Rozdział 10

6.6K 203 4
                                    


~Damien~

Zamykam oczy, odchylając się na fotelu w tył. Teraz już wiem czemu tak jej bardzo mocno nienawidziłem. Bo mój syn mógł ją mieć, a ja nie. Dobrze wiem, że nie powinienem się do tego posuwać, że to bardzo złe. Jednak czasem coś jest silniejsze niż dobro. Próbowałem. Izolowałem ją od siebie. Byłem chłodny, niemiły, wredny, arogancki, chamski i dużo jeszcze by wymieniać. Nie daję już sobie z tym rady. Teraz kiedy wpadła w moje ręce, to nie dam tak łatwo jej odejść. Zaprzestać tego wszystkiego. Chcę całować każdy centymetr jej nieskazitelnej skóry. Chcę pieścić jej najczulsze miejsca. Chcę też, aby poznała mój świat. Świat perwersji. To na szczescie nie będzie trudne. Ona... ona tego chce. Tak jak i ja.
Wzdycham i przeczesuję palcami włosy. Co mam robić dalej? Natan jest szaleńczo zakochany w swej pięknej i cudownej żonie. Nie odbieram mu jej, ale też nie odpuszczę. Na razie będzie to wielka tajemnica, nikt nie bedzie wiedział, nikt nie może sie dowiedzieć. Moje wyrzuty są obecne w każdym momencie, w każdej chwili spędzonej z nią, lecz wiem, że to co robię to wszystko robię dobrze. Myślę o sobie? No po części oczywiście że tak. Ale przecież ona mnie pragnie tak bardzo jak ja jej. Jest jej dobrze, nawet bardzo. Więc myślę też o mojej pięknej słodkiej laleczce, którą jest Aviana, kochana Avi. To będzie skomplikowana relacja i trudna, ale w życiu trzeba ryzykować. Podejmuję się tego wszystkiego.
Jest tuż przed piątą, gdy słyszę delikatne pukanie do drzwi. To pewnie ona. Mówię proszę i tak jak myślałem dostrzegam głowę Aviany. Nie wygląda na zbytnio zadowoloną.
- Mąż przyjechał? - pytam nazbyt obojętnie, otwierając także w tym czasie e-maila.
- Jakaś pani do szefa. Dała mi bardzo dosadnie odczuć, że chce się z Panem koniecznie zobaczyć.
- O nie - zrywam się natychmiast z krzesła, zostawiając ofertę konferencji w Seattle otwartą - Wpuść - dodaję i zapinam szybko marynarkę.
Znika za drzwiami, a po chwili wchodzi Marina. 
- No nareszcie. Cześć mój kochany - szatynka mocno mnie całuje zapewne zostawiając na moich wargach swoją czerwoną szminkę.
Odsuwam ją i bardzo zły mierzę kobietę wzrokiem. Z kieszeni wyjmuję chusteczkę, aby dokładnie przetrzeć usta z tego syfu, który tam zostawiła.
- Nie zapędzaj się tak. Mów w końcu co masz do powiedzenia i idź stąd, bo jestem bardzo zajęty - warczę.
- Hej, może by tak troszkę grzeczniej. Już wystarczająco źle potraktowała mnie Twoja pożal się boże sekretareczka, kogo ty zatrudniłeś.
- Tak się składa, że to jest moja synowa i potraktowała cię wręcz o dużo za dobrze - opieram się o biurko i przesuwam palcem po myszce. Delegacja na dwa - trzy dni, nie byłaby w sumie zła. To dobry pomysł.
- Damien do cholery - słyszę jej zły ton głosu.
Nawet nie przenoszę na nią wzroku. Nie rozumiem ile trzeba mieć tupetu aby się tak zachowywać. Prycham tylko pod nosem.
- Jeszcze parę dni temu byłeś bardzo chętny do spotkań ze mną i to bardzo częstych - zamyka mi w tym momencie laptopa.
- Ale już nie jestem! Tyle? To tam są drzwi. Może trafisz.
- O ty. Nie masz prawa tak do mnie mówić - wbija swoje długie niczym szpony wiedźmy, paznokcie w mój podbródek podnosząc go siłą do góry.
Łapię jej kruchy nadgarstek i pociągam w dół. Moja dłoń z łatwością chwyta jej obie. Odpycham się od biurka i wyprowadzam ją. Sięgam jeszcze po torebkę z kanapy i rzucam nią w kobietę. Zawsze jestem grzeczny do kobiet, nawet kiedy mnie irytują. No ale tej akurat dłużej nie zdzierżę. 
- Avi wskaż pani wyjście, teraz - mówię do brunetki. - I przyjdź do gabinetu zaraz po tym. Mam do ciebie ważną sprawę.
Kiwa głową patrząc to na mnie, to na kobietę ewidentnie zaskoczona.
Nie dziwię się. Jedna wściekła, druga zdziwiona. Zaciskam zęby powstrzymując się od komentarza. Wchodzę do pomieszczenia. Jak w jednym momencie można tak bardzo wyprowadzić człowieka z równowagi.
A miałem taki dobry humor. Idealny wręcz. Strącam ręką segregatory z biurka.
Do środka jak oparzona wbiega Aviana. Nie chcę jej wystraszyć. Za wszelką cenę muszę się uspokoić. Inaczej wezmę ją na tym biurku.
- Co się stało? - patrzy na rozwalone dokumenty.
Podchodzi do nich i zaczyna składać.
- Dziwka. Jebana, pierdolona dziwka - syczę pod nosem do siebie - Nie ważne. Mam propozycję - kucam pomagając jej ogarnac ten syf.
- Tak? - patrzy na mnie przelotnie nie przerywając sprzątania.
Kończymy to razem. Podchodzimy do kanapy. Sadzam ją plecami do siebie. Siedzi lekko bokiem. Przeczesuję palcami jej długie włosy. 
- Daj gumkę - mówię. Nosi ją zawsze na nadgarstku. 
Niepewnie ściąga ją przez palce i podaje mi. Pochylam jej głowę i związuję koka. W końcu zabieram ręce, odkładając je na kolana.
- Pojedziesz ze mną w delegację do Seattle - wyjaśniam.
- Nie jestem bardziej potrzebna tutaj? - odwraca się w moją stronę. 
- Nie. Musisz mi asystować - mówię wolno. Nie wyobrażam sobie bez niej tych trzech dni, ot co to to napewno nie.
- Dobrze. Rozumiem.
Uśmiecham się. Świetnie. Nie wypuszczę jej z łóżka. Wydaje się być taka ufna. Uśmiecha się za każdym razem widząc mnie uśmiechniętego. Mimo wszystko jest niewinna. Wplątała się w moją grę, ale ona to jak taki anioł bez skrzydeł. Głaszczę jej policzek. Piękna. Składam na ustach brunetki pocałunek. 

- Pragnę cię - mówię.
- Więc bierz - tym razem to ona łączy nasze usta w pełnym namiętności i pożądania pocałunku.

Światełko NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz