Rozdział 12

7K 188 2
                                    

- Nigdzie nie idziesz, mówię  - mówi i przygniata mnie, znajdując się nade mną - Jutro wyjeżdżamy. Natan obudzi się i pomyśli, że jesteś w pracy. Pójdzie na zajęcia i będziesz mogła się spokojnie spakować - wraca na swoje poprzednie miejsce.
Nic już nie mówię tylko kładę głowę na jego ramieniu. Całuje mnie po włosach i głaszcze po plecach. Zamykam oczy, czując że tak jak w tym momencie jest mi dobrze. Potem zasypiam. Przed szóstą jak codziennie dzwoni mój budzik. Pochylam się i szukam swoich spodni wiedząc, że tam znajduje się telefon.
W końcu znajduję materiał. Wyjmuję komórkę i wyłączam aplikację. Grobowa cisza. Opadam z powrotem na materac i patrzę w sufit. Przede mną są dwie pary drzwi i telewizor. Pewnie jedne to łazienka, a drugie to garderoba zapełniona garniturami. Pokój przypomina nasz, ale rożni się kolorami. Na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Przychylam głowę i patrzę na mężczyznę obok. Śpi na brzuchu. Grzywka co chwila się podnosi, kiedy oddycha.
Mam taką wielką ochotę go pocałować. Ale wiem, że wtedy się obudzi. Wiercę się delikatnie. Trzy dni w Seattle. Sami. To będą cudowne trzy dni. Mam nadzieję, że będziemy tam mieli bardzo ciekawe zajęcia. Przez moje fantazje, nie orientuję się, że piękne brazowe oczy mi się przyglądają.
- Cześć - przewracam się na bok i posyłam mu uśmiech.
Kładzie rękę na mojej talii i przyciąga mnie do siebie. Sam lekko się obraca, podpierając na ręce i pochyla nade mną, aby pocałować. Wolno, słodko, łączy nasze usta.
- Dzień dobry, pani O'Connor - mruczy.
W efekcie to jednak ja przyciągam go za kark i łącze nasze wargi. Ten cudowny dotyk. Niepowtarzalne uczucie. Ten który mnie pobudza. Zwykły pocałunek, a jednak. Czuję magię podczas jego trwania.
- O której musimy być gotowi? - mruczę nie odsuwając się.
Wsuwa rękę między moje nogi. Ustami schodzi na szyję. Zostawia krótkie, gorące pocałunki na mojej skórze. Rozpala mnie.
- Myślę, że mamy jeszcze cztery godziny laleczko - odpowiada przejeżdżając palcem wskazującym po łechtaczce. Zamykam oczy i dociskam jego rękę do tego miejsca.
- To sporo czasu - jęczę. Zagryzam wargę i dłonią masuje kark bruneta.
Uśmiecha się, wracając pocałunkami do moich ust. Zabiera dłoń, która sprawiała mi przyjemność i jednym sprawnym ruchem wbija się we mnie. Porusza się szybko, mocno i zdecydowanie.
Z moich ust wydobywają się na zmianę jęki i westchnienia. Dwie godziny w łóżku to dobra pobudka. Seks to świetne ćwiczenia. Zwłaszcza z Damienem. Jest mi z nim idealnie. Ze swojego skrzydła, ubrana w granatową sukienkę schodzę na dół. Od razu kieruję się do kuchni. Natan bierze prysznic. Wróciłam do sypialni, kiedy jeszcze spał. Powiem mu o wyjeździe. Jestem już spakowana. Wchodzę do pomieszczenia, czując zapach kawy. Haidi panikując próbuje zetrzeć brązową plamę z koszuli Damiena, który jest wściekły. Biedna dziewczyna. Mógłby jej odpuścić, przecież widać, że jest przerażona.
- Nie dotykaj mnie - warczy wściekły.
Dobrze, że to nie mi się przy trafiło. Ale też szkoda. Miał taki świetny humor. Prawie jak ja. Wściekły Damien to nic dobrego.
- Może lepiej włożyć to od razu do prania? - sugeruję niepewnie.
Przenoszą na mnie wzrok. Nie zauważyli.
- Tak, ja właśnie... - duka brunetka.
Damien wywraca oczami i rozpina koszulę. Dziewczyna zabiera materiał i szybko opuszcza kuchnię.
- Jest miła, też spróbuj taki być - z trudem oderwałam wzrok od jego torsu.
- Nie - odpowiada krótko. - Jedz śniadanie - dodaje i czeka, aż usiądę.
- Natana nie ma. Nie musisz być taki - wyrzucam mu i napełniam sobie kubek gorącą kawą.
- Sądzisz, że to pozory? - unosi brew i zbliża się do mnie.
Dostaję w tyłek. Później wychodzi. W drzwiach mija się z moim mężem. Natan siada obok mnie, a ja całuję jego policzek.
Uśmiecha się i odwzajemnia pocałunek, ale w usta.
- Wyspałaś się? - pyta.
- Tak, zdecydowanie. Natan twój ojciec wspominał ci o delegacji?
- Nie mieliśmy czasu porozmawiać. A co? - marszczy brwi, czekając na odpowiedź.
- Jedziemy do Seattle na trzy dni - nie patrze nawet na niego mówiąc to.
Słyszę jak wypuszcza powietrze z ust. Nie lubi, kiedy wyjeżdżam. Zazwyczaj dlatego, że tęskni za mną. Pocieram ręką kark. Mam nadzieję, że nic nie zdradzam swoim zachowaniem. To nie jest łatwe. Czuję ukucie w sercu. Znam to uczucie.
- Myślałem, że pójdziemy w sobotę na kolację - wzdycha. - No, ale będziesz bardzo zmęczona, jak wrócisz.
- Pójdziemy - mówię szybko. - Na pewno.
Uśmiecha się i całuje moją dłoń. Po chwili podaje mi zrobioną kanapkę.
- Jedz - sam nalewa sobie kawy.
Wiem już że cały dzień będą mnie dręczyć wyrzuty sumienia. Jest dla mnie miły i kochany. Czasem naprawdę na to nie zasługuję. Przez całe śniadanie patrzę na blondyna kątem oka. Cóż ja najlepszego zrobiłam? Co ja nadal robię? Przecież między nami jest uczucie. Inaczej nie byłabym jego żoną. Nie byłoby mnie tu. A może jednak nie tylko ja mam coś na sumieniu? Ale przecież on jest taki kochany, cudowny. Nie zdradził by mnie chyba. Na pewno nie. Wiem, że na uczelni są ładne dziewczyny, ale nie sądzę, aby interesował się nimi, a może? Nie wiem co mam o tym myśleć. Piję kawę, za wszelką cenę odsuwając od siebie dręczące myśli.
- Więc - wstaję i odnoszę talerz do zmywarki - do soboty kochanie - pochylam się nad nim i chce pocałować w policzek.
Odwraca głowę i łączy nasze usta. Uśmiecha się przez długi pocałunek. Oddaję pocałunek kładąc dłoń na jego policzku.
- Zadzwoń jak dolecicie - mówi, odrywając się ode mnie.
- Oczywiście - jeszcze raz muskam jego wargi i odsuwam się.
Blondyn zbiera swoje naczynia, które wstawia do zmywarki.
Biorę swoją torbę i wychodzę widząc Damiena czekającego przy aucie. Chowa telefon i otwiera drzwi. Zabiera mi bagaż, aby wrzucić go do tyłu. Nie odzywam się, tylko zajmuję miejsce obok kierowcy. Lot na pewno nie będzie długi. Tak sądzę. Nie za bardzo lubię wznosić się nad ziemię. Może mi się poszczęści i po prostu zasnę zaraz przy starcie. Wtedy to wszystko szybko minie i będziemy na miejscu. Damien szybko prowadzi samochód. Nie ma dużego ruchu.
- Każde nieposłuszeństwo to kara - ostrzega mnie chłodnym tonem - Zapamiętaj, bo nie mam zamiaru ci pobłażać. W żadnym wypadku.
- To ty jesteś niemiły - mój głos jest obojętny - to wyjazd służbowy, lepiej na tym się skup.
- Nie mówię o wyjeździe - prycha - Ja nie jestem nie miły. Ja jestem po prostu wymagający. Nie lubię pomyłek, a twoja koleżanka mnie zdenerwowała. To zasada ogólna.
- Co to w ogóle za pomysł? Karanie - prycham.
- Tak. Karanie - uśmiecha się drwiąco. - Żebyś wiedziała Aviano. Lubię karać. To właśnie mój świat, a teraz ty się w nim znajdujesz.
- Nie zgadzałam się kurwa na żadne karanie.
- Karanie jest częścią pakietu. Już raz zostałaś ukarana, prawda? Pamiętasz? - przypomina. - Przebierałaś nogami.
- Przestań - szybko odsuwam nasuwający się obraz przed moimi oczami.
Wzrusza ramionami i stuka palcami o kierownicę. Z nim nie wygram. I tak zrobi co będzie chciał. Godzinę później lecimy już prywatnym samolotem. Na prawdę robi wrażenie. Duży i ładnie urządzony. Bogato. No, ale Damien ma na to pieniądze. Poza tym liczy się prywatność. Jesteśmy tu sami. Plus obsługa. Ściągam buty i podkulam nogi klękając na fotelu. Przygryzam wargę, patrząc przez małe okienko. Naprawdę piękny widok. Chmury i panorama Nowego Jorku. To będzie parę godzin. Zmiana strefy czasowej. Może jakoś dam radę. Damien podaje mi kieliszek wina, ściągając marynarkę.
- Dziękuję - mówię miękko i biorę alkohol.
Siada naprzeciwko mnie. Piję cudownie smakujące wino, czując na sobie jego baczny wzrok. To sprawia, że na policzki wpływają rumieńce. Też jestem zaskoczona. Bardziej zawstydza mnie gdy mi się przygląda, niż to, kiedy leżę przed nim naga.
Staram się to w sobie tłumić.
Ocieram palcem spływającą po zewnętrznej stronie szkła czerwoną krople i przykładam go do ust czyszcząc.
- Zrób to jeszcze raz, a po prostu cię przelecę. Nie patrząc czy mamy publikę i czy tego chcesz - warczy z fotela obok.
- O co ci znowu chodzi? - patrzę na niego zdziwiona nie wiedząc czego chce.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie to erotyczne? - wbija we mnie intensywne spojrzenie.
- I nie tym tonem.
- Nie chciałam żeby spadło mi na sukienkę. Lubię ją - sam sobie zmień ton. Dodaje w myślach.
Wstaje i podchodzi do mnie. Zabiera mi kieliszek. Dłoń wplątuje w moje włosy, za które pociąga.
- Ja nadal nie jestem twoim kolegą i masz mieć do mnie szacunek! Męża traktuj tak, jeśli ci na to chłoptaś pozwala. Ja nie będę. Więc dostosuj się do tego, albo będę się ciągle denerwował, czego skutkiem będą kary, których tak bardzo nie chcesz. Rozumiesz, Aviano? - mówi spokojnie, ale chłód od niego emanuje jak na Antarktydzie - Jeśli tak, to grzecznie odpowiedz i nie próbuj mnie więcej irytować.
- Mój mąż traktuję mnie przynajmniej tak jak powinien to robić. Jesteś bipolarny Damien i zaczynam mieć tego wszystkiego serdecznie dość.
- Nie przeszliśmy na ty - przypomina mi i znów pociąga za włosy. - Ty widocznie lubisz być tak traktowana. Nie oczekuj ode mnie słodkich słówek jakie prawi ci mój syn. Będziesz traktowana jak prawdziwa, pociągająca i piękna kobieta.
- Chyba mylą ci się pojęcia kobieta, a zwykla dziwka czy szmata - twardo patrzę mu w oczy.
- Chyba dalej się nie rozumiemy. Ale daję ci wybór i teraz go dokonasz - puszcza mnie i siada, a na stolik obok kładzie teczkę - Tam masz opisane wszystko, co możemy robić. To żadna umowa. Po prostu zwykłe wyjaśni​enie. Nie jest to też nic co nas zobowiązuje do dokładnego planu aby to robić. Ale ja nie jestem twoim kolegą i osobą do zabierania na ckliwe randki. Chcę, zrobić wszystko, żebyś czuła się jak moja kobieta. Jak prawdziwa kobieta. Ceną tego jest mój charakter i trudna przeszłość. Lubię kontrolę. Jeśli akceptujesz mnie, musisz zaakceptować to co robię. Wybór należy do ciebie. Czy chcesz to przerwać? - kończy spokojnie, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Światełko NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz