Rozdział 34

5.1K 174 0
                                    

Pani doktor przejeżdża urządzeniem po lekko wypukłym brzuchu. W skupieniu patrzy w ekran. Mało widzę szczerze mówiąc. Czekam, aż ona coś powie, podkładając rękę pod głowę. Damien miał się zaraz pojawić. Był w delegacji na Tajwanie. Był tam od tygodnia, ale miał przylecieć. Jednak najwyraźniej nie zdąży. Będą inne wizyty - pocieszam się.
Trudno. Chciał, a to się liczy. To, że go nie będzie nie daje mi wątpliwości, że nie jesteśmy dla niego ważni. Okazuje to na okrągło. Nawet teraz, gdy sytuacja jest opanowana, nie mogę wyjść bez ochroniarza. Albo Liam albo Greg są przy mnie.
Kobieta w średnim wieku posyła mi uśmiech. Czyli wszystko dobrze? Chyba tak. Nie chcę, żeby maluszkowi coś groziło.
- Na kolejnej wizycie będzie można usłyszeć bicie serduszka. A teraz niech pani spojrzy w ekran, pani O'Connor. To pani dziecko - mówi doktor, pokazując palcem odpowiedzi punkt.
Mrużę oczy, aby dokładniej zobaczyć co ma na myśli.
- Ta kropka? - pytam.
- No już dosyć spora. Prawie trzeci... - przerywa jej otworzenie drzwi i zdyszany Damien. W lekko pogniecionym garniturze. - Spóźnienie, ale zawsze dobrze, że pan dotarł. Zapraszamy.
Uśmiecham się szeroko, gdy siada obok mnie i łapie za rękę. Splata nasze palce, całując mnie w czoło. Kobieta jeszcze raz pokazuje nam kropkę.
- Nasze dziecko - mówię szczęśliwa.
- Nasze - powtarza delikatnie ściskając moją dłoń. - Pani doktor ona ma odpoczywać, ale czy może...
Kobieta przenosi na nas wzrok i uśmiecha się.
- Oczywiście panie O'Connor. To wręcz wskazane - wraca do dokumentów.
Damien poprawia się na krześle i całuje mnie w usta. A taki bezpośredni jest przeważnie.
Kobieta daje nam zdjęcia usg i przypisuje mi jakieś witaminy.
Podnoszę się, poprawiając bluzkę. Mężczyzna pomaga mi założyć płaszcz. Zabieramy receptę.
- Do widzenia - żegnamy się i opuszczamy gabinet.
Na korytarzu wiernie czeka Greg.
Macham mu z uśmiechem i wychodzę przepuszczona w drzwiach. Dam chowa recepty do kieszeni marynarki i patrzy na mnie.
- Greg cię zabierze, ja mam rozprawę. - mówi.
- Nie mogę iść z tobą?
- Zanudzisz się. Chcę to załatwić. Marina i jej kolega pójdą siedzieć.
- Ale ja cie tydzień nie widziałam - robię smutną minę.
Przyciąga mnie do siebie. Stoimy przed kliniką, patrząc sobie w oczy. Uśmiecha się do mnie.
- Narzeka pani, pani O'Connor? - mruczy, całując mnie.
- Stęskniłam się - wzruszam ramionami.
- Ja też. Ale muszę to załatwić. A ciebie zabiorę na kolację.
- W porządku - jeszcze raz krótko go całuje.
Puszcza mnie i zbiega po schodach do samochodu, w którym czeka Paolo. Greg odprowadza mnie do naszego auta. Gdy jedziemy wyciągam telefon i dzwonie do Patty. Jej życie również się uspokoiło. Pogodziła się z Trevorem, a ten wie, że trzeba traktować ją jak księżniczkę. Dziewczynie został jeszcze miesiąc do porodu.
- Cześć - słyszę jęk w słuchawce - Nienawidzę schodów. Dlaczego tu nie ma windy? - żali się.
- Gdzie? - chichocze pod nosem.
- W naszej kamienicy. O matko. Dobrze, dotarłam na szczyt. Jak wizyta? - pyta.
- Wszystko jest w porządku. Damien przyjechał - mówię podekscytowana.
Śmieje się ze mnie i chyba przekłada telefon do drugiej ręki.
- To przywitaj go dobrze.
- Teraz jest w sądzie
- Po co? Myślałam, że to ty masz rozwód przed sobą - wzdycha. - Kocham ten fotel.
- Ja wiem Patty, ale skup się.
- Mów jasno i przejrzyście - burczy.
- Chciałam zapytać jak się czujesz.
- Bardzo dobrze. Jak na razie - śmieje się. - Ale mam cudne ubranka, wiesz? One są takie maluśkie. Ale to będzie bad baby.
- Może lepiej nie..
- Cicho! To mój chłopiec. Jak będziesz mieć dziewczynkę to ewentualnie możemy ich sparować.
- Na razie niech się urodzą.
- Dobra, teraz tak poważnie. Natan przyszedł pożyczyć pieniądze.
- Daliście mu? - zagryzam wargę.
Po co Natanowi znowu pieniądze? Damien zablokował mu konto, ale tylko z niepokoju. Na razie mieszkamy razem, lecz mijamy się szerokim łukiem. Martwi mnie jego zachowanie. W coś się wpakował.
- Nie, bo Trevor, wie po co mu są - wyjaśnia.
- Po co? - pytam od razu.
- Natan zaczął grać. To znaczy Haidi go w to wciągnęła, bo sama nie miała pieniędzy, wiec chodziła do kasyna.
- Przecież to go zniszczy.
Wzdycha głośno, jakby chciała mi powiedzieć "to już go zniszczyło". Teraz wszystko stało się jasne.
- Muszę z nim porozmawiać - mówię bardziej do siebie.
Patricia żegna się ze mną. Może jest jeszcze szansa, aby go wyciągnąć. Terapia? Na pewno ktoś mu pomoże. Czemu ta dziewczyna... ugh. Myślałam, że jest odpowiedzialna. Inna. Ale jak człowiek jest uzależniony, to czy myśli? Ciekawe czy Damien już wie. I jeśli tak to co zamierza z tym zrobić. Biorę głęboki oddech i kładę rękę na brzuchu. Nie mogę się denerwować. W domu pierwsze co to kieruje się do kuchni. Mogłabym teraz tylko jeść. Ciągle i ciągle.
Moje dziecko jest wymagające. A to dopiero początek. Robię spaghetti widząc na stole rozłożone plany. Marszczę brwi i ciekawa biorę papiery do ręki dokładnie oglądając.
To jest projekt domu. Dokładnie. Rozłożysty plan.

Światełko NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz