Rozdział 2

4.1K 173 20
                                    

Lekcje się skończyły. Dzisiaj wyjątkowo nie uważałam na nich, bo głowę zaprzątał mi chłopak o niebieskich oczach. Pierwszy raz takie widziałam. Szłam przez las do domu. Zatrzymałam się na pewnej polanie. Trawa była miękka. Ściągnęłam plecak i uklęknęłam patrząc w niebo. Przelatywały na nim ptaki. Pomyślałam o tym, jak to jest mieć skrzydła i latać tak beztrosko po niebie.

Nagle poczułam przeszywający ból w plecach, który trwał co najmniej trzy sekundy. Spojrzałam za siebie. Z moich pleców wyrastały piękne, białe skrzydła. Zupełnie takie, jakie miał chłopak w moim śnie, tylko, że ja mam białe, a on miał czarne. Przeraziłam się. Zerwałam się na równe nogi i dotknęłam nowej części ciała. Były niezwykle miękkie. Postaram się je wypróbować, chociaż bałam się strasznie. Pomyślałam o tym, że chcę latać i po chwili unosiłam się nad ziemią. Zrobiłam parę obrotów wokół własnej osi. Latanie było cudowne.

Na ziemi było dużo zeschłych liści. Wpadłam na super pomysł, ale nie wiedziałam czy się uda. Zaczęłam okrążać dużą ich garstkę. Po chwili obok mnie kręciło się liściaste tornado. Byłam tym zachwycona. Wzbiłam się w powietrze co chwila się obracając wokół własnej osi cały czas się śmiejąc. Latanie było dla mnie normalne, jak oddychanie. Nagle się zatrzymałam. Jaka ja jestem głupia! A co jeśli mnie ktoś zobaczy?! W tej chwili moje skrzydła zniknęły, a ja zaczęłam spadać. Gdy byłam już bardzo blisko ziemi skrzydełka wysunęły mi się z pleców chroniąc przed upadkiem. Wylądowałam bezpieczenie na ziemi. Poszłam po swój plecak i ruszyłam do domu.

Cały czas myślałam o moich skrzydłach. Latanie jest cudowne. Weszłam do domu i skierowałam się do mojego pokoju. Był piątek, więc nie musiałam odrabiać lekcji. Za to zajęłam się rysowaniem. Zaczęłam coś rysować. Najpierw była to dziewczyna. Potem dołorzyłam moje skrzydła, a jeszcze potem zaczodzące słońce. Po ukończeniu spojrzałam na swoje dzieło. Wyszło idealnie. Powiesiłam je na mojej tablicy z rysunkami. Nagle dostałam sms.

Od Nieznany: Hej, wyskoczymy gdzieś? Lepiej się poznamy.

Do Nieznany: Em...przepraszam, chyba pomyliłeś numery.

Od Nieznany: Acha, to przepraszam. A tak przy okazji to jestem Zack.

Do Nieznany: A ja Annabell.

Od Zack: Czekaj, ty jesteś ta Annabell, co dzisiaj na mnie wpadła?

Do Zack: Chyba tak :)

Od Zack: Super! A co do mojej pierwszej wiadomości...

Do Zack: Oj no nie wiem, nie wiem

Od Zack: Ranisz :(

Do Zack: Żartowałam, zgadzam się :)

Od Zack: Yaay! To kiedy i gdzie?

Do Zack: Może do Starbucks'a o...17:00?

Od Zack: Mi pasuje, to do zobaczenia, Annabell!

Do Zack: Do zobaczenia!

Czekałam godzinę, bo była 16:00. Około godziny 16:45 zaczęłam się ubierać, to znaczy przebierać, bo ubrać, to już byłam ubrana. Wybrałam czarną bluzkę na ramiączkach z napisem "I love ice cream" i czarne dżinsy z dziurami. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wzięłam telefon i wyszłam z domu. Oczywiście, nie obyło się bez pytań mamy typu "Gdzie idziesz?", "Z kim się spotkasz?", ale łatwo z tego wybrnęłam. Gdy byłam już na miejscu, zobaczyłam Zack'a. Przywitałam się z nim i weszliśmy do Starbucks'a.

Bogini słońca ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz