DWUDZIESTY TRZECI

20.7K 1K 126
                                    


Przez moje uszy przebił się głośny huk strzału z broni, na której dzierżył swe palce Fear. Patrzyłam pustym wzrokiem na Leona, który z każdą sekundą stawał się posłuszny śmierci, aż definitywnie spotkał się z ziemią i zamknął oczy, pozwalając aby jego poraniona i brudna dusza wniknęła w podłogę. Powietrze w moich płucach zatonęło, zostawiając w duszy pustkę, nie pozwalając mi oddychać. Moje oczy piekły, kiedy nie mrugnęłam choćby raz, wciąż wpatrując się w jego bezwładne ciało.

On naprawdę zginął.

- Kurwa - Jak za mgłą usłyszałam głos Fear, znaczy Austina. Wciąż nie potrafiłam się przyzwyczaić. Spojrzałam w bok i kiedy jego sylwetka wyostrzyła się, zdołałam zarejestrować jego ruchy, kiedy podchodził do mnie, a wszystko to działo się w zwolnionym tempie. - Oddychaj, skarbie.

Padł na kolana w miękkiej pościeli i swoją sylwetką zasłonił martwe ciało swojego brata, łapiąc w dłonie moją twarz. Nie zastanawiałam się nad tym, gdzie podział się jego pistolet - rzecz, którą zabił swojego, własnego brata. Usilnie mrugnęłam kilka razy, a pieczenie w krtani i płucach stało się wyraźniejsze i bardziej dokuczliwe.

Nie potrafiłam wziąć kolejnej dawki tlenu, kiedy jeszcze kilka minut temu zajadał się nim Leon. A teraz? Leżał nieruchomo, mając płuca puste, serce zatrzymane, a oddech ucięty.

- ODDYCHAJ! - Wrzasnął, potrząsając moją głową tak, że zwróciłam swoje spojrzenie na jego twarz. Był przerażony, widziałam to, ale nie dostrzegłam choćby krzty wyrzutów sumienia. Martwił się, lecz nie o swojego brata, a o mnie. - LYDIA!

- Za... Zab... - Próbowałam coś z siebie wykrztusić, pieszcząc moją krtań i płuca maleńką dawką tlenu, potrzebną do wypowiedzenia dwóch słów. Dwóch, pieprzonych słów. - Zabiłeś... Zabiłeś go.

- Cii, skarbie, oddychaj. - Ujął mnie w ramiona i zanim się obejrzałam, schodziliśmy ze schodów w jego domu. Ani razu nie uchwyciłam ciała Leona leżącego na podłodze, tuż obok drzwi. Fear i jego silne ramiona skutecznie zasłaniały mi widok na cokolwiek.

Znaleźliśmy się w salonie i kiedy posadził mnie na skórzanej sofie, dopiero zaczerpnęłam potężnej dawki powietrza. A razem z nią przyszedł płacz i krzyk. Nie wiedziałam przez jaki czas krzyczałam, biłam dłońmi o sofę i wylewałam ze swoich oczu hektolitry łez. Fear klęczał naprzeciwko mnie i w ciszy, przyglądał mi się. Ja nie płakałam, to był ryk. Ryczałam, jak najbardziej zraniona i zniszczona istota na ziemi! Na pieprzonym wszechświecie!

Próbowałam zaznajomić się z teraźniejszą sytuacją i domyśleć się, kiedy tak naprawdę wdepnęłam w to gówno?! Wtedy, kiedy zauważyłam podejrzanego mężczyznę na parkingu przed moim budynkiem mieszkalnym? Czy wtedy, kiedy zapragnęłam wyjść z Simonem do samochodu, aby pieprzyć się do nieprzytomności?

A może mój los został przesądzony już wtedy, kiedy poznałam Leona? Wtedy, gdy niezrównoważona emocjonalnie siedemnastolatka zakochała się bez pamięci w starszym kolesiu i pozwoliła mu na to, aby obsesyjnie zabiegał o jej względy i miłość?!

- Dlaczego mi to zrobiłeś!? - Wrzasnęłam, uderzając pięściami w jego ramiona. Zaparł się dłońmi o podłogę i ze wzrokiem wbitym w moje oczy, przyjmował w ciszy każdy mój cios. - Dlaczego zniszczyłeś mi życie!?

To ja byłam winna wszystkiego. Zaczynając od poznania Leona, aż do zakochania się w jego bracie, tak mocno, że każdy cios wydany mu w tors i ramiona, bolał bardziej, niż nóż wbity w serce. Bolało mnie wszystko. Serce, dusza, ciało. Wszystko to, należało do Austina, a ja nie potrafiłam znienawidzić go równie mocno, jak jego brata, kiedy brał mnie kilkanaście minut temu w jego sypialni.

- Nienawidzę cię - Wysyczałam przez zęby, smakując własne łzy.

-Nienawidzisz mnie? - Przemówił, łapiąc moje nadgarstki między swoje długie palce. Zachłysnęłam się szlochem i przełknęłam ślinę, patrząc się w każdy detal jego twarzy, prócz oczu. - Uderz mnie, postrzel, a nawet, kurwa, rozetnij - Wrzasnął, a jego głos załamał się przy ostatnim słowie. Nie potrafiłam spojrzeć w jego oczy. - Ale nigdy mi nie mów, że mnie nienawidzisz...

- Zabiłeś własnego brata

Mój głos nie należał do mnie. Już dawno nie słyszałam z moich ust takiej barwy. Podniosłam usilnie wzrok na jego oczy. Niebieskie, błyszczące od łez oczy, które emanowały czystym bólem. Zaniosłam się większym płaczem, wyszarpując z jego uścisku dłonie, które po chwili położyłam na jego policzkach. Zacisnęłam zęby i odsunęłam się, aby po chwili wymierzyć mu cios z otwartej dłoni. Jego twarz przekrzywiła się w prawo, ale szybko powrócił spojrzeniem do moich oczu. Wymierzyłam mu kolejny policzek, umieszczając w nim tyle własnego bólu i zdrady, że uderzenie odbiło na jego policzku czerwony ślad. Jego oczy spowiła mgła i zrobiły się o dwa tony ciemniejsze. Zupełnie takie, kiedy posiadał mnie w najbardziej intymny sposób.

- Jesteś pierwszą i ostatnią kobietą, która spróbowała podnieść na mnie rękę. - Wychrypiał, a potem po jego zasinionym policzku wyciekła jedna, błyszcząca łza, której wędrówkę okalałam spojrzeniem, aż zniknęła w zaroście na jego szczęce.

- Zastrzelisz mnie, jak swojego brata, a może skrzywdzisz podobnie, jak ją? - Mój głos drżał, kiedy ważyłam własne słowa. Oblizał wargi i spuścił głowę.

- Nigdy, przenigdy nie zrobiłby ci tego, co Leonowi i Roxanne. - Wysapał, kręcąc głową na boki. - Ja tylko próbuję cię chronić. - Zapłakał, a moje serce zabiło mocniej. - Nikt nie jest w stanie mi ciebie odebrać.

- Nie chcę cię znać, Austin. Wyrządziłeś mi krzywdę najgorszą, jaka istnieje na tej pieprzonej planecie, nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. - Wysyczałam, wstając na równe nogi. Owinęłam się szczelniej prześcieradłem, które zatrzymałam przy sobie, kiedy niósł mnie na dół.

- Proszę, Lydia - W zawrotnym tempie znalazł się przede mną. Złapał mnie za ramiona, łapiąc moje spojrzenie. - Nie odchodź. Proszę cię. Nie potrafię żyć bez ciebie, skarbie, proszę.

Oparł czoło o moje, zanosząc się w płaczu. Jego gorzkie, piekące łzy, parzyły moją skórę na twarzy. Walczyłam ze szlochem i kującym sercem, które pragnęło tylko jego, ale nie potrafiłam podjąć słusznej decyzji. Wiedziałam, jak bardzo zakochana byłam, ale wiedziałam też to, że nie potrafiłabym być z człowiekiem, który zabił własnego brata. Na moich oczach. Człowieka, którego kiedyś kochałam.

- Potrafiłeś zabić drugiego człowieka, Austin. Potrafiłbyś żyć beze mnie. - Odepchnęłam go od siebie. - Zostaw mnie w spokoju.

Nie próbował mnie zatrzymywać, kiedy z bijącym sercem, przeszłam do drugiego końca korytarza, odnajdując kolejną sypialnię. Zanosząc się płaczem, odnalazłam męskie ciuchy i usilnie powstrzymując się od wtulenia się w jego klatkę piersiową, pokonałam tą chęć i wsunęłam się w jego spodnie i koszulkę. Nie obyło się bez odnalezienia sporej ilości narkotyków, broni i pieniędzy. Z pieniędzy skorzystałam i nie odwracając się za siebie, wyszłam z domu, błagając w myślach, aby ktokolwiek o tak późnej porze zatrzyma się i pomoże dotrzeć mi do domu.

- Nikt nie jest w stanie mi ciebie odebrać. - Wyszeptałam, powtarzając jego słowa, jak mantrę. Policzki usłane miałam w łzach, które co chwila usilnie próbowałam ścierać.

Chcecie coś z fantasy czy raczej coś w stylu "good girls"?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Chcecie coś z fantasy czy raczej coś w stylu "good girls"?

ROCKSTAR | +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz