↔an empty pack

32 6 0
                                    

         Niecierpliwie tupiąc butem w ziemie, dłubała w paznokciach, rozglądając się na boki. Telefon w kieszeni kurtki ciągle wibrował, ale nie mogła odebrać. Nie teraz. Zaraz przyjdzie, zaraz przyjdzie, dodawała sobie otuchy. Szybciej, co go tam trzyma, rzuciła spojrzeniem w kierunku głównego gmachu.
— Dłużej to nawet ja się tyle nie pakuje.
Kiedy siatkarza nie było w pobliżu pięć minut później, odruchowo zanurzyła rękę w drugiej kieszeni.
Nie teraz, nie zapale przy szkole. Nie mogą mnie wywalić zanim nie zdam semestru, to by dopiero było ironiczne.
— Cholera, szybciej, bo się rozmyślę. - Mamrotała sama do siebie. — O.
Gdy wreszcie ociężałym i ostrożnym krokiem Noya doczłapał się do opartej o budkę z rowerami Saeko, ta wypuściła z płuc wdech, który wstrzymała nie zdając sobie z tego sprawy.
— Cześć.
— Hej.
To było niezręczne.
— Chodź, muszę zapalić.
— Mówiłaś, że będzie szybko.
— Nie wiesz jak ja szybko spałam, jak się denerwuje, dalej - machnęła na niego ręka, znikając za kilkoma budynkami. Yuu niechętnie i wciąż z niepokojem skręcającym mu żołądek, podążył jej krokami, maszerując równym jej tempem.
— Okej, słuchaj-
— Może to ja zacznę pierwszy.
— To ja chciałam z tobą...
— Kocham cię. - Wyznał z nienacka, a gdyby za plecami Saeko nie znajdował się śmietnik pewnie przewróciłby się na plecy. 

           Omalże nie przewracając kontenera z odpadkami i wysypując całą jego zawartość, oparła się jedną ręką o chropowatą ścianę budynku i chwyciła się za głowę ręką trzymającą niezapaloną bibułkę z tytoniem.

— Masz ci los!

— Co?

— Cholera - za wcześnie, dopowiedziała w myślach. Kurwa jak ja mam teraz to powiedzieć? Że to wszystko było kłamstwem, fatamorganą, piękną okładką za którą znajdowało się 500 stron czystego gówna, niewartego przeczytania, a co dopiero kupna?

Ścisnęła mocniej skronie, marszcząc czoło i rozluźniając twarz, nonszalancko uniosła brwi, wzdychając z nutą czegoś co mogło przypominać rozczarowanie, ale Noya tego nie zauważył. Nigdy nie zauważał. Schyliła głowę, zapalając koniec papierosa i zaciągając się, chuchnęła siwą chmurą prosto w twarz siatkarza. 

— Ja właśnie o tym- ale znowu jej przerwał.

— Słuchaj, wiem jak to wygląda, że wcale tak długo się nie znamy, a ty jesteś starsza i kończysz już liceum-

— Jak zdam - mruknęła cicho sama do siebie, Yuu nie słyszał.

— Ja mam siatkówkę, - kontynuował — a ty będziesz  szła zaraz na studia, słyszałem, Tokio?

— Shimizu, ty cholero - mruknęła i tym razem Nishinoya usłyszał, ale postanowił zignorować niemiłą uwagę szatynki, tak często słyszał jak przeklina, że zaczął ignorować niechlubne słownictwo trzecioklasistki i skupiał się na tej jaśniejszej stronie dziewczyny, tej której ona nie miała, ale on nie miał jeszcze o tym pojęcia. Odchrząknęła. — Tokio, tak. - Skłamała, a przynajmniej powiedziała połowiczną prawdę. Nie wiedziała, czy ją przyjmą, jeśli w ogóle skończy szkołę. 

— I rozumiem, że to mogłoby być ciężkie - brnął dalej, ale Saeko nie mogła już dłużej słuchać jego naiwności, ale pozwoliła mu skończyć, chociaż tyle mogła zrobić. — Co sądzisz? - zapytał ją a dziewczyna tylko spojrzała na niego z góry i zdała sobie sprawę, jak bardzo będzie tęsknić za możliwością patrzenia na kogoś tak niskiego z góry. Zazwyczaj to ona musiała patrzeć w górę, szczególnie na Ushiijimę, ale lubiła to. — Saeko? - ponowił pytanie, próbując zwrócić jej uwagę, jego głos brzmiący mniej pewniej niż, gdy zaczął od swojej wielkiej deklaracji.

— Słuchaj uh, ja naprawdę nie wiem, jak ci to powiedzieć, to nie miało tak daleko zajść. Cholera, to w ogóle nie miało nigdzie zajść - zaciągnęła się i spojrzała na bok, jej wzrok wbity daleko w przestrzeń. — Bo wiesz, um, ja  tak jakby... mam kogoś? Nie wiem, pojebana sytuacja nie? - zaśmiała się, próbowała raczej, po czym westchnęła głęboko. — Ja nic do ciebie nie czuje.

Widziała jak mina rzednie chłopakowi, ale Saeko nie czuła żadnej skruchy, tak jak w przypadku reszty, których tak wykorzystała. Było jej niezręcznie, chciała się tylko wydostać z tej sytuacji i mieć to za sobą, ale nie mogła, wiedziała, że musi zostać. Głupi kodeks zrywania, jeśli zrywaniem można nazwać nieistniejący związek.

— Jakby to - zawiesiła się, przecierając co raz oczy, nie przez płacz, przez odruch. — Tak jakby zapełniałeś mi czas, dawałeś nieco rozrywki, wiesz, poza Kiyoko nie mam za bardzo tutaj nikogo, nie w tej szkole przynajmniej... Poza tym to twoja wina, mówiłam ci żebyś się odczepił. Ile razy usuwałam twoje zaproszenie do znajomych, dziesięć? Sam się w to wplątałeś to teraz masz. - Przybrała postawę defensywną, odmawiając przyznania się do winy, bo jedyną winowajczynią była tu ona, a ofiarą Nishinoya, ale nie musiał tego wiedzieć, nie dopóki sam tego nie wywnioskuje. — Robiłam wszystko, żebyś się odwalił, ale nie, musiałeś naciskać i pisać codziennie. Na tyle często, że do tego przywykłam. Wiesz ile czasu potrzeba żeby wyjść w nawyk? Dwa tygodnie, a dokładnie tyle uporczywie zapełniałeś moją skrzynkę odbiorczą, nie dając mi spokoju. No i proszę, wpadłeś jak reszta?

— R... Reszta? Nie rozumiem- zaczął niepewnie, ale brunetka mu przerwała, nie słysząc jego słów.

— Myślisz, że ja nie próbowałam, że ja tego chcę, że mogę tak po prostu przestać, jak z paleniem? Robię to tak długo, że zaczęłam się od tego uzależniać. Co robię, pytasz się? Mieszam facetom w głowach, ot co. - Żywo gestykulując dłońmi, zgasiła spalonego peta pod podeszwą buta. — To zaczyna przypominać zawody sportowe... - mruknęła do siebie.

— Więc tak - pokręciła głową — nie. 

Zdyszana po niemalże wykrzyczanej lawinie słów, którą wyrecytowała szybciej, niż aukcjoner podczas zażyłej licytacji, wsunęła ręce do kieszeni, gniotąc w dłoni puste pudełko fajek. — No, tyle. Cześć. - W pośpiechu odeszła, zostawiając osłupiałego siatkarza za szkołą i znikając z terenu placówki, poszła w zbyt dobrze znane sobie miejsce, za którym tak bardzo tęskniła.

            Dormitoria Shiratorizawy przypominały bardziej luksusowy kurort niż tandetny szkolny akademik. To była pierwsza rzecz, o której pomyślała wchodząc na kompleks, którego nie odwiedzała już od dawna. Wspięła się po schodach, kręciła po korytarzach, ale w końcu znalazła jedyne drzwi, które darzyła większym sentymentem, niż jakiekolwiek inne drzwi. Zawsze znajdywała. Nieważne jak zmęczona, pijana, czy zjarana, zawsze kończyła pod tym samym numerem i zawsze była tam mile widziana. Przed zapukaniem ścisnęła mocniej pudełeczko w kieszeni i zmusiła się do uśmiechu. Otworzył jej Ushijima, pomimo, że Tendou miał łóżko bliżej drzwi i był obecny, zupełnie jak gdyby się jej spodziewał, ale Saeko odgoniła od siebie te myśli. Nie mógł przecież wiedzieć, prawda? Uśmiechając się przez grymas cisnący się na jej twarz, wyciągnęła zgniecioną paczkę i odrzekła z dumą: 

— Rzuciłam.

ᶜⁱᵍᵃʳᵉᵗᵗᵉ ᵇᵘᵈˢ&ᵉᵐᵖᵗʸ ᵃˢʰᵗʳᵃʸˢ \ ⁿⁱˢʰⁱⁿᵒʸᵃ ʸᵘᵘ ◦ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz