Rozdział 25

5.4K 161 0
                                    

Świetnie. Właśnie tego mi brakowało. Siadam na krześle i chowam twarz w dłoniach. Nie chce go ranić, ale nie chce zostawiać Natana. Nie mogę. Kocham go. Może ten ślub był trochę za szybko, był błędem. Przyznaję. Mogliśmy nieco poczekać, ale na pewno jest jakieś wyjście z tej sytuacji. Nie chcę się kłócić. Słyszę, że obok mnie krzesło zostaje odsunięte. Ktoś podaje mi kakao. Tak. Na takiej kolacji kakao.
 - Nie wiedziałem, że jesteś tak wrażliwa. Przepraszam. Nie powinienem. Nie chciałem cie urazić - to Hugo.
- Wiem co o mnie myślisz - odwracam się do niego bokiem.
- Nie wiesz, nie czytasz w myślach. Nie mam nic do tego. Naprawdę. Mówiłem ci, że Damien zaczął się uśmiechać. Jeśli dzięki tobie, to jestem wdzięczny - kładzie mi rękę na ramieniu. - To trudny facet. A twoje małżeństwo to twoja sprawa. Cieszę się, jeśli i mój brat cie uszczęśliwia.
- Dziękuję za kakao. Nie miałam pojęcia, że ci powiedział - mówię cicho.
- Ale prawda jest taka, że przegiąłem. Damien mówi mi przeważnie o wszystkim. Znamy się od dziecka. Adoptowali nas razem - tłumaczy.
- Rozumiem.
Czyli miałam rację. Są adoptowani. Lucas chyba nie. Jest podobny do obydwojga rodziców.
- Tajemnice nie są dobre. To zawsze prowadzi do...
- Sama o tym wiesz - podnosi się - Ochłonie i się pogodzicie. Wiesz, on jest zestresowany tymi wszystkimi sprawami. Ktoś was chce pogrążyć. Nie chodzi o romans. Mówię ogólnie - wyjaśnia. - Ktoś się mści.
- Mści za co? - podnoszę na niego wzrok.
- Nie wiem - mówi cicho. - To jedynie moje domysły.
Mężczyzna znika na schodach, a ja biorę w dłonie kubek z ciepłym napojem. Piję słodkość. Jakoś mi lepiej. Czuję się jak w domu. Przynajmniej przez tą chwilę. Uważam, że Damien nie miał racji, ale jeżeli to pomoże to go przeproszę. Byle było między nami lepiej. Wypijam kakao i odstawiam kubek. Mama Damiena wraca, przynosząc talerz pełen ciast. Stawia go na stole. Posyłam jej uśmiech jednak nie zamierzając się częstować. Wolę nie kusić losu. Nie chcę przytyć. Damien wraca i siada obok. Rozpiął kołnierzyk czarnej koszuli, ale nie zdjął marynarki. Przygląda mi się, kiedy słucham, jak jego ojciec gra na pianinie. To piękne dźwięki wypełniające całe pomieszczenie. Zamykam oczy i skupiam się tylko na nich.
Bardzo mi się podoba ta melodia. Uspokaja. Przestaje po kilkunastu minutach, lecz nie wiem po ilu.
- Chodź - Dam szepcze mi do ucha. - Wracamy kochanie.
Kiwam głową i wstaje. Pani O'Connor daje mi dużo ciasta dla mojego Natana. Żegnam się z nią dobre dwadzieścia minut.
- I pamiętaj, że zawsze możesz ze mną szczerze porozmawiać. Chciałabym mieć córkę albo wnuczkę. Ty jesteś to i to - uśmiecha się, całując mój policzek.
- Dziękuję za gościnę i za wszystko. Następnym razem liczę na wizytę u nas. - przyciskam do brzucha mocno pojemnik ze słodkościami.
- Na pewno wpadniemy - głaska moje ramię. - Jedzcie ostrożnie.
Auto podjeżdża i Damien otwiera mi drzwi. Wsiadam, a on robi to samo chwilę po mnie.
Zasuwa szybę między kierowcą a nami i ląduję na jego kolanach. Obejmuje mnie ramieniem i całuje w szyję.
- Przepraszam. Powinienem ci powiedzieć. Masz rację, skarbie - mówi pokornie.
- To ja przepraszam. Zareagowałam zbyt przesadnie.
- Możemy o tym zapomnieć? Chcę, aby ten wieczór był udany moja laleczko - przesuwa ręką po mojej nodze. Po chwili dłoń znajduje się pod sukienką. Zahacza o bieliznę i wsuwa we mnie kulki. Miał je w ręce.
Spinam się zaskoczona tym. Nie nadążam za nim. Jego zmiany nastroju są ciężkie do zniesienia.
Raz jest zły, raz miły. Na balkonie musiał ochłonąć. Świeże powietrze robi dobrze każdemu. Czuję, że rzecz zostaje wysunięta. Damien, patrząc na mnie wsuwa kulki do moich ust.
- Ssij. Będzie przyjemniej - wyjaśnia.
Czując jak moje policzki pokrywa czerwień zaczynam badać językiem metalową fakturę. Wolałabym mieć to już tam na dole. Po chwili się tak dzieje.
Zamykam oczy gdy je wkłada. Jednak gdy już tam są nie czuję ich co sprawia że napięcie we mnie opada. Wtedy kiedy mnie bił, mój tyłek. To było nieziemskie. Na samo wspomnienie mam ochotę prosić go o klapsa. Pamiętam, że przy każdym uderzeniu ocierały się we mnie. Teraz gdy siedzę nic nie czuję. Gdybym chociaż chodziła. To co innego. Prostuję się na jego kolanach i staram skupić się na czymś innym. Może niech je wkłada i wyciąga. Zawsze toby było coś.
- Byłem dzisiaj bardzo o ciebie zazdrosny - szepcze przesuwając palcem wzdłuż dekoltu. - To nieco za dużo - mówi pociągając za materiał tak, że odrywa stanik. Odgina miseczkę drażniąc pierś.
- Jest elegancka - mówię tłumacząc się.
- Jest - zgadza się ze mną. - A więc za dużo pokazywała moim braciom - kontynuuje i to samo robi z drugą piersią.
- Myślę że nie specjalnie się tym interesowali.
- Właśnie o tym dyskutowaliśmy, ale nie mogłem za bardzo okazywać zazdrości. Nie ładnie Aviano - syczy i bierze do ust lewą brodawkę którą przygryza.
Odchylam głowę do tyłu jecząc z przyjemności. Dopiero później uświadamiam sobie że szyba przecież nie jest dźwiękoszczelna. Mam nadzieję, że Liam domyślił się i zgłasza nieco radio.
- Szlak - mówię do siebie i odpycham mężczyznę bojąc się, że nie dam rady się powstrzymać.
- On nie wie. Ma słuchawki w uszach. Uspokoj się - Damien śmieje się z mojej miny.
- Cieszę się że cie to bawi - poprawiam ramiączka chowając swój biust.
- Tak. Bawi mnie to. Czy wyglądam na głupiego nastolatka? Nie chcę być przyłapany, więc nie myśl, że zostanę. Klękaj. Ręce na fotel, kolana przy moich nogach. Łydki oprzesz na miejscu pupy.
Jego ton głosu sprawia że od razu robię co karze. Przez moje ruchy kulki poruszają się więc na moich ustach formuje się uśmiech. Zaczynam być podniecona. Jest mi coraz bardziej gorąco. Opieram ręce, patrząc przez boczną, przyciemnioną szybę. Moja sukienka zostaje zadarta do góry.
Zagryzam wargę starając się spokojnie oddychać.
Mój humor się poprawia. Uderzy. Wiem, że uderzy. Zaciskam mocno palce i nie mogąc już wytrzymać odzywam się.
- No proszę, zrób to wreszcie.
- Co mam zrobić, Avianko? Musisz mi powiedzieć - mruczy pociągając za moją bieliznę.
- Uderz - jęczę.
- Mam cię uderzyć, ponieważ byłaś...
- Nie byłam niegrzeczna -mówię szybko i odwracam głowę urażona.
- Nie o tym mówię - wywraca oczami. - Zbyt pociągająca -odpowiada za mnie i uderza.
Wzdycham przeciągle. Cudowne uczucie. Upojona pieczeniem i przyjemnością czekam na kolejne zetknięcie się jego dłoni z moją skórą. Gdy robił to pasem, bolało bardziej. Więc tak lepiej. Zgodnie z moimi niemymi prośbami, uderza ręką w mój tylek. Potem znów. I znów. Zaczynam ciężko oddychać.
- Mocniej - sapie czując jak blisko jestem.
Dostaję kolejny raz. Moje majtki są już takie mokre. Wszystko mięśnie spinają się, a ja szczytuje z ogromną siłą. Świat na chwile zaczyna wirować. Jest mi tak dobrze.
Uspokajam się dopiero po dłuższym czasie. To było takie dobre. Siadam poprawiając się. Właśnie dojeżdżamy. Ochrona jest, więc Natan także. Przełykam ciężko ślinę doprowadzając się do porządku.
- O której masz zamiar przyjść? - pyta Damien, zapinając koszulę.
- Wiesz że jestem uzależniona od Natana - mówię cicho gdy wychodzimy z auta.
Kiwa głową podążając za mną. Spotykam męża w salonie. Bez koszulki ogląda mecz, a Haidi przynosi mu butelkę piwa.
- Nie masz nóg? - staję przed blondynem zakładając ręce na piersi.
- Ona ma bardzo ładne - uśmiecha się, biorąc butelkę. - Jak obiadokolacja?
- Dobrze. Widzę że nie specjalnie przeszkadza ci że nie mogłeś tam być.
- Dopiero wróciłem - wyjaśnia. - Odstresowuję się po egzaminie

Światełko NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz