Dlaczego on jest taki bezpośredni. Przecież to co powiedział, co robił było bardzo podniecające, ale to nie zmienia faktu, że nie powinien tego mówić i robić. Czy on nie ma żadnych granic? Raz traktuje mnie tak chłodno, raz jest miły, a teraz tak.
Przytomnieję trochę i staje przed windą naciskając przycisk, żeby ją przywołać. Ledwo siadam na krześle przed biurkiem, a jestem złapana za nadgarstek i prowadzona do Jego gabinetu.
- Hej! - zatrzymuję się gwałtownie czym jest wyraźnie zaskoczony - Może by tak delikatniej?
- Chciałem delikatnie, pani O'Connor. Ale jesteś bardzo niegrzeczna. Wręcz bym powiedział irytująca - otwiera drzwi gabinetu i popycha mnie do środka.
Łapię równowagę i staję na przeciwko niej zakładając ręce na piersi.
- Słucham? - pytam.
Nie odpowiada. Rozpina granatową marynarkę i zsuwa ją z ramion. Kładzie rękę na moich plecach i prowadzi do biurka.
Kompletnie nie wiedząc czego po nim mam się spodziewać stawiam powolne kroki.
Co może chcieć zrobić? Patrzę na niego z wahaniem. Damien odsuwa laptopa na bok.
- Dłonie na krawędź biurka.
Dziwi mnie jego polecenie. Co zamierza zrobić? Ukarać? W jaki sposób? Moje tętno jest takie
szybkie. Jakbym przebiegła maraton.
- Po co? - mój głos jest cichy i piskliwy. - Prosiłem. Nie posłuchałaś. Nie chciałem cię dotykać. Prawda? Pamiętasz moje słowa - przypomina układając moje ręce na blacie.
- Nie do końca rozumiem - mówię nerwowo i odwracam się w jego stronę. Jest tak blisko.
Pochyla się i zaciska zęby. Jest zdenerwowany. Nawet bardzo. Oczy ma ciemne, chłodne.
- Chce wrócić do pracy. Muszę wrócić do pracy panie O'Connor.
- Czyżby? - warczy zły pochylając się jeszcze bardziej.
Kiwam głową odchylając się do tyłu.
- Odwracaj się - mówi gwałtownie.
Zamykam oczy i powoli robię to co powiedział, a moje dłonie ponownie lądują na gładkiej powierzchni mebla. Patrzę na szklaną ścianę przede mną. Taki piękny widok na miasto. Coś cudownego. Szef staje za mną i podciąga moją spódnicę w górę.
- To zabieram sam - pociąga w dół moją bieliznę.
- Nie możesz zabierać mojej bielizny - szepczę ledwo słyszalnie ze strachu.
- Niby nie, a właśnie to robię - chowa ją do kieszeni spodni. Czuję okropny ból pośladka. Uderza mnie.
Zagryzam mocno wargę prostując się bardziej. Moja prawa dłoń dotyka piekącego miejsca.
- Może zapamiętasz, że szefa się trzeba słuchać - rzuca zły i uderza mnie ponownie.
- Przestań - łapie za brzegi swojej spódnicy i ciągne z całej siły w dół. Muszę to w tym momencie przerwać.
Nie pozwala mi na to. Trzyma moje nadgarstki i znów uderza.
- Mmm... Kurwa - zaciskam palce.
Mimo pieczenia, gdy uderza niżej, czuję też wielkie podniecenie.
Po kolejnym uderzeniu opadam na łokcie nie będąc w stanie dłużej utrzymać się na prostych rękach. Nie chce żeby przestawał. Wręcz sama bardziej się wypinam. Zamykam oczy, nie wiedząc jak to zatrzymać. Jeczę gdy uderza coraz mocniej. Wiem, że mój tylek jest czerwony. Jak będę siedzieć? Nie obchodzi mnie to.
Niczym się teraz nie przejmuje. Chce tylko by uderzył jeszcze mocniej. Nikt tu nie wejdzie. Żadna sekretarka. Żaden klient.
Co ja powiem Natanowi?! Prostuje się w jednej chwili spanikowana. Jak będzie chciał...
- Cholera.. - syczę. Czuję, że łapie mnie za włosy i ciągnie do tylu. Odchylam głowę. - Czy to nauczyło cię słuchać? - pyta wprost do mojego ucha. Jego usta całują skórę tuż za nim.
- Tak - odpowiadam cicho i niepewnie.
Nie wiem, czy mnie słyszy. Od mojego głosu głośniej bije serce.
- Tak? - pociąga za włosy mocniej. - Mów mi tato - szepcze.
- Nareszcie się doczekałam - wzdycham.
Po tym wszystkim rozmawiam z nim tak normalnie. Czyż to nie jest dziwne? Na dodatek te klapsy mi się podobały. Bardzo mnie rozpalały. Bardziej niż coś innego.
- Tylko o tym nie zapominaj. A... oczywiście jak jesteśmy sami - dodaje i kładzie ręce na moje biodra.
- Mogę majtki? Są mi potrzebne.
- Nie. Nie podoba mi się to jak do mnie mówisz. Wyjdź - prycha i siada za biurkiem. Otwiera laptopa, aby na nim pracować.
- Co zrobiłam źle? - nie rozumiem.
- A co przed chwilą ustaliliśmy? - pyta, patrząc w ekran.
- Przecież... Nie będę używać tego w każdym zdaniu - dotykam dłonią jednego policzka. Pewnie jest tak czerwony jak mój tyłek.
- Ktoś powiedział, że umie słuchać. Powiedziałem wyraźnie jak masz do mnie mówić. I nie ma to względu na to, że jesteś żoną mego syna - odpowiada lekceważąco. Naprawdę obawiam się jego zmian humoru. Co chwila inaczej. Gubię się.
Nie odzywam się już. Poprawiam koszulę i opuszczam jego gabinet. Prawie dostaje zawału widząc swojego męża na moim fotelu.
- Cześć - mówi, bawiąc się spinaczami. Czy ten gabinet jest dźwiękoszczelny? Mógł coś słyszeć? Od kiedy on tu siedzi?
- Cześć - próbuje się uśmiechnąć. - Co tu robisz? - idąc czuje odrętwienie tyłka.
- Przywiozłem ci lunch - wskazuje głową na pudełko. Ładnie pachnie. Na pewno coś dobrego - Haidi robiła.
- Jesteś kochany - czuję jakby ktoś dał mi w pysk. Jestem okropna.
On jest taki cudowny, a ja pozwalam aby myśli skupiały się na Damienie.
- Natan, muszę ci coś powiedzieć - zbieram się w sobie. Jak ja mogłam? Co mi odbiło?
- Co takiego kochanie? - uśmiecha się i wstaje. Całuje moje czoło.
Przytulam się do niego łapiąc między palce jego koszulę.Wzdycham jego zapach. Nie wiem czy umiem to wyrzucić. Czy umiem być szczera. Czy chcę. Glaszcze mnie po plecach. Zerkam na jego szyję. Kołnierzyk ma brudny.
Zaciskam usta dostrzegając bordowy ślad.
- Jadłeś może barszcz? - pytam bez namysłu marszcząc brwi. To zdecydowanie jest szminka, to napewno szminka, ale może jednak...
- Nie - odpowiada zdziwiony. Odsuwa się i patrzy na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi.
Uśmiecham się delikatnie nie chcąc dać po sobie nic poznać. Nie powiem mu czegoś co mogę żałować. Moje obawy mogą być błędne, prawda? Nie chcę się kłócić. Na spokojnie to przemyślę.
- Dziękuję za lunch .
- O której mam przyjechać? - pyta jeszcze.
- Wrócę sama, muszę coś jeszcze załatwić - chcę, żeby już poszedł.
Marszczy brwi. Przecież jestem autem. Zapewne o tym nie wie.
- Jedź - kładę dłoń na jego torsie i całuje go w policzek.
Siadam na krześle i krzywię się z bólu. Natan wychodzi. Myślę, że to przypadek, ale nie przekonuje mnie ta myśl.Otarł się o coś, wmawiam sobie. Chowam twarz w dłoniach starając się to wszystko sobie poukładać. Na pewno nic się nie stało. Ta jasne, kogo ja okłamuje. A ja? Ja czuję, że jestem wilgotna.
I to cholernie. Ten zadufany w sobie, przystojny, wkurzający, ociekający seksem dupek jest wszystkiemu winien. To przez niego. Jestem rozdarta emocjonalnie. Nie radzę sobie z tym natłokiem. Z jednej strony wiem, że robię źle i mam męża. Kocham go. Wiem. Ale nie wszystko jest takie proste. Jest też druga strona medalu. Damien. Intryguję mnie na każdy możliwy sposób. Jestem przekonana, że nie nienawidzi mnie tak jak na początku. Może w coś gra? Nie wiem, lecz chcę w to brnąć. Dlaczego? Bo jestem młoda i być może głupia, ale powinno się ryzykować. Potem mogę żałować. Teraz jest mi to zupełnie obojętne. Tym bardziej, że... mój mąż chyba również wychodzi z takiego założenia. Ale nie mogę mu nic zarzucać. Jeszcze tego nie wiem.Jak wam się podoba rozwój wydarzeń? Ciekawi co będzie dalej?
W niedzielę zrobie maraton dla was ♡♡☆☆♡♡
CZYTASZ
Światełko Nadziei
Любовные романыMiłość Kto powiedział, że miłość jest łatwa? No kto. Czy jesteś pewna, że wybrałaś odpowiednią osobę? A co jesli na twojej drodze staje ktoś inny, niż sobie wybrałaś? Pożądanie, namiętność Seks Pocałunki Urywany oddech Koniec Dowiesz się tego wszyst...