last cigarette

32 7 0
                                    

           Spaliła dwie.
Spaliła dwie żarówki i jak na złość miała tylko dwie lampy w pokoju. Dwa tygodnie spędziła bez światła.
           Nie chciało jej się zmieniać żadnej z nich. Nie chciało jej się jechać do sklepu. Nie chciała fatygować ojca ani Kiyoko, zbyt dumna żeby przyznać, że nie lubi tam jeździć sama. Duże hangary z dużymi paletami i dużymi mężczyznami - nie lubiła gubić się tam sama i wychodzić na idiotkę sama.
           Starała się z tym walczyć. Tak bardzo się starała. Tak samo jak z Noyą. Nieważne jak bardzo chciała, nie mogła przestać z nim pisać. A czym częściej pisała, tym bardziej rozpalała żar w sercu siatkarza, ku własnemu niezadowoleniu, ale nie mogła się powstrzymać. Saeko była chora. Matka zanim zniknęła nazywała ją kleptomanką, mimo iż Saeko nigdy nie ukradła niczego ze sklepu.


            Saeko kradła serca. Rozkochiwała w sobie wielu, nie darząc ich większym zainteresowaniem - o uczuciu już nie wspominając. Z Noyą było podobnie. Wpadł w jej pułapkę, jak mucha w pajęczynę, nieświadom swej nieuniknionej śmierci - nie dosłownej oczywiście. Saeko nie miała przecież w zwyczaju mordować swoich podopiecznych, jak to miała w zwyczaju ich nazywać.
Nie miała również w zwyczaju całowaniu ich, ale jakoś tak wyszło. Nie myślała trzeźwo, kiedy faszerowała się nikotynowym dymem w bocznej alejce rodzinnego festynu.


           Wakatoshi był pierwszym której zwęszył podstęp i szybko wziął nogi za pas. Unikał kontaktu, nawet wzrokowego, jak gdyby Saeko zamiast czarnych zmierzwionych włosów na głowie, nosiła wijące się węże. Meduza, śmiał się Tendō, zauważywszy starania kolegi związane z unikaniem patrzenia w jej kierunku.
Saeko nie potrafiła zamieniać w kamień, nie lubiła nawet węży, uważała, że są dziwne, bo nie mają nóg. Osobiście wolała pająki, bo kończyn miały aż osiem; tyle ile ona kolczyków, w tym właśnie medusę w górnej wardze, który  wyjmowała przed każdą lekcją i wkładała w przerwach. A co by czasem nie zarósł, dłubała w przekłuciu czystą agrafką, chowaną dla niepoznaki w długim rękawie.
Nikt nie miał pojęcia, oprócz Kiyoko - przed nią nie miała sekretów.


            Noya natomiast był kompletnie ociemniały. Ślepy, głupi, durnowaty. Nie widziałby czerwonych flag, nawet gdyby Saeko pomachałaby mu nimi przed twarzą. Wpadł w jej sidła, jak wiele osób przed nim i teraz zaprzątał sobie nią niepotrzebnie głową. To był tylko jeden pocałunek, nabijała się w myślach, kiedy ten żalił się jej, że nie może przestać o niej myśleć, ale nigdy nie próbowała mu tego wyjaśnić. To tortura, zauważył kiedyś, wysławszy kolejny śmieszny obrazek z kotami w czapeczkach. Tortura?, pomyślała wtedy. Zależy dla kogo.


            Często zostawiała go na odczytanej wiadomości, nie mając pomysłu co mu odpisać, więc pozwalała mu czekać w niepewności. Czasem godzinę, czasem więcej. Często dniami, bo nie miała chęci otwierać telefonu, zbyt skupiona struganiem w drewnianych panelach, które podczas sprzątania wyniosła z piwnicy (kosztem kataru).
Czasami lubiła zapominać o istnieniu komórek i internetu, nie skupiając się na niczym konkretnym. Patrzenie w sufit było jej ulubiona czynnością, poza oglądaniem kotów w czapkach. Czasami robiła to tak długo, że halucynowała, bo nie spała dwa dni pod rząd, zapominając o istnieniu świata zewnętrznego. Ale robiła to tylko w weekendy. Przecież była bardzo odpowiedzialna.
Tak bardzo, że nie wiedziała kiedy przestać.


           Saeko było odpowiedzialna.
Odpowiedzialna za wiele złamanych serc, za wiele zniszczonych związków i smutku.
Nie czuła żalu z tego powodu. Była obojętna tak naprawdę. Była dobra w tym co robi. Była dobra ze słowami, a to czasem powodowało problemy. Nie raz wpadała w kłopoty, nie raz była celem zazdrosnej dziewczyny, nie raz jej prywatna skrzynka pocztowa zalewana była spamem i pogróżkami chowającymi się pod fałszywymi adresami, tworzonymi tylko by nękać, nie by ponosić konsekwencję związane z groźbami.
Nie raz wracała z podbitym okiem czy krwawiącym nosem. Ojcu tłumaczyła się bójką, Wakatoshiemu wypadkiem w metrze, choć ten drugi nie wierzył jej ani razu, nawet kiedy zmieniła swoją wymówkę na potrącenie przez rowerzystę. Ten pierwszy zaś, nie kwestionował jej stanu, będąc już na wpół pijany w godzinie powrotu Saeko do domu. Przywykł, ona przywykła, Wakatoshi nie mógł.
Tłumaczył jej, ze musi przestać pisać z tyloma osobami na raz, ale ona nigdy nie słuchała. Nie słuchała kiedy powiedział, żeby nie paliła w jego akademiku, nie słuchała kiedy mówił jej żeby uważała, jak strąca popiół ubrana w jego dres sportowy, nie słuchała kiedy kazał jej rzucić, mając dość wsłuchiwania się w jej nocne kasłanie i kaszel palacza podczas biegania wokół boiska
          Miał dosyć jej ignorancji i niestosownego zachowania, ale ją rozumiał. Na tyle ile był w stanie, rozumiał. Wiedział o tym, że pewnej zimy obudziła się bez matki, o tym, że ojciec wdawał się w nią w awantury o pieniądze, które kradł jej kuzyn, o tym, że leczy swój stres papierosami, bo na widok alkoholu robi jej się nie dobrze, o tym, że znajomi jej kuzyna są straszni, o tym, że w gimnazjum była pośmiewiskiem, o tym, że do seksu namówił ją o 4 lata starszy chłopak, który tylko ją wykorzystał, o tym że przez to gnębiono ją w trzeciej klasie gimnazjum jeszcze bardziej, o tym, że po tym incydencie każdy jej związek był toksyczny i o tym, że to wszystko ukształtowało osobę, którą jest dzisiaj. Nie znającej normalnego związku. Osobą, która nie doświadczyła normalnej rodziny, która nie czuła się bezpiecznie we własnym domu w obecności swojego kuzyna i pijanego ojca. Osobą, która postanowiła zamienić się rolami i zostać seryjnym porywaczem serc, niewrażliwym na ból i smutek drugiej osoby, bo sama zapomniała o idei miłości, przestając w nią wierzyć.
I Wakatoshi to wiedział. Wiedział to wszystko, widział to wszystko na własne oczy. Przecież chodzili razem do tych samych placówek odkąd pamiętał, jak mógł tego nie widzieć. Widział jej zmiany. Pamiętał swój szok, kiedy w pierwszej klasie liceum zobaczył ją po raz pierwszy w krótkich włosach i pewną siebie. Pamiętał wszystko, ale nie do końca pamiętał momentu, w którym sam wpadł w pułapkę, które porozstawiała po całej szkole. Wpadł jak w maliny, głęboko po uszy i pasowało mu to. Och, jak bardzo mu to pasowało. Oboje byli niezależni. Oboje nie mieli dla siebie czasu. Ale byli dla siebie ekskluzywni. Ushijima wiedział, że pisze z innymi chłopakami, nawet kiedy nieoficjalnie już spotykali się ze sobą, ale nie przeszkadzało mu to. Wiedział, że nie czuje do nich tego, co czuje do niego. Wiedział, że ona nie czuje. Nie potrafiła i nie umiała się z tym pogodzić. Próbowała i szukała sposobów na odczuwanie miłości, ale nie potrafiła ich znaleźć. Dlatego ich związek tak dobrze działał. Nie nazywała tego miłością, bardziej przywiązaniem, oddaniem i zainteresowaniem. Dogadywali się, to jej wystarczało. Ushijima uświadomił jej kilka rzeczy i naprawdę troszczył się o nią i jej to wystarczało. Czuł, że ona widzi w nim coś na swego rodzaju opiekuna, protektora, figurę ojcowską, której nie miała, mimo że byli w  tym samym wieku. Ale jemu to nie przeszkadzało. On miał kogoś o kogo dba, ona kogoś kto o nią dbał. I to działało, naprawdę działało. Ta dziwna dynamika, jakoś sprawiała im radość. Oboje nie rozumieli uczuć, ale oboje byli ze sobą kompletni i nie potrzebowali niczego innego.
I wszystko było w porządku. Naprawdę. W jak największym. Dopóki nie wdała się w skandal z chłopkiem z trzeciej klasy, który wtedy miał dziewczynę. Wszystko byłoby w porządku, gdyba ta zazdrosna dziewczyna nie szukała rewanżu i sprawiedliwości. Nie wierzyła słowom Saeko, a Saeko nie chciała wierzyć, że taka dziewczyna mogłaby być z takim chłopakiem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wywiązała się bójka, w której poszkodowana była tylko jedna i gdyby ta poszkodowana nie skończyłaby w szpitalu, i gdyby jej rodzice nie byli prawnikami - wtedy wszystko wróciłoby do normy.
Ale nie wróciło. Nie dla Saeko. Saeko wydalono ze szkoły, odebrano stypendium, wyrzucono z akademika i zmuszono do powrotu do domu. Do domu, w którym nie czuła się dobrze, ale nie miała wyboru.
Saeko czuła, że ponownie zawiodła. Samą siebie i po raz kolejny Wakatoshiego. Może faktycznie była zbyt samolubna, może faktycznie była ździrą, może faktycznie nie zasługiwała na Ushijimę, może faktycznie byłoby lepiej gdyby się po prostu wyniosła i dała wszystkim spokój.
I dała. Dała spokój całej Akademii Shiratorizawa, dała spokój dziewczynie w szpitalu i jej bogu ducha winnemu chłopakowi, usunęła wszystkie matche z Tindera, zablokowała kontakty chłopców poznanych ma festynach szkolnych. Zdezaktywowała konta społecznościowe, tworząc nowe pod innymi nazwami, nie akceptując żadnych zaproszeń od chłopców, jeśli takowe się pojawiały. Zamknęła się na kontakt z płcią męską i dała spokój każdemu, nawet Ushijimie i całej drużynie siatkarskiej, nawet Satoshiemu, który, jak na złość nie chciał się z tym pogodzić. Nie wiedziała, co sobie wyobrażała, myśląc, że to wszystko zniknie i odejdzie.
Nie odeszło. Głupi była, myśląc, że będzie inaczej. Głupia była, ale nie można jej winić.
Tak dobrze jej szło przez półtora roku, aż do momentu...

Użytkownik Nishinoya Yuu wysłał(a) Ci zaproszenie do grona znajomych!

Akceptuj/Odrzuć

I wpadła.
Jak wtedy Ushijima, tak ona teraz.

A ona nie mogła się powstrzymać.
Ale to nie była jej wina,
prawda?

ᶜⁱᵍᵃʳᵉᵗᵗᵉ ᵇᵘᵈˢ&ᵉᵐᵖᵗʸ ᵃˢʰᵗʳᵃʸˢ \ ⁿⁱˢʰⁱⁿᵒʸᵃ ʸᵘᵘ ◦ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz