↔five cigarettes

50 8 0
                                    

           Pięćset metrów dzieliło ją od bram szkolnych. Opuszczone do kostek kolanówki nieprzyjemnie tarły i drapały delikatną, nieogoloną skórę. Nie chciało jej się golić. Ostatnim razem zacięła się na tyle mocno, że musiała nosić plaster nad kolanem, jak skończony idiota.
          Miesiące stawały się coraz zimniejsze; po co miałaby to robić? Nikt by się nie przyczepił, o ile nie przyglądałby się jej nogom za pomocą lupy.
          Trzysta metrów od celu gwałtownie zawróciła. Nie chciała iść na lekcje; nie po porannym spacerze. Miała za duży mętlik w głowie, więc i tak nici ze skupienia na lekcjach. Poza tym były dwa wf-y, a Minami po dzisiejszym wysiłku nie miała w planach pocenia się na gimnastyce. Dreszcze ją przeszły na samą myśl o rozciąganiu i robieniu fikołków na matach. A więc wagary - podsumowała w myślach i zmyła się z okolic Karasuno, rozglądając się na boki za woźnym patrolującym teren. Może przejdzie się do Shiratorizawy? W sumie i tak miała po drodze, a przebieżka w jedną i drugą stronę krzywdy jej nie zrobi - nie to co wf z tą wychudzoną jędzą. Jak postanowiła, tak zrobiła. Zagłuszając resztę świata muzyką w słuchawkach, wyłączyła myślenie i niespiesznym krokiem ruszyła w kierunku metra.

          Rozgrzewka dobiegła końca i zawodnicy żwawo ustawili się na swoich pozycjach po obu stronach, rozciągniętej przez połowę boiska, siatki. Robili to automatycznie. Każdy znał swoje miejsce i swoje zadanie. Bez zbędnych pytań zaczęto ćwiczenia. Machinalnie odbijali, przebijali, wystawiali, serwowali... Znali wszystko na pamięć. Wszystko chodziło jak w zegarku. Zwykła, codzienna rutyna - tak myślał każdy. Jak co dzień dokładnie o tej samej godzinie, w tym samym składzie i tym samym miejscu, ćwiczyli to samo. Oczywiście rodzaje ćwiczeń różniły się i za każdym razem pozwalały im się bardziej rozwijać - wszystko dzięki znakomitemu trenerowi. Nie przeszkadzało im to. Lubili te zajęcia i swoje towarzystwo, a przynajmniej w większości. Między Tendō, a innymi zawodnikami czasem dochodziło do zgrzytów, ale nikt specjalnie nie kipiał do siebie niechęcią. Byli zgraną drużyną i to im wystarczało. Niektórzy nazwaliby ich rodziną, ale nie każdy z zawodników zgodziłby się na takie określenie. Owszem domeną siatkówki jest gra zespołowa, ale dla większości liczyła się głównie pasja i wygrana; znajomości schodziły na dalszy plan.
          Rutynę zachwiała wysoka szczupła postać o krótkich włosach, dyskretnie przemykająca się pod trybunami hali. Siwy mężczyzna o surowym wyrazie twarzy na jej widok obdarzył ją krótkim uśmiechem, a właściwe ledwie uniesionymi kącikami ust i ponownie skupił wzrok na rozgrywce mężczyzn. Ubrana wciąż w mundurek rywalizującej szkoły czuła się wyobcowana, mimo że znała swoją sytuację i nie miała się czego obawiać. Przynajmniej do momentu, póki on tu był. Skinięciem głowy przywitała znajdującą się na sali kadrę i usiadła obok pana Washijō, który po minutach milczenia i wykrzykiwania kolejnych ćwiczeń chłopcom, odwrócił głowę w jej kierunku i uniósł wysoko, wyraźnie ciemniejsze niż jego włosy, krzaczaste brwi. Dziewczyna odpowiedziała na jego nieme pytanie przepraszającym uśmiechem i lekko skrzywioną mimiką twarzy, po czym wzruszyła ramionami.
Nie potrzebowali słów, żeby się zrozumieć. Wiedział po co tutaj przyszła - a przynajmniej się domyślał - i szanował jej decyzję. Nie będę się wtrącał - powiedział sobie i kompletnie ją ignorując wrócił do treningu, jak gdyby zapominając o jej istnieniu.
Minami wypuściła głośno powietrze nosem i w ciszy przyglądała się trenującym uczniom.
— Znowu wagarujesz? - zapytał ją chrapliwy głos.
— Nie jest pan moim ojcem, trenerze. - Stwierdziła, natychmiastowo ganiąc się za nieodpowiedni ton i zachowanie.
— Nie jestem, ale byłem twoim trenerem, a jako trener  mam prawo martwić się o moich podopiecznych - przerwała mu, zanim zdążyła się ugryźć w język.
— Byłych podopiecznych - poprawiła go, bawiąc się guzikami na mankietach.
— Lubisz wszystkich poprawiać, co?
Nie odpowiedziała.
Westchnął ciężko i machnął ręka.
— Sześć minut przerwy - zażądał. — Nic na ciebie nie poradzę - mruknął bardziej do siebie niż do niej i wstał z ławki, znikając na zapleczu. Saeko poderwała się również, wzrokiem szukając Asa drużyny.

Bingo.

Lawirując pomiędzy zmęczonymi i spoconymi członkami klubu, przywitała się z niektórymi drugo- i trzecioklasistami.
          Przywitała ponownie Wakatoshiego kiwnięciem głowy i sięgając do kieszeni marynarki, wyciągnęła pęk kluczy z zawieszką w kształcie piłki siatkowej. Poza skromnym podziękowaniem z jego strony, wymiana obyła się bez żadnych innych słów. Nie spytał się nawet, co ona tu robi. Nie oczekiwała jego zainteresowania, rzecz jasna. Spodziewała się tylko podziękowania i krótkiego pożegnania. I tak było. Zgodnie z jej wyobrażeniem zaraz po podziękowaniu za zwrócenie kluczy, odprowadził ją pod podwójne drzwi wyjściowe i zbył słowami "do zobaczenia", po czym odwrócił się i odszedł. Saeko zanim zdążyła przemyśleć dwa razy swoje słowa, krzyknęła na odchodne coś w stylu "napiszę wieczorem" i szybciej niż tokijskie metro opuściła mury Shiratorizawy, z niesamowicie gorącymi koniuszkami uszu. To chyba wina globalnego ocieplenia.

ᶜⁱᵍᵃʳᵉᵗᵗᵉ ᵇᵘᵈˢ&ᵉᵐᵖᵗʸ ᵃˢʰᵗʳᵃʸˢ \ ⁿⁱˢʰⁱⁿᵒʸᵃ ʸᵘᵘ ◦ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz