↔ten ciggatetes

62 12 1
                                    

Śmiała się sama z siebie, kiedy zdała sobie sprawę, że spędziła trzy godziny na gadaniu do psa - który nie rozumiał ani słowa - o swoich problemach.

Zegar na zbitym wyświetlaczu telefonu pokazywał godzinę czwartą jedenaście nad ranem, a Saeko dalej nie rozumiejąc sensu całej tej dyskusji z Czworonożnym, mówiła swoje.

Czuła, że wygaduje pseudo nauki życiowe, które sama nazywała bzdurami, ale nie potrafiła przestać. Jak już się rozgada, to musi skończyć lub poczuć konieczność zamknięcia paszczy.

Noc powoli ustępowała szarości poranka, a Minami postanowiła wziąć Leona na długi spacer.

Tak po prostu.

Z nudów.

Wstając, obudziła niechcąco śpiącego terriera i podszedłszy do rzuconych na fotelu ubrań, zaczęła się ubierać. Nałożyła na głowę czapkę z daszkiem i naciągnęła na nią jeszcze kaptur.

Po cichu zeszła ze schodów, wsłuchując się w rytmiczne skrobanie pazurów o podłogę.

Skończywszy wiązać białe sznurówki białych, aczkolwiek umorusanych błotem, tenisówek, chwyciła za smycz i zahaczając uchwyt o obroże pupila, podniosła się z klęczek. Pewnym ruchem otworzyła drzwi domu i jak najciszej zamknęła je za sobą, upewniając się, że zakluczyła je na dwa zamki.

Na dworze jeszcze było ciemno, bo dopiero po piątej słońce zacznie pojawiać się na horyzoncie.

Ściskając smycz w dłoni, zaczęła równomiernie truchtać przed siebie. Psiak synchronicznie do niej, biegł wolno, tuż obok jej nogi.

Ulice o tej porze świeciły pustkami. W odległości kilku mil nie zauważyła nikogo. Zaskoczyło ją tylko kilku biegaczy, ale poza nimi nie było widać żywej duszy. Czas mijał, podobnie jak mijane kilometry, a ona zdawała się być myślami zupełnie gdzie indziej. Tak zamyślona, nie wiedziała nawet jaki dystans zdążyła do tej pory przebiec.

Bezustannie przemierzając niezbyt zaplanowaną trasę, natrafiła na wysoką postać, która wydawała jej się dosyć znajoma. Biegła po drugiej stronie ulicy w tym samym kierunku, co ona. Rozpoznawszy kolory dresu, przyspieszyła, ale zwolniła, kiedy zauważyła zmieniające się na czerwono światło. Skakała w miejscu, nie chcąc rozluźniać mięśni. Obserwując jednym okiem sygnalizację świetlną i drugim powoli znikającą z jej zasięgu wzroku postać, prawie dostała zeza.

Kiedy tylko zapaliło się zielone światło, popędziła ile sił w nogach za skręcającym na skrzyżowaniu cieniem. Dostrzegając dystans dzielący ją, a znajomego, miała ochotę się popłakać. Co, jak co, ale on z tymi długimi nogami pokonywał odległość dwukrotnie większą niż ona. Uwiązany na smyczy pies zaczynał powoli wyprzedzać właścicielkę i podekscytowany zaszczekał kilkakrotnie, wydając tym samym serię warknięć i przyjacielskich pomruków.

Wysoki nastolatek widocznie zaskoczony ujadaniem psa wśród pustych jeszcze ulic, zwolnił nieco tempa i dyskretnie obejrzał się za ramię. Jedyne co zobaczył to burza brunatnej sierści i chmura kurzu. Teraz zatrzymał się całkowicie, prawie tracąc równowagę, kiedy sporych rozmiarów psina oparła się o niego przednimi łapami i zaczęła skakać, radośnie przy tym skomląc, tak jakby zwierzak stęsknił się za właścicielem.

Saeko natychmiast dogoniła swojego pupila i chwytając na smycz, mocnym szarpnięciem ściągnęła kundla z kolegi. Oparta o uda, złapała kilka wdechów, po czym wyprostowana poklepała chłopaka po ramieniu, wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu.

— Dzień dobry, Wakatoshi!

_
no kto by się spodziewał

ᶜⁱᵍᵃʳᵉᵗᵗᵉ ᵇᵘᵈˢ&ᵉᵐᵖᵗʸ ᵃˢʰᵗʳᵃʸˢ \ ⁿⁱˢʰⁱⁿᵒʸᵃ ʸᵘᵘ ◦ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz