Rozdział 12

2.2K 126 7
                                    

Po cichu weszłam do mojego pokoju. Nie natknęłam się na szczęście na nikogo, bo weszłam przez okno. Padłam na łóżko. Jak mogą w ogóle myśleć, że Zack coś zrobił? Po prostu super pierwszy dzień. Już pokłóciłam się z mamą. Usnęłam po tym wszystkim.

***

Ktoś przerwał mój sen mocnym szarpnięciem. To była moja matka.

– Coś ty sobie myślała?! – krzyknęła wściekła. – Pomogłaś w ucieczce mrocznemu aniołowi!

– I co z tego? – spytałam obojętnie.

– I co z tego?! Dziewczyno, czy ty oszalałaś?!

– Nie, nie oszalałam. Po prostu nie lubię, jak ktoś osądza niewinnych.

– A skąd wiesz, że on jest niewinny?

– To mój przyjaciel – po tych słowach mama westchnęła.

– Powinnam cię za to wsadzić do lochu – założyła ręce na piersi.

– Ale?

– Ale nie wsadzę, bo kto będzie chonorowym gościem na wieczornym balu? No i poza tym jesteś moją córką.

– Co, jakim balu? – spytałam zdezorientowana.

– Na cześć Twojego powrotu. I musisz wybrać sobie księcia – po tym zdaniu aż spadłam z łóżka.

– Że co?! – krzyknęłam.

–Tak, to mój ulubiony moment – rozmarzyła się w trakcie, gdy ja oszołomiona siedziałam na podłodze. Wstałam.

– Nie.- zaczęłam chodzić po pokoju cały czas powtarzając to słowo.

Skończyło się na tym, że stałam i równomiernie waliłam głową w ścianę.

– Ale co nie? – spytała mama po chwili ciszy.

– Nie będę wybierała żadnego księcia, czy Cię pogięło? – spytałam.

– Ale Ty musisz.

– Nie – zaczęłam się cofać w stronę okna.

– To obowiązek księżniczki.

Cały czas kręciłam głową przyciskając się do okna. Jak to, mam wybrać sobie księcia?! Ja jestem za młoda na jakiegoś księcia. Szybkim ruchem otworzyłam okno, rozłożyłam skrzydła i poleciałam. Powtórka z rozrywki. Nie przejmowałam się, że była noc. Łzy leciały mi po policzkach. Jak ona mogła zadecydować za mnie o tak ważnej rzeczy? Poleciałam w to samo miejsce, co wcześniej, ale tym razem zleciałam na ziemię i przechadzałam się podziwiając nocną aurę lasu. Księżyc delikatnie oświetlał mi drogę. Było piękniej niż za dnia. Nagle z krzaków coś wyskoczyło na mnie. To były wilki. Stado wilków. Dwa skoczyły na mnie tak szybko, że nie zdążyłam się obronić. Kiedy leżałam mogłam jedynie je trzymać, żeby mnie nie ugryzły. Niespodziewanie zostały trafione czarną kulą. Była taka, jak moja, kiedy oślepiłam tamtą zjawę w parku. Zza drzew wybiegł Zack. Zaczął atakować zwierzęta, a gdy po chwili się ogarnęłam pomogłam mu. Kiedy się wszystkimi zajęliśmy bardzo głęboko oddychaliśmy.

– Co Cię naszło, żeby wychodzić do lasu w nocy? – spytał trochę zdenerwowany dysząc.

– Kolejna kłótnia z mamą – wydyszałam. – A dlaczego Ty tu jesteś?

– Jestem Mrocznym Aniołem – odpowiedział. – Noc to moja pora. Chodź, idziemy.

– Gdzie?

– A co, chcesz wracać do zamku?

Nic już więcej nie mówiłam, tylko za nim poszłam. Zaprowadził mnie do jakieś jaskini. Była bardzo ładnie urządzona. Jak w prawdziwym domu. Usiedliśmy przy ogniu patrząc na siebie.

– O co się pokłóciłyście? – spytał. Wytłumaczyłam mu całą sytuację, a on tylko patrzył w ogień. – Czyli nie chcesz wybierać sobie książulka?

– Nie – odpowiedziałam szczerze, na co zaśmiał się pod nosem.

– Z czego rżysz?! To poważna sprawa.

– Nie musisz tego robić.

– Jak to?

– Twoja matka tylko tego od Ciebie oczekuje. Nie musisz wybierać sobie chłopaka.

Uśmiechnęłam się i go przytuliłam. Chłopak się spiął, jednak po chwili rozluźnił się i mocno mnie przytulił. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, przez co poczułam ciepło na sercu.

– Nie powinnaś wracać? – spytał po chwili milczenia. – Będą Cię szukać.

– Nie – powiedziałam. – Chcę zostać z Tobą.

– Nie możesz tu zostać na zawsze.

– To tylko jedna noc. Proszę.

Chwilę się zastanawiał.

– No dobrze – powiedział wreszcie. Przytuliłam go, po czym zasnęłam.

***

Zack POV.

Annabelle zasnęła, a ja siedziałem z nią śpiącą na kolanach. Odgarnąłem jej włosy z twarzy, a ona delikatnie, prawie niewidocznie, się uśmiechnęła. Wyglądała tak, że aż nie umiałem się nie uśmiechnąć. Sprawiała wrażenie tak niewinnej. Położyłem ją na łóżko, zamknąłem szczelnie wejście do jaskini i poszedłem na spacer. Przechadzałem się między drzewami.

– Cześć, misiu – usłyszałem ten znienawidzony przeze mnie głos.

– Nie jestem twoim misiem – warknąłem i odwróciłem się w jej stronę.

Menilia stała z rękami opartymi na biodrach i z tym "słodkim" uśmiechem na twarzy. Z jej pleców, tak jak z moich wyrastały czarne skrzydła.

– A to niby od kiedy? – spytała zmniejszając odległość między nami.

– Od kiedy mnie zdradziłaś – odpowiedziałem.

– To było dawno.

– Tak, jasne – położyła rękę na moim ramieniu, a ja ją szybko zrzuciłem.

– Co, już mnie nie kochasz? – zapytała przesłodzonym głosem.

– Nie, odczep się ode mnie – powiedziałem stanowczo i zacząłem odchodzić.

– Już masz jakąś księżniczkę? – spytała wrednie. Zacisnąłem ręce w pięści.

– Mówiłem ci już – odwróciłem się w jej stronę, podeszłem do niej, złapałem ją za gardło i uniosłem do góry. – To nie ja!

Puściłem ją, a ona upadła na ziemię łapczywie pragnąc powietrza. Nienawidzę, gdy o tym wspominają. To nie ja tak robię. To nie ja uprowadzam dziewczyny. Wróciłem do jaskini i położyłem się obok Anny, po czym zasnąłem.

Bogini słońca ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz