↔six cigarettes

60 10 0
                                    

          Niespodziewane, nagłe wibracje, wydobywające się spod poduszki Noyi, zbudziły go z krótkiego letargu. Otworzył niechętnie spuchnięte od braku snu oczy i przetarł spoconą dłonią powieki, masując je niejednokrotnie. Jeszcze na ślepo, usiłował wygrzebać i wyłączyć alarm w telefonie, ale pech chciał, że komórka wypadła mu z dłoni i z charakterystycznym plastikowym stuknięciem, upadła na podłogę i wleciała pod łóżko. Irytujące brzęczenie, jakie wydawał smartphone, wibrujący o drewniane panele, wydawało się wwiercać mu w czaszkę. Cholerna migrena, pomyślał, to wszystko przez tą głupią babę i bezsenną noc. Odepchnął się rękoma, podnosząc z materaca i z pulsującym bólem w skroniach, przykucnął, i wziął do ręki wiercące się urządzenie. Z ulgą kliknął przycisk wyłącz i chwilę zostając w klęczkach, ogarnął wzrokiem zaśmiecony pokój. Ostatnio nie miał ochoty na sprzątanie; jakoś w ogóle. Tak naprawdę już na nic nie miał ochoty. Od dłuższego czasu towarzyszyła mu rosnąca w siłach irytacja i rozdrażnienie. Może był to wynik zbliżających się egzaminów końcowych i stres wywołany obawą niezdania do następnej klasy. Odpowiedzi dokładniej nie znał. W sumie nigdy się nad nią do końca nie zastanawiał. Miał co prawda jakieś tam przypuszczenia i spekulacje, co lub k t o  doprowadza go na skraj załamania nerwowego, ale wolał odrzucać wszelkie teorie związaną z nią.

          Do kuchni wszedł nieuczesany, w okropnym humorze, co od razu przykuło uwagę rodzicielki. Spojrzała na niego ostro, mrużąc oczy i marszcząc czoło. Przyjrzała mu się bliżej, kiedy podała mu jego śniadanie. Chłopak smętnie popatrzył na marynowane warzywa, natto i umeboshi, choć jego wzrok zdawał się być pusty, a jednocześnie zirytowany. Podłubał coś pałeczkami, upił łyk herbaty i odszedł od stołu. Wyszedł, tak samo jak wszedł. Bez słowa. Dodatkowo trzasnął jeszcze drzwiami, ale matka Nishinoyi starała usprawiedliwić to przeciągiem, choć wiedziała, że to nieprawda. Yuu, nigdy nie wychodził do szkoły bez śniadania i mimo że marynowane morele nie były jego ulubioną potrawą, zawsze, by nie sprawić przykrości, próbował chociaż jedną.

           Natomiast największym zmartwieniem kobiety był brak pozytywnej energii, jaką zwykł emanować jej syn na myśl o porannym treningu.

          Oburzony na cały świat, szedł z grymasem wymalowanym na twarzy, długim, pustym chodnikiem. Pojedynczy uczniowie schodzili mu z drogi, widząc jego wykrzywiony wyraz gęby. Powietrze wokół niego zdawało się gęstnieć, przez co przechodnie uciekali na drugą stronę ulicy, nie chcąc się udusić. Kopał leżącymi na ścieżce kamieniami, trafiając zupełnie przypadkowo psa za płotem i dętkę jadącego roweru.

          Jego umysł okupowała jedna twarz, a myśl o niej wprawiała go w jeszcze podlejszy nastrój. Marszcząc brwi do granic możliwości, przypominając z wyglądu dorodnego szympansa, skręcił w alejkę, trącając jakieś dziecko łokciem. Odgonić myśli nie zdoła, więc przestał się już wysilać. Spróbował skupić się na tym co go otaczało i co mógłby mieć do zaoferowania dzisiejszy dzień. W połowie trasy na trening spotkał się z Asahim, który jak co tydzień, czekał na niego w umówionym miejscu, by później razem dojść do szkoły. Kozia Bródka pomachał śpiąco do wdrapującego się pod górkę bruneta i przywitał go krótkim "hej". Jakie musiało go ogarnąć zdziwienie, kiedy Nishinoya przeszedł obok niego obojętnie, nie odwzajemniając gestu witania, tak jak zwykle miał w zwyczaju. Po prostu burknął coś pod nosem w stylu "nieważne, chodźmy już" i kontynuował marsz. Azumane patrzył na, oddalającą się teraz, sylwetkę siatkarza i mrugając szybko, otwierał i zamykał usta, jak ryba, próbując coś powiedzieć, znaleźć odpowiednie słowa; ale na próżno. Nie tracąc czasu dogonił go i w okropnie niezręcznej ciszy dreptali wzdłuż drogi.

          Napięcie które było tak wyraźne, że Asahi mógłby przysiąc, że dosłownie odczuwa wibracje powietrza. Zdawało się nie znikać, a wręcz przeciwnie - stawało się jeszcze bardziej intensywne.

          Weszli razem do szatni w dziwnej i niespotykanej dotychczas cichy. Reszta drużyny w pełnym składzie była już prawie gotowa. Kilku przebranych już w stroje sportowe siatkarzy odwróciło głowy w kierunku drzwi, w których spodziewali się spostrzec trenera lub chociażby jedną z ich pięknych asystentek.

          Widok stojących w ciszy przyjaciół, był rzadkim zjawiskiem. Wszelkie szepty umilkły i uwaga całego pomieszczenia skupiła się na tej dwójce. Wystarczyła chwila, żeby każdy z grona zebranych przywitał nowo przybyłych, tak jak zawsze. Yuu nawet się nie spojrzał na ich zszokowane twarze, kiedy nie odpowiedział na zbiorowe 'cześć' i 'hej' rzucone przez jego kolegów z drużyny, co było do niego niepodobne. Zignorowała nawet Tanakę, który ledwo co go spostrzegł, zaczął nadawać coś o jakieś ładnej dziewczynie, której pomógł wczoraj sięgnąć po coś z półki w sklepie. Noya odburknął tylko kilka niezrozumiałych słów i zaczął się przebierać, bez słowa, w całkowitej ciszy.

          Odkąd wszedł do przebieralni, nie rzucił, typowym dla niego 'dziennym żarcikiem' - czasami totalnie nieśmiesznym, ale zawsze był to żart, którymi miał zwyczaj częstować swoich znajomych podczas porannych ćwiczeń.

          Atmosfera panująca w pokoju klubowym nie należała do najprzyjemniejszych. Tsukishima jednak, nie wiedział, kiedy się powstrzymać i po prostu nie był by sobą, gdyby nie zaczął się przekomarzać ze swoim, zwykle nadpobudliwym, senpaiem.

          — Co się stało, ktoś nie w sosie? Z dziewczyną się pokłóciłeś? - Spojrzał ukradkiem na Yuu i Tanakę, złośliwie się śmiejąc.
          Sugawara spojrzał na niego z ukosa, a Daichi już szykował się, żeby w porę zdzielić go w pysk. Obaj wiedzieli, że coś jest na rzeczy i takie zaczepki mogą się źle skończyć dla obu stron.

          — Zamknij się, Tsukishima - warknął cicho, ale głośno na tyle, by każdy go słyszał. Nic dziwnego, bo w pomieszczeniu panowała napięta, grobowa  cisza.
         — Oj, czyżby Karzełek wstał dziś lewą nogą? - zadrwił.
         Yamaguchi stał jak wryty, podobnie jak reszta grupy. Nikt nie interweniował. Każdy bał sie chociażby oddychać. Nawet energiczna ruda kulka, jaką zwykł być Hinata, stała spokojnie.

          — Powiedziałem, że masz się zamknąć! - wydarł się nagle, gwałtownie uderzając pięścią w metalowe szafki.
           Asahi, wice-kapitan i Tadashi aż podskoczyli. Nie widzieli go tak wkurzonego od czasu, kiedy pokłócił się z Azumane. Twarz Kei natychmiastowo pobladła. Był wyraźnie zaskoczony nagłym wybuchem Noyi.

          Brunet szybko, niezdarnie pozbierał swoje rzeczy i wybiegł stamtąd, po drodze trzaskając drzwiami tak mocno, że nawet Kageyama podskoczył, o mało nie zakrztuszając się własną śliną.

ᶜⁱᵍᵃʳᵉᵗᵗᵉ ᵇᵘᵈˢ&ᵉᵐᵖᵗʸ ᵃˢʰᵗʳᵃʸˢ \ ⁿⁱˢʰⁱⁿᵒʸᵃ ʸᵘᵘ ◦ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz