PROLOG

69.3K 1.4K 639
                                    

Lenistwo było definitywnie moim największym defektem.

Piętnasty grudnia był dniem, w którym wszystkie moje plany miały się zmienić, a na górę listy do zrobienia na ten dzień było zaplanowanie jedynie wyboru seksownej kiecki i typowo wysokich szpilek. Oczywiście nie miałam z tym problemu, do godziny siedemnastej. A konkretnie do emisji mojego ulubionego serialu, który rozpoczynał się właśnie o tamtejszej godzinie, więc zakopałam się w kocu, z ulubionymi chrupkami i włączyłam telewizor z czerwonymi policzkami z ekscytacji.

Od dawna potrzebowałam tylko chwili dla siebie, aby odpocząć od całego gwaru w kawiarni, w której pracowałam pięć dni w tygodniu, niemal po dziesięć godzin dziennie. Moje uszy pękały w szwach na koniec dnia od różnorakich rozmów przypadkowych bywalców kawiarenki, a stopy paliły istnym ogniem, gdy moja sylwetka wirowała między stolikami, starając się nie zrzucić na podłogę kawy klienta. Było to wyzwaniem i choć czułam się niekiedy jak tancerka, która unikała przeszkody w postaci okrągłego stoliczka, kręcąc biodrami w tą i wewtą, to lubiłam tę pracę.

Miesięczna płaca nie była wystarczająca, abym żyła jak pączek w maśle, ale starczała na comiesięczny czynsz i potrzeby zwykłej, dwudziestodwuletniej kobiety. Nie oczekiwałam wiele, bo wprawdzie mój dzień rozpoczynał się kawą i kanapką w kawiarni, przechodził po kolejnych zamówieniach klientów i lunch, a kończył zwykłym croissantem o godzinie szóstej wieczorem. Pierwszą i najważniejszą zaletą pracy, jako kelnerka były kosmiczne promocje na ciasta i kawy, z których radośnie korzystałam, oszczędzając kilkadziesiąt dolarów tygodniowo.

Nie mogłam narzekać.

Byłam w połowie odcinka, gdzie to bracia odkrywali kolejne dziwne i mroczne tajemnice kolejnego, paranormalnego zdarzenia, gdy rozbrzmiał dzwonek w drzwiach.

Jęknęłam we frustracji, po czym odłożyłam do połowy pełne opakowanie chipsów i odkopałam się z koca, podchodząc wolno do drzwi. Dzwonek nie przestawał dzwonić do czasu, gdy otworzyłam ciemną powłokę i nie spotkałam się z szarym spojrzeniem mojej przyjaciółki. Z jadowitym, szarym spojrzeniem, dodam.

- Po co ci telefon, skoro z niego nie korzystasz? - Zapytała nad wyraz spokojnie, choć po wyglądzie jej twarzy wiedziałam, że jej wybuch zależy tylko od mojej odpowiedzi.

- Mam go w torebce, gdzie tymczasem ona jest w sypialni. No już, nie złość się i wchodź. - Wyjaśniłam, zapraszając przyjaciółkę gestem ręki do wewnątrz mojej czterdziestometrowej kawalerki.

- Nie złość się? Twój telefon powinien się zmienić w pieprzony wibrator. - Wyrzuciła ręce w powietrze, skopując ze stóp czarne, matowe szpilki na platformie. - Następnym razem przykleję ci telefon do tyłka, żebyś o nim nie zapomniała.

Zignorowałam przyjaciółkę, która po ściągnięciu z siebie grubego, sztucznego furta z norek i szpilek, powędrowała do małego saloniku, dzielonego z wyspą kuchenną i rozsiadła się na kanapie, głośno wzdychając. Poczułam ziąb na ciele, gdy obok mnie przeszła. Mogłam dorzucić grudzień do listy rzeczy, których nie lubiłam, było zbyt zimno i ponuro.

- Chcesz herbaty? - Zapytałam z grzeczności, choć dobrze wiedziałam, że Max obsłuży się sama, co zrobiła, zajadając się moimi serowymi chrupkami, wpychając je sobie do buzi tak, jakby nie jadła niczego od tygodnia, co by się zgadzało. Była nie szczupła, a chuda. Ciuchy w najmniejszym rozmiarze wisiały na jej ciele, jak na wieszaku i choć zajadała się, jej przemiana materii nie dawała za wygraną i nie zdołała przytyć choćby kilograma od kilkunastu lat.

Max spojrzała na mnie, odłożyła miskę i wstała z kanapy. Jej długie nogi, wydawały się jeszcze szczuplejsze, gdy tak stała przede mną w kusej sukience, która leżała na niej, jak druga skóra. Zawsze zazdrościłam jej wcięcia w talii, która była mocno porównywalne do osy i mogłam nawet rzec, że nawet ona miałaby ostrą rywalkę w tej kwestii. Moja sylwetka przypominała gruszkę, co nie było moim priorytetem, gdy wyciskałam siódme poty cztery razy w tygodniu na siłowni, która miesięcznie wyciskała ze mnie więcej, niżeli ja na ćwiczeniach. Z krągłego jabłka stałam się gruszką, z wąskimi ramionami, średnimi biodrami i talią, nad którą powinnam popracować dłużej. Najważniejsze było to, że przestałam być prostą deską, a miałam takowe kształty.

ROCKSTAR | +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz