Camila's POV
Po rozdaniu dyplomów Lauren zniknęła tak szybko, że nawet nie zdążyłam z nią porozmawiać. O tym co mi powiedziała po powrocie z imprezy, również nie rozmawiałyśmy, ale to już mniej istotne. Była pijana i gadała głupoty. Teraz jednak musimy zamienić kilka zdań na temat naszego udawanego związku, a właściwie udawanego zerwania. Musimy ustalić jakąś wspólną wersję. Ona skończyła szkołę, ale ja tu jeszcze rozstaję i ludzie będą pytać.
- Wiesz, gdzie jest Lauren? - zadzwoniłam do Normani, ponieważ brunetka nie odbierała ode mnie telefonu.
- W domu. Jedź do niej. Spotkamy się na miejscu. - odparła szybko.
Nie pytałam o nic więcej. Wsiadłam do samochodu i naruszając przepisy drogowe, a konkretnej dozwoloną prędkość odjechałam spod swojego domu. Czułam, że szykuje się coś niekoniecznie dobrego. Mani brzmiała na trochę podenerwowaną. Naprawdę nie miałam pojęcia, o co może chodzić.
Wjechałam z impetem na osiedle dziewczyny. Chwilę później zatrzymałam samochód przed jej domem. Zobaczyłam, jak wkłada walizkę do bagażnika auta ojca. Wyszłam z wozu i prawie do niej podbiegłam.
- Jedziesz gdzieś? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Wyjeżdżam, Camila. odparła, nawet na mnie nie patrząc.
- Na wakacje, tak?
Nie odpowiedziała.
- Lauren...
- Na studia. - szepnęła w końcu, wbijając wzrok w swoje czarne, sportowe buty.
Tym razem to ja się nie odezwałam. Nawet nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- To koniec, Camz. Obie osiągnęłyśmy upragniony cel. Ty zemściłaś się na moim bracie, a ja skończyłam w spokoju szkołę. Teraz wracamy do normy. Przed tobą wakacje i ostatni rok tutaj, a ja zaczynam studia.
- Gdzie? - tylko na tyle było mnie stać.
Kolejna chwila jebanej ciszy.
- Gdzie?! - nerwy mi puściły, ale czułam się naprawdę okropnie. Dlaczego nic mi nie powiedziała? I nawet nie miała zamiaru się pożegnać. Chciała uciec i zostawić wszystko za sobą.
- Seattle.
Miałam wrażenie, że ktoś bardzo mocno przywalił mi w twarz ciężkim, metalowym przedmiotem.
- Seattle. - powtórzyłam, żałośnie śmiejąc się pod nosem. - W takim razie powodzenia.
Chciałam odejść, ale zatrzymała mnie Normani.
- Camila, poczekaj.
- Nie, Mani. Nie mam po co tu zostawać.
- Dobrze, ale proszę cię, wsiądź do auta, oddaj mi kluczyki i poczekaj na nas.
- Byle szybko. - mruknęłam, rzucając jej kluczyki od samochodu.
Weszłam do otwartego wozu od strony pasażera. Dobrze wiedziałam, że nie pozwoli mi prowadzić pod wpływem emocji. Nie chciałam patrzeć na to, jak się z nią żegnają, więc ukryłam twarz w dłoniach i cierpliwie czekałam, aż do mnie dołączą.
Chwilę później dziewczyny weszły do mojego samochodu. Auto ojca Lauren przejechało obok nas. Nawet na mnie nie spojrzała.
- Mogłam się domyślić. - parsknęłam pod nosem. - Ale była pijana, gadała od rzeczy.
- Pijana? Kiedy? - dopytała Normani.
- No po tej waszej imprezie.
- Camila. - spojrzała na mnie w taki dziwny, trudny do określenia sposób. - Lauren nie piła na imprezie. Posiedziała z nami chwilę, potem jakiś kretyn oblał ją piwem. Wkurzyła się i poszła do ciebie.
- To jakiś jebany żart? - łzy mimowolnie wypłynęły z moich oczu.
Gdybym tylko wiedziała... Gdybym nie udawała, że śpię... Powiedziała do mnie 'kochanie'. Może tak naprawdę nie byłam jej obojętna? Może gdybym z nią porozmawiała, nie wyjechałaby?
CZYTASZ
Fake | CAMREN |
FanfictionTrzy miesiące, miłe słówka, czułe gesty i nadzieja, że nikt się nie zorientuje. Korekta : @LonelyPsychosis