wyniesie pokój w hotelu. - zakpiła.
- No wiesz! Moje towarzystwo jest bezcenne!
- Dobra, dobra. - uniosła ręce w geście kapitulacji. - Jakie macie plany na lato? - zaczęła niewygodny dla mnie temat, za co posłałam jej surowe spojrzenie.
- W sierpniu jadę z rodzicami do rodziny. - odparła blondynka.
- Ja spędzam całe wakacje u rodziców w Nowym Yorku. - mruknęła Camila.
- A ty, Lauren? - Kordei wpatrywała się we mnie wyczekująco.
- Ja... - próbowałam wymyślić sensowną odpowiedź. - Ja będę się przygotowywać psychicznie przed rozpoczęciem studiów. - odparłam dumna z siebie, że udało mi się wybrnąć z sytuacji. - Gramy? - dodałam szybko, żeby przypadkiem nie zaczęły również tematu studiów.
CZYTASZ
Fake | CAMREN |
FanfictionTrzy miesiące, miłe słówka, czułe gesty i nadzieja, że nikt się nie zorientuje. Korekta : @LonelyPsychosis