Rozdział 1

4.6K 217 85
                                    

***
Biegłam przez las. Słyszałam za sobą kroki. Nagle przede mną pojawił się chłopak. Z jego pleców wyrastały wielkie, czarne skrzydła. Zatrzymałam się i się w niego wpatrywałam. Wystawił rękę w moim kierunku. Z jego dłoni zaczęło się wydobywać ciemne światło. Po chwili trafiło ono mnie. Krzyknęłam z bólu. Nie mogłam się ruszyć. Wszystko mnie bolało. W ręce chłopaka pojawił się miecz. Podszedł do mnie, zamachnął się i wbił ostrze w moją pierś.

***

Obudziłam się z krzykiem. Rozejrzałam się. To tylko sen. Wydawał się taki realistyczny. W moim pokoju było jasno, choć na dworze panował mrok. Spojrzałam na moje ręce. To co zobaczyłam mnie zszokowało.

Z mojej dłoni wydobywało się jasne światło. Dokładnie takie same, jak z ręki chłopaka w moim śnie. Poruszyłam moją ręką, która nadal świeciła. Nagle usłyszałam kroki i otwieranie drzwi od mojego pokoju. Szybko schowałam ręke pod kołdrę i się połorzyłam. Ten ktoś, kto odwiedził mój pokój sobie poszedł. Wyciągnęłam moją dłoń spod pierzyny. Wróciła do normalności. Pomyślałam, że mam senne omamy, więc połorzyłam się dalej spać.

***

Obudziłam się szczęśliwa. Dzisiaj moje urodziny! Siedemnaste. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie.

– Wszystkiego najlepszego! – powiedziała cała moja rodzina

– Sto lat, siostra! – powiedział mój brat.

– Dziękuję, Estan – odpowiedziałam i przytuliłam ich wszystkich.

Ogólnie to, moja rodzina składała się z ośmiu osób, licząc mnie. Ja, mama Dalia, tata Frank, młodsza siostra Erista, starszy brat Estan, starsza siostra Amanda, młodszy brat Oscar, drugi młoszy brat John. Cieszę się, że ich mam, nawet jeśli są zastępczą rodziną. Okazało się, że podczas, gdy byłam w szkole moja mama zrobiła dla mnie tort. Zjedliśmy śniadanie, a potem ciasto. Moje ulubione. Waniliowo czekoladowy z wiórkami czekolady na wierzchu.

Po zjedzeniu torta i otworzeniu prezentów poszłam do szkoły. Jako, że były moje urodziny wzięłam cukierki, żeby rozdać je mojej klasie. Przy wejściu zastałam szkolną elitę. Jak zawsze. Gdy mnie zobaczyli uśmiechnęli się złośliwie i spojrzęli na torebkę, którą trzymałam w rękach.

– Annabelle, cześć, co tym razem dla nas przyniosłaś? – spytał Mark.

– Odwal się! – popatrzyłam na niego zezłoszczona.

– Ohohooo, kotka pokazuje pazurki. No nie wstydź się, co tam masz?

– Nie. Twoja. Sprawa.

Mark chciał do mnie podejść, ale ja go popchnęłam tak, że się przewrócił i poszłam do szkoły. Nie wierzę. Pierwszy raz im się postawiłam i jestem z tego dumna. Pierwszą lekcją była godzina wychowawcza. Super, będę miała czas, żeby rozdać cukierki.

Zadzwonił dzwonek, a ja weszłam do klasy z innymi uczniami. Postawiłam plecak na krześle obok tego, na którym siedziałam i podeszłam do pani.

– Dzień dobry – powiedziałam.

– Dzień dobry, Annabelle – odpowiedziała wychowawczyni.

– Chodzi o to, że mam dzisiaj urodziny i chciałam się spytać czy mogę rozdać klasie cukierki?

– Oczywiście, moja droga – powiedziała i wstała kierując swoje słowa do uczniów. – Uwaga! Wasza koleżanka, Annabelle, ma dzisiaj urodziny. Wstańmy i zaśpiewajmy jej "Sto lat".

Klasa zaczęła z uśmiechem śpiewać. Po piosence zaczęłam rozdawać cukierki. Wszyscy składali mi życzenia. Może jednak moja klasa nie jest taka zła, jak myślałam. Po rozdaniu usiadłam w swojej ławce. Pani ogłosiła wolną lekcję. Każdy od razu wyciągnął telefon. Wszyscy, oprócz mnie. Ja wyciągnęłam książkę, którą dostałam dzisiaj rano od Eristy i zaczęłam ją czytać. Tak mnie pochłonęła, że prawie nie usłyszałan dzwonka.

Wyszłam z klasy i ruszyłam w stronę szatni. Teraz miałam w-f. Nawet lubiłam tą lekcję. Lubiłam się trochę poruszać. Graliśmy w piłkę ręczną. Było nawet fajnie. Trafiłam trzy bramki dla mojej drużyny, ale to był traf. W-f się skończył. Właśnie szłam pod klasę od chemii. Ale ja taka niezdara czytałam książkę i nie patrzyłam, gdzie idę i przez to na kogoś wpadłam, co równało się z upadkiem. Podniosłam wzrok i ujrzałam parę niebieskich, jak ocean, oczu. Był to chłopak. Miał czarne włosy i hipnotyzujące spojrzenie.

– Przepraszam, zagapiłem się – powiedział chłopak, pomógł mi wstać i podał mi moją książkę, którą upuściłam.

– Nie, to ja przepraszam – powiedziałam rumieniąc się ze wstydu. – To ja na ciebie wpadłam.

– Jestem Zack – wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja ją uścisnęłam.

– Annabelle. Miło mi.

– Mi również. A teraz przepraszam, ale muszę iść, do zobaczenia – powiedział z uśmiechem kłaniając się teatralnie, na co się cicho zaśmiałam.

–Do zobaczenia – odpowiedziałam.

Zack odszedł, a ja nadal miałam przed oczami jego błękitne oczy.

Bogini słońca ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz