Znienawidziłam zakupy.
Mogłam być zbyt marudna, lecz chodzenie od sklepu, do sklepu z moją matką i żoną mojego brata, było zbyt dużym dla mnie wysiłkiem. Moja mama - kobieta po pięćdziesiątce - była gorszą zakupoholiczką ode mnie, co rusz narzucając na swoje przedramię, kolorowe sukienki i bluzki. Byłam pewna, że wartość tego wszystkiego, co miała w zamiarze przymierzyć, a potem zakupić, przerastało nawet moją miesięczną wypłatę ze wszystkimi napiwkami razem wzięte. Moja bratowa patrzyła na swoją teściową z uprzedzeniem, machając do mnie ręką, jednocześnie zbywając moje pytania.
- Och, kochanie, spójrz ta sukienka idealnie by na tobie leżała. - Kobieta przyłożyła żółty materiał do mojej sylwetki, mlaskając ostentacyjnie. - Nie, jednak nie. Zbyt żółta. - I odłożyła sukienkę na swoje miejsce, tak samo, jak setkę innych.
- Mamo - Zabuczałam, wnosząc dłonie do góry, na których były po dwie torebki ciuchów, z innych sklepów. - Nie uważasz, że już dosyć zakupów? Rosalie pewnie ma już dość, tak samo, jak ja.
- W sumie to... - Ucięła, kiedy niemal cisnęłam w jej stronę piorunami. Odchyliła się, poprawiła ciemne włosy i spojrzała się na swoją teściową. - Lydia ma rację, powinnyśmy gdzieś usiąść i wypić dobrą kawę.
Moja mama westchnęła przegranie, odwieszając wieszaki z wybranymi sukienkami na randomowy stojak, po czym poprawiła swoją ulubioną - z setek innych - garsonkę i uśmiechnęła się szeroko. - Dobrze, moje drogie, więc chodźmy.
Uwielbiałam moją rodzicielkę. Rzadko widziałam ją smutną, czy smętną. Niemal zawsze chodziła dumnie z uśmiechniętą twarzą, tryskając dobrym humorem, jednocześnie zarażając nim innych w pobliżu. Była kobietą sukcesu, emerytowaną dekoratorką wnętrz i okazjonalnie rodzinnym psychologiem. Odkąd pamiętałam zawsze odnajdywała sposób, aby mnie pocieszyć w trudnych chwilach, przychodząc do mojego pokoju z gorącym kakao i piankami. Po rozmowie z nią zawsze czułam się podniesiona na duchu i wszelkie smutki odchodziły w niepamięć. Była moim bohaterem.
Pomimo wieku, wciąż roześmiana i aktywna pani domu, czuwała nad rodziną i pomagała każdemu z osobna. Trudno było mi ją zostawić, aby zacząć moje dorosłe życie w Nowym Jorku, z dala od niej i rodzinnego domu, lecz rozumiała moją decyzję i sytuację, w której się wtedy znajdywałam. Chciała mi pomóc i pomogła, mając u mnie dług na całe życie.
Kiedy na nią patrzyłam, widziałam w zmęczonych oczach nadal te same ogniki, które widziałam w niej każdego dnia. Wciąż była wesoła, chociaż wiedziałam, jak bardzo brakuję jej towarzystwa swoich dzieci. Miała tylko mnie i Thomasa. Każde z nas mieszkało w różnych zakątkach Stanów, a nasza praca uniemożliwiała nam częstszy kontakt z rodzicami, więc staraliśmy się przyjeżdżać najczęściej, jak się dało.- Lydia, kochanie, zamilkłaś. - Moja mama położyła dłoń na moim ramieniu w opiekuńczym geście, nieco mnie rozbudzając z rozmyślań. Uśmiechnęłam się do niej lekko i nakryłam jej dłoń swoją. - Co cię trapi?
Naprawdę chcesz wiedzieć? Pomyślałam w myślach. Oczywiście nie zapomniałam o głównym powodzie mojego smętnego humoru. A był nim Fear i jego przedwczorajszy, dość dziwny telefon. Dlaczego do mnie zadzwonił? Nie wiedziałam, choć po jego rozłączeniu rozmyślałam nad tym sporą część nocy. Aczkolwiek nie doszłam do żadnego wniosku, możliwe, że sobie o mnie przypomniał i doprowadził do... przyjemności z nudów?
- Tęsknie za wami. - Wyszeptałam jedynie, zupełnie omijając temat. Nie chciałam wspominać o Fear mojej matce, kiedy to ona zazwyczaj nie pochwalała żadnych, podejrzanych facetów, którzy się koło mnie kręcili. W kwestii mężczyzn od wieków była nieufna.
Kobieta uśmiechnęła się kącikiem ust i westchnęła głęboko. - Mówiłam ci skarbie, że z łatwością mogłabyś zamieszkać we Fresno i znaleźć sobie tutaj porządniejszą pracę.
CZYTASZ
ROCKSTAR | +18 ✔
Roman d'amourDRUGA CZĘŚĆ KSIĄŻKI JUŻ DOSTĘPNA NA MOIM PROFILU!!! "Dzieci bały się go, bo inni się go bali. Był przerażający, bo taką miał reputację." Czułam jego spojrzenie, kiedy przechodziłam na drugą stronę ulicy. Jego wzrok towarzyszył mi nawet wtedy, kiedy...