Rozdział 7

2.7K 158 10
                                    

Dzisiejszy dzień był taki, że było jak na wojnie. Miałam sprawdzian, dwie kartkówki i do tego jeszcze zostałam wybrana do odpowiedzi, a klasa zachowywała się, jak zwierzęta. Ale w końcu nastał koniec. Ja nie mogę, mówię to tak, jakby naprawdę nastawał koniec świata. Wyszłam przed szkołę i czekałam na Zack'a. Przez ten czas słuchałam muzyki na słuchawkach i robiłam coś na telefonie. W pewnym momencie ktoś zakrył mi oczy rękami.

– Zgadnij, kto to – usłyszałam rozbawiony głos chłopaka.

– Napewno ktoś denerwujący – powiedziałam ściągając jego ręce z moich oczu. – Idziemy.

Razem z Zack'iem ruszyliśmy w stronę mojego domu. Uprzedziłam chłopaków, że już wracam.

– Wróciłam! – krzyknęłam na cały dom, gdy już weszliśmy.

– Cześć, Annabelle – usłyszałam moją mamę. Kiedy zobaczyła Zack'a popatrzyła się na nas z uśmiechem. O nie. – Dzień dobry.

– Dzień dobry – powiedział czarnowłosy. – Jestem Zack i razem z Anabelle będziemy się uczyć.

– Dobrze, dzieciaki. Idźcie na górę.

Tak też zrobiliśmy. Modliłam się, żeby chłopaków nie było. Gdy weszliśmy do pokoju odetchnęłam z ulgą. Rzuciłam plecak na łóżko i usiadłam przy biórku, co też uczynił Zack. Chłopak wyciągnął zeszyty i długopis, a ja jakieś kartki na zadania. Pokazał mi, czego nie rozumie.

– No Ty chyba sobie żartujesz – powiedziałam przeglądając tematy. – Mieliśmy to w gimnazjum.

– Ale tego nie rozumiałem – odpowiedział.

Pokręciłam głową, ale w ostateczności zaczęłam mu to tłumaczyć. Zack przez cały ten czas gapił się na mnie.

– Możesz się w końcu gapić na kartkę, a nie na mnie? – spytałam lekko zdenerwowana nie odrywając wzroku od pisanych przeze mnie równań. – Nie po to tracę swój cenny czas, żebyś ty niczego się nie nauczył.

Zack zaśmiał się i podniósł palcami mój podbródek, abym na niego spojrzała. Położył mi rękę na policzku i zaczął się przybliżać.

– Jaki kretyn – powiedziałam odwracając głowę.

– No weź – powiedział z uśmiechem. – Nie mów, że Cię nie kręcę.

– Możliwe – odpowiedziałam obojętnie nie patrząc na niego. – Ale ty pewnie załorzyłeś się z kumplami o to, że mnie wyrwiesz, więc – tutaj popatrzyłam na niego i oparłam głowę na ręce. – Nie na szans.

– A może jednak?

Patrzyłam na niego z obojętnością. Kiedy znów chciał się przybliżyć przystawiłam mu palec do ust i wstałam. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam, a gdy to zrobiłam do pokoju wpadła cała moja rodzinka. Założyłam ręce na piersi patrząc na nich. Gdyby wzrok mógł zabijać wszyscy leżeliby już martwi.

– No, bo my tylko szukaliśmy  soczewki Amandy – powiedział Estan jąkając się.

– Won mi stąd – powiedziałam spokojnie, ale z nutką złości w głosie. Wszyscy, jak na zawołanie, wstali i zaczęli odchodzić.

– Serio, Estan? – usłyszałam zirytowany głos Eristy. – Soczewki?

Pokręciłam głową i zamknęłam drzwi. Wróciłam na moje poprzednie miejsce i popatrzyłam się na Zack'a, który właśnie wpatrywał się w moją tablicę z rysunkami.

– Pięknie rysujesz – powiedział z uśmiechem.

– Dzięki – uśmiechnęłam się lekko, lecz ten uśmiech prędko znikł.

– A wracając do wcześniejszej rozmowy.

– Ja już powiedziałam swoje – odpowiedziałam.

– Ale to nieprawda.

– Tak, jasne – machnęłam niedbale ręką. Momentalnie wszystkie wspomnienia wróciły. – Ile ja razy to słyszałam.

– To byli gnoje.

– Czyli tacy, jak ty? Jest już późno.

To była prawda. Dochodziła 19:00.

– No to ja się już będę zbierać. Do zobaczenia w szkole.

Wziął swoje rzeczy, pocałował mnie w policzek i wyszedł. Wstrzymywałam łzy, ale teraz, kiedy on wyszedł mogę wreszcie płakać. Schowałam twarz w dłoniach i się popłakałam. Ile to już razy ktoś robi mi takie świństwo? Kiedy mieliśmy pewność, że wyszedł chłopcy wbili do pokoju przez okno i mnie przytulili.

Bogini słońca ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz