Rozdział 33

5K 191 7
                                    

Damien mnie puszcza i wzdycha. Przewietrzę się. Całuję jego policzek i idę do holu. Wyciągam cienki płaszczyk i naciągam na nogi botki na obcasie. Gotowa, opuszczam dom. Greg idzie kawałek za mną. No tak. Ochrona.
- Nie możesz iść po prostu obok i ze mną porozmawiać? - pytam odwracając głowę.
- O ile wiem, to chce pani się odprężyć - odpowiada brunet w wieku Damiena.
- Chcę być z dala od nich.
Kiwa jedynie głową. Idzie obok, ale nic nie mówi.
Chodzimy po Nowym Yorku bez celu. Przynajmniej nastawiam się na rozmowę z Natanem. Nie będzie łatwo. Zastanawia mnie jaki ma problem. Po co mu tyle pieniędzy? No i nie chcę, aby zaczął nadużywać alkoholu. Przecież w jakiś sposób mi na nim zależy.
Wracam po ponad trzech godzinach i czuję się znacznie lepiej.
Bezpiecznie odprowadzona wchodzę do salonu. Em...Pobili się. Widzę obu mężczyzn w salonie. Obaj mają poobijane twarze i o Boże krew. Kładę ręce na biodra. Nie było mnie długo. Wiem, ale czy oni nie mogą się powstrzymać. Haidi opatruje Natana. Patty trzyma lód Damienowi. Trevor sprząta.
To wygląda trochę dziwnie. Co Trev nadal tutaj robi?  Zdejmuje buty i niepewnie podchodzę do reszty. Nie wygląda, aby on dostał. Nic mu nie jest. Czyli nie brał w tym udziału.
- O moja żona wróciła. Myślałem, że polazłaś do kolejnego przydupasa - warczy Natan. Damien od razu rzuca się w jego stronę.
Wbiegam między nich nie chcąc, by znowu zaczęli się bić. Natan ma rację i nie mogę mieć żalu o jego słowa. Zdradziłam go. Może zraniłam, ale on mnie też. Blondyn odsuwa się, a mężczyzna łapie mnie w talii i mierzy go wzrokiem. Obojgu z nosa spływa stróżka krwi.
- Czyje jest to dziecko? - pyta Natan.
- Damiena - mówię wbrew swoim przypuszczeniom. Prawie pewne jest, że to Natan jest ojcem.
Ale dzisiaj ustaliliśmy coś i tego chcę się trzymać. Wychowamy je razem.
- Dobrze - mówi chłopak. - Ale kurwa po prostu w głowie mi się nie mieści, że mój ojciec pierdoli ciebie, rozumiesz? - patrzy na mnie z wyrzutem. - Może ci jeszcze płaci.
- Nie mów tak - nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Posłuchaj gówniarzu - odzywa się Damien - Aviana nie jest dziwką za którą ją teraz uważasz. I to nie ona żeruje na moim koncie. Nie wiem po co ci są te pieniądze, ale mnie to martwi i więcej nie dostaniesz. Avia jest inteligentną kobietą i samodzielnie podjęła decyzję.
- Też nie jesteś święty - odzywa się Patty mówiąc do blondyna.
- Możesz się nie wtrącać mała idio... - nie kończy, bo Trevor staje przy nim. Bardzo przy nim. - Nie ważne.
- Co on tu jeszcze robi? - pytam cicho Damiena.
- Chce ją zabrać - odpowiada do mojego ucha. - Możemy zamknąć się w sypialni, udać ze nas nie ma i móc w końcu cieszyć się z dziecka? Przez chwilę chcę być egoistą - dodaje.
- Ale Patty...
Pokazuje na nią. Uśmiecha się i przytula do Trevora. On ją delikatnie obejmuje.
Znowu z nim wróci i będzie czekać aż spierze ją na kwaśne jabłko? To taki bumerang. Chyba, że zrozumiał swoje błędy. Wiem że podjęła już decyzję i nie dam rady jej przekonać. Łapie rękę Damiena i ciągnę za sobą.
Idziemy na górę do jego sypialni. Tu jest tak cicho. Spokojnie.
Wręcz rzucam się na łóżko i tylko czekam żeby poczuć go obok siebie. Mężczyzna zdejmuje szynę i ociera ręką krew. Wchodzi do łazienki, a dwie minuty później jest już obok.
- Daj rękę - prosi.
Obracam się do niego i podaje swoją dłoń. Całuje ją, zsuwając obrączkę. Patrzę na to uważnie. Nie przeszkadzam mu. Moje małżeństwo już nie istnieje.
Jedyne co po nim zostało to dokument i dziecko. Ale ono będzie Damiena. Nawet jeśli nie jest faktycznie jego. Wiem, że się nami zajmie.
- Pójdziemy do lekarza. Muszą się tobą zająć - mówi, opierając się na ręce.
- Tak bym chciała by jednak było twoje.
- Może jest - kładzie dłoń na moim brzuchu, lekko się krzywiąc. - Czy to ważne? Natan też nie jest moim biologicznym synem.
- Jak to teraz będzie? - pytam przytulając się bardziej.
- Chciałbym, aby twoje nazwisko było jedynie moim - całuje mnie krótko, ale czule. - Wyprowadzimy się i zapewnimy małej dom.
- Nie wiesz czy to ona - uśmiecham się i humor nagle mi się poprawia.
- Mam taką nadzieję - znów podsuwa moją bluzkę. - Zwalniam cię.
- Zostawiasz ciężarną bez pracy?
- Zwalniam cię jako twój mężczyzna u twojego szefa. A że jestem tym i tym kochanie, to zrobię to bez zbędnych formalności - uśmiecha się i pochyla nade mną. - Nie próbuj dyskutować.
- Nie będę proszę pana - oplatam jego szyję i całuje go.
Wolno oddaje pocałunek. To wszystko działo się tak szybko. Porwanie, ciąża, prawda. Ale teraz wracamy na dobry tor. Damien nie pozwala mi myśleć, całując mnie nieco namiętnie.
- Kocham cie - szepcze między pocałunkami.
- Ja ciebie też kochanie - odpowiada równie cicho. Muska moje wargi raz jeszcze i przyciąga mnie do siebie.

Światełko NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz