Przez moje uszy przebił się głośny huk strzału z broni, na której dzierżył swe palce Fear. Patrzyłam pustym wzrokiem na Leona, który z każdą sekundą stawał się posłuszny śmierci, aż definitywnie spotkał się z ziemią i zamknął oczy, pozwalając aby jego poraniona i brudna dusza wniknęła w podłogę. Powietrze w moich płucach zatonęło, zostawiając w duszy pustkę, nie pozwalając mi oddychać. Moje oczy piekły, kiedy nie mrugnęłam choćby raz, wciąż wpatrując się w jego bezwładne ciało.
On naprawdę zginął.
- Kurwa - Jak za mgłą usłyszałam głos Fear, znaczy Austina. Wciąż nie potrafiłam się przyzwyczaić. Spojrzałam w bok i kiedy jego sylwetka wyostrzyła się, zdołałam zarejestrować jego ruchy, kiedy podchodził do mnie, a wszystko to działo się w zwolnionym tempie. - Oddychaj, skarbie.
Padł na kolana w miękkiej pościeli i swoją sylwetką zasłonił martwe ciało swojego brata, łapiąc w dłonie moją twarz. Nie zastanawiałam się nad tym, gdzie podział się jego pistolet - rzecz, którą zabił swojego, własnego brata. Usilnie mrugnęłam kilka razy, a pieczenie w krtani i płucach stało się wyraźniejsze i bardziej dokuczliwe.
Nie potrafiłam wziąć kolejnej dawki tlenu, kiedy jeszcze kilka minut temu zajadał się nim Leon. A teraz? Leżał nieruchomo, mając płuca puste, serce zatrzymane, a oddech ucięty.
- ODDYCHAJ! - Wrzasnął, potrząsając moją głową tak, że zwróciłam swoje spojrzenie na jego twarz. Był przerażony, widziałam to, ale nie dostrzegłam choćby krzty wyrzutów sumienia. Martwił się, lecz nie o swojego brata, a o mnie. - LYDIA!
- Za... Zab... - Próbowałam coś z siebie wykrztusić, pieszcząc moją krtań i płuca maleńką dawką tlenu, potrzebną do wypowiedzenia dwóch słów. Dwóch, pieprzonych słów. - Zabiłeś... Zabiłeś go.
- Cii, skarbie, oddychaj. - Ujął mnie w ramiona i zanim się obejrzałam, schodziliśmy ze schodów w jego domu. Ani razu nie uchwyciłam ciała Leona leżącego na podłodze, tuż obok drzwi. Fear i jego silne ramiona skutecznie zasłaniały mi widok na cokolwiek.
Znaleźliśmy się w salonie i kiedy posadził mnie na skórzanej sofie, dopiero zaczerpnęłam potężnej dawki powietrza. A razem z nią przyszedł płacz i krzyk. Nie wiedziałam przez jaki czas krzyczałam, biłam dłońmi o sofę i wylewałam ze swoich oczu hektolitry łez. Fear klęczał naprzeciwko mnie i w ciszy, przyglądał mi się. Ja nie płakałam, to był ryk. Ryczałam, jak najbardziej zraniona i zniszczona istota na ziemi! Na pieprzonym wszechświecie!
Próbowałam zaznajomić się z teraźniejszą sytuacją i domyśleć się, kiedy tak naprawdę wdepnęłam w to gówno?! Wtedy, kiedy zauważyłam podejrzanego mężczyznę na parkingu przed moim budynkiem mieszkalnym? Czy wtedy, kiedy zapragnęłam wyjść z Simonem do samochodu, aby pieprzyć się do nieprzytomności?
A może mój los został przesądzony już wtedy, kiedy poznałam Leona? Wtedy, gdy niezrównoważona emocjonalnie siedemnastolatka zakochała się bez pamięci w starszym kolesiu i pozwoliła mu na to, aby obsesyjnie zabiegał o jej względy i miłość?!
- Dlaczego mi to zrobiłeś!? - Wrzasnęłam, uderzając pięściami w jego ramiona. Zaparł się dłońmi o podłogę i ze wzrokiem wbitym w moje oczy, przyjmował w ciszy każdy mój cios. - Dlaczego zniszczyłeś mi życie!?
To ja byłam winna wszystkiego. Zaczynając od poznania Leona, aż do zakochania się w jego bracie, tak mocno, że każdy cios wydany mu w tors i ramiona, bolał bardziej, niż nóż wbity w serce. Bolało mnie wszystko. Serce, dusza, ciało. Wszystko to, należało do Austina, a ja nie potrafiłam znienawidzić go równie mocno, jak jego brata, kiedy brał mnie kilkanaście minut temu w jego sypialni.
- Nienawidzę cię - Wysyczałam przez zęby, smakując własne łzy.
-Nienawidzisz mnie? - Przemówił, łapiąc moje nadgarstki między swoje długie palce. Zachłysnęłam się szlochem i przełknęłam ślinę, patrząc się w każdy detal jego twarzy, prócz oczu. - Uderz mnie, postrzel, a nawet, kurwa, rozetnij - Wrzasnął, a jego głos załamał się przy ostatnim słowie. Nie potrafiłam spojrzeć w jego oczy. - Ale nigdy mi nie mów, że mnie nienawidzisz...
- Zabiłeś własnego brata
Mój głos nie należał do mnie. Już dawno nie słyszałam z moich ust takiej barwy. Podniosłam usilnie wzrok na jego oczy. Niebieskie, błyszczące od łez oczy, które emanowały czystym bólem. Zaniosłam się większym płaczem, wyszarpując z jego uścisku dłonie, które po chwili położyłam na jego policzkach. Zacisnęłam zęby i odsunęłam się, aby po chwili wymierzyć mu cios z otwartej dłoni. Jego twarz przekrzywiła się w prawo, ale szybko powrócił spojrzeniem do moich oczu. Wymierzyłam mu kolejny policzek, umieszczając w nim tyle własnego bólu i zdrady, że uderzenie odbiło na jego policzku czerwony ślad. Jego oczy spowiła mgła i zrobiły się o dwa tony ciemniejsze. Zupełnie takie, kiedy posiadał mnie w najbardziej intymny sposób.
- Jesteś pierwszą i ostatnią kobietą, która spróbowała podnieść na mnie rękę. - Wychrypiał, a potem po jego zasinionym policzku wyciekła jedna, błyszcząca łza, której wędrówkę okalałam spojrzeniem, aż zniknęła w zaroście na jego szczęce.
- Zastrzelisz mnie, jak swojego brata, a może skrzywdzisz podobnie, jak ją? - Mój głos drżał, kiedy ważyłam własne słowa. Oblizał wargi i spuścił głowę.
- Nigdy, przenigdy nie zrobiłby ci tego, co Leonowi i Roxanne. - Wysapał, kręcąc głową na boki. - Ja tylko próbuję cię chronić. - Zapłakał, a moje serce zabiło mocniej. - Nikt nie jest w stanie mi ciebie odebrać.
- Nie chcę cię znać, Austin. Wyrządziłeś mi krzywdę najgorszą, jaka istnieje na tej pieprzonej planecie, nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. - Wysyczałam, wstając na równe nogi. Owinęłam się szczelniej prześcieradłem, które zatrzymałam przy sobie, kiedy niósł mnie na dół.
- Proszę, Lydia - W zawrotnym tempie znalazł się przede mną. Złapał mnie za ramiona, łapiąc moje spojrzenie. - Nie odchodź. Proszę cię. Nie potrafię żyć bez ciebie, skarbie, proszę.
Oparł czoło o moje, zanosząc się w płaczu. Jego gorzkie, piekące łzy, parzyły moją skórę na twarzy. Walczyłam ze szlochem i kującym sercem, które pragnęło tylko jego, ale nie potrafiłam podjąć słusznej decyzji. Wiedziałam, jak bardzo zakochana byłam, ale wiedziałam też to, że nie potrafiłabym być z człowiekiem, który zabił własnego brata. Na moich oczach. Człowieka, którego kiedyś kochałam.
- Potrafiłeś zabić drugiego człowieka, Austin. Potrafiłbyś żyć beze mnie. - Odepchnęłam go od siebie. - Zostaw mnie w spokoju.
Nie próbował mnie zatrzymywać, kiedy z bijącym sercem, przeszłam do drugiego końca korytarza, odnajdując kolejną sypialnię. Zanosząc się płaczem, odnalazłam męskie ciuchy i usilnie powstrzymując się od wtulenia się w jego klatkę piersiową, pokonałam tą chęć i wsunęłam się w jego spodnie i koszulkę. Nie obyło się bez odnalezienia sporej ilości narkotyków, broni i pieniędzy. Z pieniędzy skorzystałam i nie odwracając się za siebie, wyszłam z domu, błagając w myślach, aby ktokolwiek o tak późnej porze zatrzyma się i pomoże dotrzeć mi do domu.
- Nikt nie jest w stanie mi ciebie odebrać. - Wyszeptałam, powtarzając jego słowa, jak mantrę. Policzki usłane miałam w łzach, które co chwila usilnie próbowałam ścierać.
Chcecie coś z fantasy czy raczej coś w stylu "good girls"?
CZYTASZ
ROCKSTAR | +18 ✔
RomantikDRUGA CZĘŚĆ KSIĄŻKI JUŻ DOSTĘPNA NA MOIM PROFILU!!! "Dzieci bały się go, bo inni się go bali. Był przerażający, bo taką miał reputację." Czułam jego spojrzenie, kiedy przechodziłam na drugą stronę ulicy. Jego wzrok towarzyszył mi nawet wtedy, kiedy...