Rozdział 4

7.9K 222 4
                                    

Promienie słońca, wpadające do sypialni, budzą mnie z miłego snu. Tym razem o Natanie. Naga leżę splątana w kołdrze. Czuję się teraz doskonale. Ręką, na oślep szukam chłopaka jednak jestem już łóżku sama. Przeciągam się i siadam przytrzymując kołdrę przy piersiach. Uśmiecham się na wspomnienie ubiegłej nocy. Tylko ja i on. Kochaliśmy się tyle godzin. To było takie cudowne. Gdy mnie całował, dotykał, pieścił. Jestem cała jego. Nie mogę o tym zapominać. Nie wolno mi tego robić. Zerkam na zegarek i stwierdzam, że nawet nie jest późno. Wskazuje dziewiątą. Och, tak bardzo nie chcę mi się wstawać, ale wiem że muszę. Do Nowego Jorku jest kawałek drogi, a pokaz rozpoczyna się o szesnastej. Wstaję z wygodnego łóżka i zmierzam do łazienki. Tam biorę prysznic, który do końca wybudza mnie ze snu. Woda przyjemnie obmywa moje ciało. Gdy całkiem odświeżona wychodzę i owijam się ręcznikiem, Natan stoi przy umywalce. Uważnie przesuwa maszynką po szyi i policzkach. Mruga do mnie w lustrze, na co reaguję szerokim uśmiechem. Całuję go w policzek i wymykam się z łazienki. Moim celem jest garderoba, znajdująca się po drugiej stronie pokoju. Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Zacznijmy od bielizny - myślę, nie wiedząc co dziś ubrać. Wybieram jasnoróżowy komplet i zakładam go, opuszczając ręcznik. Przez dłuższą chwilę, przeczesuję palcami mokre włosy, przyglądając się wieszakom. Mam tego tyle, a nie wiem co wybrać. To jest odwieczny problem kobiet i chyba nigdy sie nie zmieni. Jedyne nie mają go takie, które nie przykładają ani grama uwagi do ubioru, lub po prostu nie mają takiej kolekcji.
Ściągam z wieszaka blado pomarańczową sukienkę. Idealna. Uśmiecham się i zakładam wybrany ciuch. Do tego czarne, zamszowe szpilki z cekinami na piętach. Wychodzę z garderoby. Nati właśnie naciąga koszulkę i uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam to i wchodzę do łazienki. Nie zamykam drzwi, aby wyparowała. Zaczynam suszyć włosy. Może naprawdę wybiorę się do fryzjera jutro po pracy? Przydałoby się chociaż wyrównać końcówki. Wyjeżdżamy godzinę później. Natan włącza w aucie swoją ulubioną płytę.
- Może się tam nie zanudzimy - mówi, uśmiechając się.
Ja też nie jestem fanką pokazów, ale zawsze warto popatrzeć.
- Bez przesady, będzie fajnie. - Opieram się wygodnie o fotel.
Blondas śmieje się pod nosem i spokojnie jedzie. Nie spieszymy się. Mamy rezerwę czasu.
- Czy twój ojciec kogoś ma? - nie mogę się powstrzymać.
Natan zerka na mnie zdziwiony i zmienia w tym czasie pas.
- Nie - odpowiada po chwili i zaciska usta. Zdenerwowałam go? - Nigdy nie miał, nigdy nie widziałem go z kobietą - dodaje.
- Rozumiem - mówię speszona.
Ta wiadomość nieco mnie zaskakuje. Albo Natan nie wie o jego romansach, albo on naprawdę nikogo nie ma. Ale to nie podobne do trzydziestoletniego mężczyzny, tak pociągającego i przystojnego. Przecież on również ma swoje potrzeby. Nie wierzę, że jest tak wytrwały. Zamykam oczy i odwracam głowę do szyby.
- Nie wiem dlaczego - odzywa się ponownie. - Może bał się, że ta kobieta będzie taka jak jego była. Miał kiedyś dziewczynę, zakochał się w niej, adoptował mnie, a potem ona odeszła tak po prostu, nie zostawiając ani jednego słowa. Myślę, że to ma duże znaczenie.
- Tak. Myślę, że to mogło go skrzywdzić - mówię po chwili zastanowienia.
Nati nie odpowiada. Przez dłuższy czas jedziemy w ciszy. Przypomina mi się wczorajszy wieczór.
Naprawdę czułam coś czego zdecydowanie nie powinnam poczuć.
Ale mogłabym częściej wpadać w jego ramiona. Martwił się o mnie, gdy gorzej się poczułam. Byl czuły jak nigdy dotąd. Jednak nie jestem mu taka obojętna. Nie wiem dlaczego to mnie cieszy. Naprawdę muszę zacząć się kontrolować. To wszystko jest nie tak jak powinno.
Skupię się na swoim związku. Ale będę chciała, aby moje relacje z teściem, chociaż trochę się poprawiły.
Dojeżdżamy na miejsce jakiś czas przed rozpoczęciem całej imprezy. Natan parkuje w wolnym miejscu, a to cud. Ludzi jest bardzo dużo. Media. To tez. Blondyn otwiera mi drzwi, a ja ostrożnie wysiadam. Rozglądam się dookoła. Zdecydowanie to centrum Nowego Jorku. Kamery, dziennikarze i masa znanych osób znajduje się wokół budynku, do którego się właśnie udajemy.
My raczej nie będziemy zwracać uwagi. Jego ojciec tak. Jest najbogatszym Anglikiem na świecie. Ale jesteśmy sami. Natan oplata mnie ręką w talii i prowadzi miedzy tłumem. Uśmiecham się rozglądając. Ale tu fajnie. Natan ciągnie mnie za rękę prowadząc na miejsca, które sa dla nas zarezerwowane. Siadamy na wygodnych pufach. Mamy pierwszy rząd. Tuż przy wybiegu. Wszystko jest świetnie przygotowane. Pokaz rozpoczyna się niewiele później. Nie są to dziwne stroje. Proste, ale ładne kreacje. Niektóre sama bym kupiła. Modelki zmieniają się jedna po drugiej. Wszystkie są piękne i płynnie idą po wybiegu.
Zazdroszczę im tych ruchów. Są pewne siebie. Ja mam pecha w życiu. Patrzę kątem oka na męża. Jestem kobietą, taką mam naturę.
Trzyma moją dłoń, skanując wzrokiem wszystkie po kolei. Jednakże ślinka mu nie cieknie.
Nie jestem zazdrosna. Nataniel nigdy nie dał mi do tego powodu. Ja również staram się tego nie robić. Dobrze, że nie wie o wszystkim. Pokaz dobiega końca i na scenie pojawia się projektant.
Kłania się i pozuje z modelkami. Wszyscy biją brawo. Po zamknięciu imprezy udajemy się na after party. To skromne przyjęcie. Natan obejmuje mnie i rozmawia z ludźmi znającymi jego ojca. Są ciekawi, czemu go nie ma. Blondyn wciska im jakąś bajkę w którą z łatwością wierzą. Są mili. Niektóre kobiety zamieniają ze mną słowo, ale niechętnie. Dlaczego? Bo nie jestem żoną nikogo ważnego. Nie przejmuje się tym nazbyt szczególnie. Nie potrzebuje ich zainteresowania.Nie chcę nie szczerych słów. Natan podaje mi białe wino. Posyłam mu wdzięczny uśmiech i odchodzę parę kroków chcąc wyjść na świeże powietrze. Zostawiam go samego. Jakoś się przecież znajdziemy. Biorę głęboki oddech. Już znacznie się ściemniło. Niewielki taras jest prawie pusty gdy na niego wchodzę.
- Jak się czujesz? - słyszę za sobą. To ten głos. Jego głos. Palce mocniej zaciskają mi się na kieliszku, a ciało całe spina się. Już prawie udawało mi się o nim nie myśleć.
Jakaś cząstka mnie cieszy się, że on tu jest. Ale to na pewno mniejsza część. Chyba powinnam się odezwać. Wiem, że stoi za mną. Czuję jego oddech.
- Dobrze, dziękuję - mówię cicho.
- Jak się bawisz? Zgaduję, że nudno. Nie podoba ci się. Ja również nie lubię takich imprez - staje obok mnie.
- Wszystko jest dobrze zorganizowane - odpowiadam wymijająco.
Patrzę przed siebie. Widok mam cudowny. Jezioro i park. Naprawdę mi się to podoba.
Obejmuję się ramionami i delikatnie uśmiecham. Kawa na tarasie o poranku z takim widokiem.
Mamy piękny taras. Jednak widok jest na co innego.
Wypijam alkohol do końca i Odstawiam kieliszek.
Odwracam się do mężczyzny. Jest ubrany w idealnie dopasowany smoking. Klasyka. Patrzy przed siebie zamyślony.
- Dlaczego jednak pan przyszedł? - pytam.
- Bo chciałem zobaczyć, jak dziś wyglądasz - kiwa głową.
Marszczę brwi i w głowie analizuje to co właśnie powiedział. Zobaczyć mnie? Przecież on. Nie rozumiem. Wszystko teraz jest takie poplątane.
To słodkie co powiedział. Przyszedł tutaj specjalnie dla mnie?
NY nie jest blisko. Przyjechał. Czuję dziwną euforię w sobie.
- I było warto? - pytam speszona, ale i ciekawa.
- Warto każdego kilometra - szepcze wsuwając rękę do kieszeni.
Czuję akrobacje w swoim brzuchu. Boże jak on na mnie działa. Dlaczego nie mogę tego powstrzymać.
Mam męża! Ale jego głos pieści mnie tak delikatnie. Drogie perfumy. Paco Rabanne dochodzi do zmysłów mojego zapachu. Robi mi się na prawdę gorąco i czuję wypieki na policzkach.
- Zatańczymy - stojąc obok podnosi rękę, abym mogła chwycić jego ramię.
Kiwam głową i oplatam je po czym wracamy do środka. Szukam wzrokiem Natana. Jest zaintrygowany rozmową z jakimś mężczyzną. Nie zauważa nas. Ale przecież. Nie robimy nic złego. To tylko zwykły taniec. Z moim teściem. To nic złego. Przyciąga mnie do siebie i zaczynamy tańczyć.
Nie mogę skupić się na niczym innym jak jego ręka oplatająca moją talię.
Jeden dotyk, a mnie jest tak dobrze. Kołyszę się z nim. Muzyka jest spokojna i nawet koi trochę moje zdenerwowanie.
Oddycham równomiernie. Mężczyzna patrzy na mnie. Brązowe oczy nie są tak chłodne, jak codziennie. Stojąc tak blisko powiedziałabym raczej że są. piękne.
Gdy mruga, długie rzęsy rzucają cień na jego policzki. To urzekający widok. Mój wzrok ląduje na jego malinowych wargach. Wyglądają na takie miękkie.
Chcę ich dotknąć. Dlaczego? Nie umiem wyjaśnić.
Zagryzam wargę czując, że na prawdę muszę się powstrzymywać.
- Wracam do domu. Zapewne czekasz na męża, ale on spędzi tu jeszcze parę godzin. Mogę cię zabrać.
- Nie chce sprawiać kłopotu.
- To nie jest kłopot - zapewnia.
- Na pewno? - dopiero zauważam że przestaliśmy tańczyć.
- Na pewno - szepcze. Nataniel się nie pogniewa. Nie ma podstaw.
- Dobrze - kiwam głową. - Zaraz wrócę - idę poszukać męża. Puszcza mnie i odsuwa się. Przez chwilę stoję w miejscu.Dopiero po chwili wraca mi myślenie i odchodzę. Znajduję Natana rozmawiającego z kilkoma mężczyznami.
- Gdzie zniknęłaś kochanie? - pyta i obejmuje mnie ręką.
- Twój tata tu jest. Wiedziałeś? -
Patrzy na mnie zdziwiony. Wcale nie jestem zaskoczona. Oddał nam zaproszenia i się pojawił. Niespodzianka. - Nie. Nic nie mówił - odpowiada i szuka go wzrokiem. Stoi z jakimś biznesmenami którzy chwalą się żonami.
- Będziesz miał coś przeciwko jeśli pojadę z nim wcześniej? Jestem trochę zmęczona.
- Nie. Jasne, że nie, ale nie myślałem, że chcesz spędzać z nim czas. A to trochę godzin jazdy - odpowiada.
- Nie chce psuć ci wieczoru - posyłam mu uśmiech.
- Przyjadę w nocy - całuje moje czoło. - Jedź. Odpocznij.
- Dobranoc - idę do szatni odebrać swój płaszcz. Zabieram go i zakładam na siebie. Bawię się paskiem torebki, widząc że mężczyzna stara się pożegnać i do mnie podejść. W końcu staje obok, obejmując ręką w talii. Wyprowadza mnie z budynku, ale tam znów kogoś spotykamy. Młoda kobieta. Blondynka o zielonych oczach, przytulona do wysokiego mężczyzny. W wieku mojego teścia.
- Witaj Damien. Pani O'Connor? - pyta.
- Pani O'Connor - potwierdza zaciskając palce na moim biodrze. Znów zapomniał o drugim nazwisku.
Nie odzywam się wyczuwając zdenerwowanie Damiena. Jedynie się uśmiecham.
- Gratulacje. Louis Dornan - pochyla się, żeby pocałować moją dłoń.
- Aviana O'Connor... - Damien mi przerywa.
- Tak. To mój... przyjaciel i jego dziewczyna. Wybacz nie pamiętam imienia. Jesteś trzecia w tym miesiącu - rzuca chłodno, przez co mina dziewczyny rzędnie.
To co powiedział zdecydowanie nie było miłe. Nawet jeśli to prawda, nie powinien był tego mówić.
Ale on jest z tego znany. Z dogłębnej szczerości.
- Miło pana poznać - mówię z uśmiechem.
- Mi ciebie też. Nie będziemy już przeszkadzać. Zadzwoń jak zapoczątkujesz życie potomka - Louis zwraca się do kolegi.
Żegnają się i ku mojej uldze ruszamy do auta.
Jedziemy czarnym Audi najwyższej klasy. Podobny do auta Natana, lecz nowszy. W środku pachnie wszystkim. A najbardziej Paco Rabanne. Ten zapach jest dla mnie tak erotyczny jak nic innego. Samo wdychanie go mogłoby doprowadzić mnie do rozkoszy. Nie mogę do tego dopuścić. Jeśli dzisiaj znów będę mieć mokry sen. Sama nie wiem, czy tego chce czy może nie. Mężczyzna rusza, a ja żyję świadomością, że spędzę z nim i tym zapachem kilka godzin. Myślę, że ostatnio coś się zmieniło. Być może w pracy znów będzie traktował mnie źle. Na dystans. Ale tak trzeba. Tam jestem tylko pracownicą. A tu synową. Muszę o tym cholera pamiętać. Opieram się wygodnie i patrze przez okno.
Spokojnie Avi. Nic się nie dzieje. To tylko droga powrotna. Brunet włącza radio. Nie za głośno. Chociaż nie. To nie radio. płyta. Betoveen.
Zamykam oczy i wsłuchuje się w melodie. Mój oddech jest spokojny i równy.
Myślę o wszystkim co jest mile. Wodospad. Wzburzona piana, która tworzy się wraz z opadem wody. Wiatr poruszający listki drzew. Ptaki wyspiewujące melodie. Na moich ustach pojawia się delikatny uśmiech.
Czuję muskanie palców. Dotyka mojej dłoni. Podnoszę powieki jednak nie odwracam się w jego stronę. Patrzę przed siebie. Wiem, że on też. Że jest skupiony na rozciągającej się drodze. Bada opuszkami palców wierzch mojej ręki. Potem drugą stronę. Nie reaguję na to. Jego skóra jest miękka i delikatna. Siedzę i staram się spokojnie oddychać. Już nawet nie zadaje sobie pytania dlaczego.
Po prostu chłone jego dotyk. Czuje, nie myślę.
Biorę głęboki oddech. Teraz kciukiem głaska moją skórę.
To takie przyjemne. Ledwo powstrzymuje ciche westchnienie.
Splata nasze palce. Jedziemy w ciszy. Jestem zaskoczona tym gestem. Owszem. Zachowanie Damiena zmienia się ciągle. Gubię się trochę w tej sytuacji. Nie do końca wiem co chce osiągnąć.
Chce mnie uwieść? Mógłby to zrobić, ale nie widać, aby miał aż takie zamiary. Poprawia relacje z synowa? Tak. To bardziej możliwe. Przecież, on nie ma czego we mnie widzieć. Gdzie tam ja do niego.
- Jesteś intrygującą kobietą Avi. Dlaczego pozwalasz mi to robić? Nie uciekasz. Odpowiedz proszę. Czemu pozwalasz mi na dotyk - odzywa się ochrypłym głosem. Przerywa moje myśli w nagły sposób.
- To nic złego - mówię sama w to nie wierząc.
Podnosi moją rękę i całuje,a później spokojnie odkłada ją na moje kolano. Kładzie ręce na kierownicę i wraca do prowadzenia. Między nami ponownie zapada cisza, która trwa już do końca jazdy.
Zasypiam, więc cisza na pewno panuje. Czuję silne ramiona wokół mnie. Ten zapach. Tak dobrze mi znany. Ten który upaja. Powoli otwieram oczy, przebudzam się. Mężczyzna wnosi mnie do domu, cicho zamykając za nami drzwi.
Wiem że to podłe, ale ponownie zamykam oczy opierając głowę o jego ramię i udaje że nadal jestem pogrążona we śnie.Wszystko, co robię jest złe. Wszystko co robię sprowadzi do czegoś nieodpowiedniego. Dlaczego nie umiem tego zatrzymać?

Światełko NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz