Rozdział 28

4.9K 161 0
                                    

Odwracam jednak wzrok i patrzę na kwiaty w doniczkach. To miejsce jest tak wyciszające. Jest tu spokój. Wszyscy cicho rozmawiają. Nie kłócą się. Jest dobra atmosfera. Herbata jest pyszna. Nigdy wcześniej takiej nie piłam.
- Chciałbym, abyś poleciała ze mną. Pokazalbym ci Francję. Tam jest pięknie - dotyka mojej ręki. - Spójrz na mnie.
Przeczę ruchem głowy i opieram ja na ręce.
- Spójrz na mnie - powtarza. - Chciałbym Ci dać cały świat. Te pieniądze są nic nie warte. Potrzebuję ciebie, nie ich - wyznaje.
- Miłe co mówisz.
- To są moje uczucia, a nie słowa abyś poczuła się lepiej.
- Nie możesz być tak bardzo honorowy. Człowiek jest egoistyczny. Więc skoro ci na mnie zależy czemu pozwalasz mi z nim być. I proszę nie mów tu o dawaniu wolności czy szczęścia niby moim szczęściem - zaczynam.
Chcę się dowiedzieć, dlaczego. Co go kieruje tym? Juz dawno mógłby wszystko powiedzieć mojemu mężowi. Zakończyć trójkąt.
- Bo wiem jak to jest kiedy kobieta cię zostawia - odpowiada, uważnie na mnie patrząc.
- Wolałbyś żeby cały czas cie okłamywała? - pytam.
- Nie. Ale to ty nigdy nie powiedziałaś, którego znasz chcesz wybrać. Chciałbym, abyś była jedynie moja i w końcu wezmę sprawy w swoje ręce - całuje moje dłonie.
- Co masz na myśli? - dziwi mnie tymi słowami.
Wzrusza ramionami, patrząc na mnie. W ogóle nie przypomina prezesa. Raczej nastolatka który podjął decyzję.
- Damien nie możesz, nie chcę zostać sama - zaczynam panikować, a w moich oczach pojawiają się łzy a w gardle gula.
- Kochanie nie zostaniesz sama. Czemu tak pomyślałaś? - Pyta zmartwiony.
- Nie chcę - mocniej wciskam siebie w krzesło.
- Nie zostawię cię. Avianko zaczynasz mnie martwić.
- Przepraszam - przecieram oczy.
Wstaje i podchodzi do mnie. Jednym ruchem mnie podciąga. Ląduje w jego ramionach. Łapie w palce jego bluzę i mocno się wtulam. Błagam, niech on mnie nie zostawia. Nie może. Teraz gdy go mam, on nie może.

~~*~~

Leżę w łóżku czekając na swojego męża. Gdy wychodzi z łazienki klękam między pościelą i posyłam mu szeroki uśmiech.
- Hej kochanie - również się do mnie uśmiecha.
- Długo mi kazałeś czekać.
- Przepraszam. Nie miałaś chyba męczącego dnia, skoro masz siłę - siada obok.
- Pomyślałam że moglibyśmy... - zaczynam całować jego ramiona -...przełożyć nasz wyjazd.
- Na kiedy? - wplata palce w moje włosy.
- No nie wiem, nie spieszy mi się tam - składam krótkie pocałunki na jego wargach.
Oddaje je, podciągając moją koszulkę nocną. Czy on ma malinkę na szyi? Kurwa on ma malinke!
- Więc? - przytrzymuję jego dłonie.
Wyrzucam z głowy tą myśl. Nie mam prawa go podejrzewać.
- Dobrze - zgadza się.
- Świetnie - całuje jego policzek. - Dziękuję.
Uśmiecha się i pcha mnie na łóżko. Spragniony. Leżę pod nim obserwując go z dołu.
- Jest późno - mówię szybko.
- Bez przesady - składa pocałunki na mojej szyi.
Odchylam lekko głowę pozwalając mu na to.
- Muszę wcześnie wstać Natan.
- Nie dał ci wolnego i dlatego nie chcesz jechać? - pyta i odsuwa się.
- Nie, ale skoro nie jedziemy - marszczę brwi i całuję go zachłannie żeby odwrócić jego uwagę.
Nie chcę wracać do tego tematu. Zostaję i całe szczęście. Tej nocy mój mąż nie odpuszcza i kochamy się prawie do rana.
Gdy się budzę, jestem w jego ramionach. Naga, przytulona plecami do jego torsu. Oczywiście śpi jak zabity kiedy ja muszę już się zbierać. Jestem naprawdę wyczerpana. Ubieram szlafrok i ledwo przytomna schodzę do kuchni. Druga męcząca noc. Ale co mogłam zrobić? Nie mogę mu ciągle odmawiać. Jestem jego żoną. Wszystko takie skomplikowane.
Ziewam i zalewam sobie wrzątkiem kawę. Bez tego za chwilę zasnę. Haidi kręci się i robi śniadanie bez słowa. Kiedyś to chociaż rozmawiałyśmy. Ale teraz jestem tak zmęczona, żebym nie rozumiała co mówi. Siadam przy stole i biorę jedną z przygotowanych kanapek. Ciszę przerywa Damien. O cholera. Wkurzony Damien.
- Wyjdź - rzuca ostro do dziewczyny, którą nawet ostatnio zaczął traktować uprzejmie.
To nieco mnie dziwi. Haidi nie chcąc się mu narazić momentalnie znika. Zastanawiam o co może chodzić. Coś zrobiłam? Czy ktoś z rana go zdenerwował? Nie wygląda to ciekawie. Nie lubię jak ma taki humor.
- Zostajesz dzisiaj w domu - do mnie zwraca się łagodnie, ale wcale nie wydaje się spokojniejszy.
- Dlaczego? Coś się stało? - nic z tego nie rozumiem.
- Tak, stało. Zostajesz - powtarza pochylając się nad stołem. - Nie żartuję Aviana. Ktoś się włamał dzisiaj.
- Coś się komuś stało? - czuję jak mój żołądek nerwowo się skurczą.
O nie. Znowu. Wtedy tam ten ochroniarz. Damien mi powiedział, że ktoś go zaatakował. Ale to nie Trevor - Nie - szepcze. - Ale mogło. Tobie.
- Chcę jechać z tobą. Proszę.
Kręci głową. Jak mam go przekonać? Jest zły i zmartwiony jednocześnie.
- Gdzie będę bezpieczniejsza niż przy tobie hm? - zakładam ręce na piersi patrząc mu twardo w oczy.
- Avi - jęczy i opiera czoło o moje. Dlaczego tak się upiera?
- Chcę z tobą.
- Tutaj jest ochrona. Nie mogę podzielić ich na trzy osoby - zamyka oczy walcząc z chęcią wzięcia mnie ze sobą.
- Nic się nie stanie - całuję kącik jego ust.
- Tobie włos z głowy nie spadnie. Obiecuję. Idź się ubrać. W salonie jest policja. Do włamania doszło nad ranem - mówi już poważnie.
Uśmiecham się i zadowolona znikam na górze. Zadowolona z tego, że mnie nie zostawia i jadę z nim. Ale martwi mnie to, że ktoś mógł tu być. To mnie najbardziej trapi. Gdyby tak po prostu wszedł do naszego pokoju. Boże, kto nas może prześladować? Dlaczego? Starałam się nigdy nie mieć wrogów. Może to nie moja wina, ale nie chcę żyć w strachu. Niech to się skończy.
W biurze oboje na prawdę skupiamy się na pracy. Ja w ciągu pięciu godzin pije już trzecią kawę. Żadnemu nie dam się dotknąć przez cały weekend. Będę tylko spać.
Muszę odpocząć. Naprawdę. Niedługo będę wyglądać jak zombie. Chyba tego nie chcę. Jeszcze się wystraszą.

Światełko NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz