Day: 25 (1/2)

4.2K 393 64
                                    

Wcale nie dodaję rozdziału tylko dlatego, żeby pochwalić się nową okładką XD To wcale nie tak, to z troski o czytelników XD


Camila's POV

Przepełnia mnie złość od stóp do głów. Jestem naprawdę wściekła. Dzisiaj piątek, a co za tym idzie, wyjazd nad jezioro. Ale oczywiście szczęście mi nie sprzyja i Dinah się wykręciła. Byłabym jeszcze bardziej zła, jednak mam w sobie resztkę współczucia. Hansen utknęła z nogą w gipsie. Nie znam szczegółów, ale to podobno jakiś nieszczęśliwy wypadek. 

- Wiecie, jak to się stało? - pytam z ciekawością, gdy wraz z Lauren i Normani spędzamy przerwę w stołówce. 

- Nie pochwaliła ci się, hm? - zaśmiała się Kordei. 

- A myślisz, że dlaczego pytam? 

- Dinah się poślizgnęła. - wyjaśniła zdawkowo. 

- Na twoim parapecie. - dodała Lauren z rozbawieniem. 

- Co? - myślałam, że się przesłyszałam. 

- DJ uciekała wczoraj wieczorem z jej sypialni i poślizgnęła się na parapecie. Spadła na dół i złamała nogę. - odparła z cwaniackim uśmieszkiem Jauregui. 

- Wiedziałam! 

- To nie tak, jak obie myślicie. - mruknęła zawstydzona. 

- Jasne, jasne. - kiwnęłam pobłażliwie głową. 

- Jednak wcale nie jest taką kocicą. Nie spadła na cztery łapy. - zakpiła zielonooka, na co cicho się zaśmiałam. 

Nasza luźna rozmowa trwała aż do dzwonka. Dzisiaj obie kończymy wcześniej, więc przed nami ostatnia lekcja. Mam więc odrobinę czasu, aby zastanowić się nad tym, jak namówić Lauren, aby ze mną pojechała. Ten weekend to będzie świetna okazja żeby lepiej się poznać. W końcu musimy się bardziej postarać, żeby nasz sekrecik nie wyszedł na jaw. 

Lekcja mijała mi dość spokojnie, dopóki nauczycielka, z którą mam na pieńku, nie zaczęła się czepiać, że nie piszę notatki. 

- Panno Cabello. - upomniała mnie po raz drugi. - Mam cię wysłać do dyrektora? 

- Nie trzeba, nie mam ochoty na herbatkę i ploteczki. 

- Myślisz, że wszystko ci wolno? - zaczęła się powoli denerwować. 

- Absolutnie! Przecież mam dopiero 17 lat! Nie wolno mi pić alkoholu. 

- Karla! - kolejny raz w ciągu ostatnich tygodni poczerwieniała ze złości. 

- Chyba będziemy musiały dokończyć naszą przyjemną rozmowę następnym razem. - odparłam spokojnie, gdy zadzwonił dzwonek. 

Szybko włożyłam do torby zeszyt i jeszcze szybciej opuściłam salę. Lauren już na mnie czekała, więc musieli wypuścić ich szybciej. Podeszłam do niej z uśmiechem, wyciągnęłam się do góry, aby pocałować ją w policzek, po czym splotłam nasze palce. 

Bardzo polubiłam te drobne gesty. Z Chrisem wyglądało to odrobinę inaczej. Rzadko chodziliśmy po szkole za rękę, rzadko całowałam go z własnej inicjatywy i rzadko bliskość fizyczna z nim sprawiała mi większą przyjemność. 

- Wracamy? - uśmiechnęłam się szeroko. 

- Oczywiście, kochanie. - odwzajemniła gest. 

- Masz jakieś plany na weekend? 

- Nic konkretnego. - wzruszyła ramionami. 

- Cudownie! - to szansa, że pojedzie ze mną. - Co powiesz na wypad nad jezioro? 

- Nad jezioro? Z tobą? - uniosła jedną brew. 

- Yhm. - przytaknęłam, zatajając fakt, że moi rodzice również tam będą. 

- Ty tak na poważnie?

- Oczywiście, Lauren. 

- Okej. - kolejny raz wzruszyła ramionami. 

Nie dowierzałam, że poszło aż tak łatwo. Może to mój urok osobisty, a może chęć spędzania weekendu w inny sposób, niż siedząc przed telewizorem, albo czytając książkę. 

- Ile zajmie ci spakowanie rzeczy? 

- Kilka minut. 

- Świetnie. Jedziemy do ciebie. 

- A twoja torba? 

- Jest w bagażniku. - wyjaśniłam, odpalając silnik. 

Droga ze szkoły do domu dziewczyny jak zwykle minęła nam w przyjemnej atmosferze. Ostatnio zdołałam ją przekonać do kilku niezłych albumów, więc śpiewałyśmy podczas jazdy, głośno się śmiejąc, gdy którejś zadrżał głos i zamiast śpiewu wychodził z tego jęk zarzynanej świni. 

- Mamo! - krzyknęła, gdy weszłyśmy do środka. 

- W kuchni! 

Obie udałyśmy się do wspomnianego pomieszczenia. Kobieta stała przy kuchence w jasnoróżowym fartuchu, ubrudzonym z jakiegoś sosu. 

- Jadę z Camilą nad jezioro. - odparła. - Wrócimy... - zacięła się spoglądając na mnie. 

- Wrócimy w niedziele po południu. - dokończyłam za nią. 

- Będę miał spokój przez weekend? - znikąd pojawił się Chris. 

- Owszem. - uśmiechnęłam się najszerzej, jak tylko mogłam, ukazując szereg zadbanych, białych zębów. - Zabieram swoją ukochaną na romantyczny wyjazd. - mina od razu mu zrzedła. - Wiesz, wieczory przy świetle księżyca, kąpiele w jeziorze, śniadanka do łóżka... - zaczęłam wymieniać, a chłopakowi cała krew odpłynęła do twarzy ze złości. Nawet zacisnął pięści. 

- Pójdę się spakować. - zaśmiała się Lauren, po czym zostawiła nas samych. 

Jej mama była zajęta mieszaniem czegoś w garnku, więc nie zwróciła uwagi, gdy jej syn złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę holu. Na pewno jego mocny uścisk pozostawi za sobą ślady w postaci siniaków. 

- Co ty próbujesz ugrać, hm? - warknął mi prosto w twarz. 

- Słucham? 

- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Doskonale wiem, że robisz to tylko dlatego, żeby się na mnie odegrać. 

- Posłuchaj, idioto. - dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową. - Kocham Lauren. - podkreśliłam oba słowa. - Kocham ją, a ty byłeś jedną wielką pomyłką i w sumie powinnam ci podziękować. 

- Jesteście żałosne. Obie. - dodał i po prostu odszedł. 

Korzystając z nieobecności dziewczyny, napisałam szybko sms'a do taty, że dojadę nad jezioro własnym samochodem. To kolejne nieczyste zagranie z mojej strony w stosunku do Jauregui, ale wolę postawić ją przed faktem dokonanym. W innym razie raczej nie pojedzie ze mną. 

Fake | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz