Rozdział 5

3.1K 168 20
                                    

Ale mój pies...ugryzł go w nogę. Patrick krzyknął z bólu. Taa...niby chłop, jak dąb, ale jak go pies gryzie, to krzyczy, jak mała dziewczynka.

– Kurwa! – krzyczał. – Co za jebany sierściuch! Weź się do mnie z nim nawet nie zbliżaj. A! Krew!

Uśmiechnęłam się i pogłaskałam Kasprysa, po czym odeszłam. Pierwszy raz tak się cieszyłam z czyjegoś cierpienia. Poszłam do sklepu zoologicznego, z racji tego, że kończy się karma dla mojego psa. Kupiłam i wróciłam do domu. Jezu, ile on się może tak drzeć? Słychać co, aż pod moim domem, a to spory kawałek od parku.

Odpięłam smycz Kasprysowi i poszłam do mojego pokoju. To, co tam zastałam przerosło wszelkie moje oczekiwania. Zabiję tych gnojków. Po moim pokoju walał się papier toaletowy, na ścianach były przyklejone taśmą naklejki, a na moim biórku były stosy kartek. Do tego z mojego żyrandola wpisały serpentyny. I jeszcze, wisienka na torcie, na ścianach była bita śmietana.

– John, Oscar, raz tu do mnie! – wydarłam się na cały dom. Kiedy przyszli zaczęli się śmiać. – Bawi was to? Już do sprzątania!

– Bo co? – spytał John.

– A to.

Po tych słowach wzięłam bitą śmietanę z komody i pobiegłam do pokoju moich braci, po czym zaczęłam ją rozpryskiwać po całym pomieszczeniu.

– Zwariowałaś?! – krzyknął Oscar.

– Ja też tak umiem. – odpowiedziałam rzucając puszkę bitej śmietany w kąt i śmiejąc się wróciłam do swojego pokoju.

Wzięłam się za sprzątanie. Kiedy skończyłam weszłam do pokoju John'a i Oscar'a. Nadal męczyli się ze śmietanką. Widząc, jak oni sprzątają zaczęłam się psychicznie śmiać. Dostałam głupawki. Moi bracia spojrzęli na mnie, jak na kretynkę. Po kilku minutach patrzenia na nich poszłam na spacer. Ta, wiem, że przed chwilą byłam, ale chcę jeszcze raz. Wzięłam telefon, założyłam słuchawki na uszy i wyszłam. Chodziłam po parku. Nie było tam już szkolnej elity. W pewnym momencie ktoś zakrył mi usta i pociągnął gdzieś w krzaki. Wyrywałam się, ale gość był silny.

Wpadłam na pomysł. Zamknęłam oczy i przybliżyłam rękę do jego twarzy, po czym, nie wiem jak, sprawiłam, że wystrzeliło z niej bardzo jasne światło. Koleś oślepiony poluźnił uścisk, a gdy to zrobił pstryknęłam palcami w jego twarz. Krzyknął z bólu. Zakrył buzię rękami, a po chwili...zamienił się w proch. Patrzyłam na szczątki, które rozwiewał wiatr wyszczerzonymi oczami. Po kilku minutach wpatrywania się w to samo miejsce otrząsnęłam się. W drodze do domu myślałam o tym wszystkim. Jestem jakaś nienormalna. Jakby zareagowali rodzice, gdyby się dowiedzieli, że strzelam światłem z rąk i mam skrzydła? Gdy weszłam do mojego pokoju miałam wielkie "WTF" na twarzy.

Na łóżku siedziało trzech chłopaków. Jeden miał blond włosy i mocno zielone oczy, drugi czarne włosy i błękitne oczy, a trzeci brązowe włosy i czekoladowe oczy. Zmarszczyłam brwi.

– Em...kim jesteście? – spytałam.

– Co? – spytał czarnowłosy. – Nie poznajesz swoich myszek?

No ja chyba śnię.

– Chłopcy?! – krzyknęłam zszokowana.

Po moich słowach na twarzach chłopaków zawitały przesłodkie uśmiechy. Dobrze, że nikogo nie było w domu, bo pojechali na zakupy.

– Ale jak? – spytałam. –No i który to który?

– Percy – wskazał na siebie brązowowłosy. – Getry – wskazał na czarnego. – I Onet – pokazał na blondaska. – Właściwie to nie trudno się było domyśleć, bo Onet w postaci myszy jest biały, w postaci człowieka ma blond włosy i tak dalej.

– Ta... A teraz odpowiedź na moje pierwsze pytanie...jak do cholery?!

– No, możemy się zmieniać w ludzi, z ludzi w myszy i tak w kółko – wyjaśnił Onet.

– Dobra, to się robi jeszcze bardziej popaprana – usiadłam na łóżku obok chłopaków i złapałam się za głowę. –  Najpierw strzelam światłem z rąk, mam skrzydła, a teraz moi przyjaciele zmieniają się w ludzi.

– Czyli już wiesz o mocach i skrzydłach? – spytał Getry.

– Ta. Ale czekaj...wy też jesteście w to zamieszani? – spytałam.

– No tak, jesteśmy tu z rozkazu królo... – Onetowi nie było dane dokończyć, bo Percy walnął go w łeb.

– Zamknij się! – krzyknął zakrywając blondynki usta ręką.

– Zaraz, zaraz, co? Królowej? – spytałam mając wątpliwości, czy dobrze zrozumiałam.

– Nie, nie było sprawy –  powiedział Onet drapiąc się po karku.

– O nie, nie, mój drogi – powiedziałam wygrażając mu palcem. – Zacząłeś, to musisz skończyć.

– No dobra – powiedział Percy. – Ja ci to wytłumaczę.

~No dzięki, Percy. I tak jesteś moim ulubieńcem.- pomyślałam.

– To jest tak, że, jakby to powiedzieć, jesteś córką królowej Sary, więc jesteś przyszłą władczynią krainy Seranii – wytłumaczył. – Masz moce. Tak. Masz skrzydła, też tak. Racja, powinnaś być teraz w Seranii, ale twoja matka kazała Cię wynieść z królestwa, bo w czasach, kiedy się urodziłaś panowała zacięta wojna. Serania ledwo dawała radę, ale koniec końców wygraliśmy. Teraz musisz wrócić do królestwa.

No to po czarach. Że co do cholery?!

Bogini słońca ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz